Szacunek dla człowieka, który wymyślił dmuchane bandy - wywiad z Piotrem Protasiewiczem, zawodnikiem Falubazu

Najskuteczniejszy zawodnik w drużynie Falubazu w pojedynku z Atlasem Wrocław zdobył trzynaście punktów wraz z bonusem i walnie przyczynił się do wygranej zespołu Myszki Miki. Od początku sezonu imponuje formą i jest silnym punktem zespołu. Opowiedział nam o testimonialu z okazji 10-lecia jego startów w drużynie Indianerny Kumla, lidze szwedzkiej i najbliższym, ważnym pojedynku ze Stalą Gorzów.

Ewelina Bielawska: Udało się dziś wygrać i zgarnąć bonusa. Jak podsumujesz swój występ? Byłeś najskuteczniejszym jeźdźcem.

Piotr Protasiewicz: Cieszę się z wygranej, a przede wszystkim z tego, że zdobyliśmy ten punkt bonusowy, gdyż połowicznie nadrabiamy w tym momencie te straty z wyjazdów. Na wyjazdach przegrywaliśmy wprawdzie minimalnie, ale przegrywaliśmy i brakowało nam dużych punktów. Indywidualnie też jestem zadowolony i myślę, że jest przyzwoicie ale najważniejsze, że duże punkty zostają w Zielonej Górze.

Na dzisiejszy mecz zostałeś zestawiony w parze z Fredrikiem Lindgrenem. Czy według Ciebie jest to dobra para?

- To pytanie do trenera. Jesteśmy od początku sezonu tutaj tak zestawiani i nie przegrywamy jak na razie zbyt wielu biegów.

Jaki był dzisiaj tor?

- Jeśli kibicom podoba się, a my wygrywamy to znaczy że musiał być dobry i pasować.

Wydaje się, że po czwartkowym upadku podczas pojedynku z Atlasem Wrocław nie ma już śladu…

- Czuję się dobrze, były to duże chmury, ale mały deszcz, także wszystko na szczęście się wyprostowało i czuję się bardzo dobrze. Szczerze mówiąc pozbierałem się dość szybko, chciałem złożyć podziękowania masażyście, który postawił mnie na nogi jeśli chodzi o kontuzję. Cieszę się, że wszystko porozchodziło się po kościach i wielki szacunek dla człowieka, który wymyślił dmuchane bandy, bo gdyby nie one, nie rozmawialibyśmy dzisiaj.

27 maja w Kumli odbył się Testimonial - 10-lecie Twoich startów w drużynie Indianerny Kumla. Jak wrażenia po tym turnieju?

- Tamtejszy klub wyszedł z inicjatywą, by taki turniej przygotować. Wszystko poszło w miarę fajnie. Co prawda nie było tłumów na trybunach, ale w Szwecji to inna para kaloszy niż w Polsce. Poza tym ludzie tam żyją ligą, a nie turniejami indywidualnymi. Była dobra zabawa, później w miłej atmosferze odbył się mały bankiecik i oto właśnie chodziło.

Podczas tego turnieju w przerwie jeździłeś na motorze, na którym startowali zawodnicy wiele lat temu. Jak się jeździło?

- Ciężko się jeździ takim motocyklem, który ma dużo mniej koni i mocy niż te nasze silniki. Nie wyobrażam sobie, żebym miał do wyścigu wystartować na takim motorze.

Strasznie ciężko łamało Ci się na łukach, prawda?

- Dokładnie. W momencie kiedy jest tak bardzo mało mocy, robi się problem, by odpowiednio styl chwycić. Trzeba by było dużo trenować i równocześnie zbyt wiele nie jeździć w międzyczasie na tych silnikach, na których my jeździmy.

Jak jest według Ciebie - liga szwedzka bardzo różni się od naszej polskiej, która uważana jest za najmocniejszą w świecie?

- Nie. Uważam, że jest to podobny poziom. Natomiast nie startuję w lidze angielskiej, ale myślę, że ta jest właśnie ligą słabszą. Zresztą, wystarczy spojrzeć na nazwiska zawodników tam startujących.

W najbliższą niedzielę czeka drużynę Falubazu ciężka przeprawa w Gorzowie. Są apetyty na wygraną?

- To są derby. Wiemy jakie są założenia, jakie są ambicje. Muszę przyznać, że nasz zespół ma troszeczkę mniejszą presję, ponieważ wywieziemy minimum punkt bonusowy, który mam nadzieję, że już mamy. Oczywiście mam poczucie tego, że przed zawodami nie powinno mówić się, że coś już jest, ale my możemy, a Gorzów bardzo musi po tej sromotniej porażce w Zielonej Górze.

Jak czujesz się na gorzowskim torze?

- W sumie rzadko tam jeżdżę, ale myślę, że to nie jest zbyt wielki problem i będzie dobrze. Pewnie Gorzów będzie chciał się bardzo zrewanżować. Jednak mam nadzieję, że się nie damy.

Komentarze (0)