Szanuję moich zawodników za tę pracę, którą wykonali - rozmowa z Czesławem Czernickim, trenerem Unii Leszno

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Czesław Czernicki może być zadowolony z postawy swoich juniorów w środowej rundzie eliminacyjnej Młodzieżowych Mistrzostw Polski Par Klubowych, jakie rozegrano w Rawiczu. Para Przemysław Pawlicki - Sławomir Musielak zdobyła łącznie 23 punkty i zwyciężyła w tychże zmaganiach, jednocześnie uzyskując awans do finału. Bardzo dużo będzie zależało od tego, jak ta młodzież spisze się w niedzielę we Wrocławiu i czy dzięki jej postawie leszczynianie wywiozą korzystny rezultat ze stolicy Dolnego Śląska.

Jarosław Handke: Jak pan skomentuje postawę swych podopiecznych w środowej rundzie eliminacyjnej MMPPK w Rawiczu? Zwycięstwo mówi chyba samo za siebie i musi cieszyć.

Czesław Czernicki: Można powiedzieć, że były to troszeczkę niemrawe zawody, bo nie lubię takiej sytuacji, że w danych biegach jeździ jeden zawodnik. Mieliśmy do czynienia z dużą loterią, liczyły się właściwie dwie i pół drużyny, gdyż Unia Tarnów dysponowała można powiedzieć połową zawodnika. W takim przypadku jakiś defekt czy inny nieszczęśliwy wypadek mógł spowodować duże zmiany. Ale akurat w środę dwa zespoły były poza konkurencją i niezagrożenie wywalczyły awans. Nie ukrywam, że przyglądałem się moim zawodnikom już pod kątem najbliższego meczu ligowego, który w niedzielę odjedziemy we Wrocławiu. Sławek Musielak myśląc o pierwszym składzie nie może przegrywać tak frajersko z zawodnikami, można powiedzieć z pierwszej ligi.

W ostatnim meczu ligowym przeciwko Polonii Bydgoszcz w składzie Unii wystąpiła aż trójka juniorów, bo spod numeru dwunastego startował jeszcze Jurica Pavlic. Łącznie zdobyli oni zaledwie osiem punktów. Czy myśli pan, że poprawią się we Wrocławiu?

- Każdy mecz ma swój scenariusz. Życie pisze swoje scenariusze, sport pisze swoje scenariusze. Mam świadomość tego, że moi zawodnicy młodzieżowi w ubiegłym roku podczas zawodów Ligi Juniorów we Wrocławiu pojechali bardzo dobrze i praktycznie tam przypieczętowali zwycięstwo w tej lidze. Mam nadzieję, że równie dobrze będą się czuli na tym torze w meczu ligowym w tym roku.

Dlaczego Adam Shields nie wystąpił w meczu z Polonią Bydgoszcz?

- Dlatego, że chcieliśmy maksymalnie, jak tylko jest to możliwe, sprawdzić dyspozycję wszystkich moich zawodników, dać szansę juniorom. Środowe zawody w Rawiczu są można powiedzieć także wstępną kwalifikacją do tego meczu.

Kiedy po meczu w Lesznie z bydgoską Polonią rozmawiałem ze Sławomirem Musielakiem, stwierdził, że z opinii kolegów dowiedział się, iż tor znacząco różnił się podczas meczu i podczas poprzedzającego go treningu. Inni zawodnicy także wspominali o torze. Co pan może powiedzieć o sposobie jego przygotowania na te zawody?

- Przygotowanie toru było jednakowe dla wszystkich zawodników. Nigdy nie patrzę na to, kto co mówi po meczu, bo wtedy każdy jest mądry i każdy filozofuje. Sławek Musielak powinien być na tyle samokrytyczny, żeby zdawał sobie sprawę, że stracił w tym meczu dwa punkty poprzez to, że popełnił dwa błędy. Po drugie, Sławka na treningu nie było, ale miał możliwość potrenowania w dniu meczu przed południem, kiedy wrócił z Lendavy. Był zmęczony, nie skorzystał z tej okazji. Ponadto po sobotnim treningu zdecydowaliśmy wraz z drużyną, że przygotujemy przyczepniejszy tor na mecz z Polonią niż ten, jaki był podczas spotkania z Atlasem Wrocław.

Kilkupuntkowe zwycięstwo nad Atlasem na własnym torze to nie jest oszałamiający rezultat. Czy uważa pan, że w rewanżu Unia może myśleć realnie o bonusie, a także o zwycięstwie?

