Tegoroczna forma Vaclava Milika budzi niepokój kibiców i działaczy Betard Sparty Wrocław. Doszło nawet do tego, że menedżer Dariusz Śledź postanowił nie zabierać Czecha na mecz do Grudziądza i dać mu okazję do przemyśleń. W tamtych zawodach kontuzji nabawił się Maciej Janowski i szybko okazało się, że Milik w parku maszyn byłby potrzebny.
Janowski już kontuzję wyleczył, a dyspozycja Milika nadal daleka jest od optymalnej. Dlatego Śledź ponownie nie powołał Czecha na spotkanie. Podczas gdy w piątkowy poranek Betard Sparta szykowała się do meczu ze Speed Car Motorem Lublin, 26-latek kręcił treningowe "kółka" w Pardubicach.
Czytaj także: Nieciekawe prognozy dla Grzegorza Zengoty
- Jest za wcześnie, by decydować czy Milik pojedzie z nami na kolejny mecz. Na gorąco po spotkaniu nie ma co tego analizować - mówił Śledź po pokonaniu Speed Car Motoru 47:43.
ZOBACZ WIDEO Skórnicki o relacjach z Pedersenem: Doszło kiedyś do "hałasu" wokół nas
Menedżer Betard Sparty tłumaczył, że chce uniknąć sytuacji, w której Milik jest powoływany na mecz, by od pierwszej gonitwy zastępował go Gleb Czugunow lub Max Fricke.
- W Grudziądzu nam zabrakło Vaclava. Czemu się znowu na to zdecydowałem? Musielibyśmy się zbyt mocno zagłębiać w pewne kwestie. Nam zależy, by Milik wrócił mocny. Chcemy go odbudować, a nie trzymać w składzie w roli kevlara. Mam do niego za dużo szacunku, by mu to zrobić - dodał Śledź.
Czytaj także: Kontrowersyjna decyzja Ziółkowskiego we Wrocławiu