- Sądzę, że tak, bo patrząc na dyspozycję całej piątki moich zawodników, jestem dobrej myśli. Myślę, że do tego poziomu dostroi się Adam Shields. W niedzielę piątka zawodników dobrze pojechała: Leigh Adams, Jarek Hampel, Krzysiu Kasprzak, Damian Baliński i Jurica Pavlic. Zawody trwają przez piętnaście wyścigów i oby żadne sytuacje losowe nie przytrafiły się mojemu zespołowi. Oby wszyscy maksymalnie zdeterminowani i zdecydowani walczyli o zwycięstwo, tak jak to czynili w meczu z Polonią Bydgoszcz.

Niektórzy kibice sukcesu, bo trudno ich inaczej nazwać, twierdzą, że Leigh Adams się wypalił, gdyż nie wyszło mu kilka spotkań oraz turniejów Grand Prix w tym roku. Czy sądzi pan, że Leigh będzie jeszcze stanowił o sile leszczyńskiego zespołu w tym roku?

- Leigh Adams pokazał i potwierdził swoją klasę w spotkaniu z Polonią Bydgoszcz, w którym jechała czołówka zawodników z Grand Prix, mam tutaj na myśli Andreasa Jonssona czy Emila Sajfutdinova. Uważam, że Adams jest zbyt klasowym i wybitnym zawodnikiem, by kibice wystawiali mu takie cenzurki. Wiadomo, że kibic ma swoją hierarchię wartości, kiedy się wygrywa, to swoich ulubieńców nosi się pod niebosa, na lektyce. A kiedy się przegrywa, jest zupełnie inaczej. Odczuł to Damian Baliński, ja także odczułem to osobiście. Ale powiem raz jeszcze: Szanuję moich zawodników za tę pracę, którą wykonali i sądzę, że ta niepotrzebna szaleńcza presja do niczego nie doprowadzi.

Obecnie Unia zajmuje drugie miejsce w ligowej tabeli, co wydaje się być dobrym wynikiem. Szczególnie, jeśli popatrzy się na to, co czynią zawodnicy z Torunia, którzy w siedmiu meczach nie doznali porażki. Czy myśli pan, że Byki w tym roku stać na coś więcej niż srebrny medal?

- Po pierwsze chcemy spokojnie jechać, budować formę i wejść do pierwszej szóstki. Sprawdził nam się taki system w 2007 roku, kiedy to mieliśmy wpadkę w Tarnowie, w zeszłym sezonie odnieśliśmy wysoką porażkę w Częstochowie. Wyciągnęliśmy z tych sytuacji wnioski i na tym polega siła mojej drużyny, która tworzy kolektyw. W moim zespole każdy jest dla każdego przyjacielem, a na sukcesach nie można scalać drużyny, bo wtedy często buja się w obłokach. W tym sezonie przegraliśmy sześcioma punktami w Toruniu, jak na razie żadna drużyna nie zdobyła na tamtejszym torze tyle punktów, co my. Mnie ten wynik nie satysfakcjonował, bo Przemkowi Pawlickiemu przytrafił się defekt, małą niedyspozycję miał wówczas Damian Baliński. Trzeba wejść do pierwszej szóstki, a później będziemy walczyć dalej.

Na koniec spytam o to, czy nie sądzi pan, że jeden zawodnik z cyklu Grand Prix to za mało w takiej drużynie, jak Unia Leszno. Większość zespołów ekstraligowych ma zakontraktowanych dwóch jeźdźców z cyklu.

- Toruń nie ma żadnego zawodnika z Grand Prix, my mamy jednego.

Spójrzmy jednak choćby na Włókniarza Częstochowa, gdzie jeżdżą Nicki Pedersen i Greg Hancock, a częstochowianie niemal na pewno znajdą się w pierwszej szóstce.

- Tak, ale z całym szacunkiem dla Częstochowy tam praktycznie ta dwójka decyduje o obliczu całej drużyny. Nie mi to oceniać, czy w naszej drużynie jest potrzebny jeden zawodnik z Grand Prix więcej czy mniej. Wychodzę z założenia, że Grand Prix rządzi się swoimi prawami, zawody ligowe także. Czasami zdarza się, że zawodnicy, którzy na maksa w sobotę jadą w Grand Prix, w niedzielę nieco gorzej prezentują się w lidze, vide Jason Crump ostatnio w Zielonej Górze.

Źródło artykułu: