forBET Włókniarz Częstochowa dogłębnie analizuje przyczyny porażek w trzech kolejnych meczach, z tego dwóch na domowym torze. Działacze przejrzeli nawet protokoły spotkań. Jakież było ich zdziwienie, gdy odkryli, że silnik o określonym numerze został zgłoszony do meczu z Fogo Unią Leszno, a potem do kolejnego, z Betard Spartą Wrocław.
Zawodnik Fogo Unii korzystający ze wspomnianego silnika wykręcił bardzo dobry wynik. Ten ze Sparty spisał się równie dobrze (Włókniarz potwierdza ów fakt, ale nie zdradza nazwisk żużlowców). Można w ciemno założyć, że w tym przypadku mieliśmy do czynienia z przyjacielską przysługą. Pozostaje pytanie, czy takie zachowania powinny mieć miejsce?
Czytaj także: Ostafiński. Chemia i dziurawe gaźniki. Łap oszusta
W Ekstralidze nie robią z tego problemu. Mówią, że już w przeszłości zdarzały się takie rzeczy. Dodają, że pożyczka to jedno, bo przecież pożyczający musi jeszcze dobrze wykorzystać silnik, który dostał na jeden dzień. Tu akurat tak się stało, więc można zapytać, czy jednak nie powinno się zakazać tego rodzaju praktyk. We Włókniarzu nie chcą szerzej komentować tej sprawy. Mówią jedynie, że faktycznie dwóch różnych zawodników pojechało na jednym i tym samym silniku w dwóch różnych meczach. W przypadku meczu z Fogo Unią nie miało to wielkiego znaczenie, a w tym drugim już tak.
ZOBACZ WIDEO Łaguta na ostatnich metrach uratował remis! Kronika 7. kolejki PGE Ekstraligi
Pytaliśmy jednak menedżerów i działaczy innych klubów, czy i jak powinno się zablokować takie pożyczki? Padła sugestia, że być może należałoby wprowadzić rejestr, gdzie silniki byłyby przypisane do konkretnych drużyn. Nie ma bowiem problemu, kiedy jeden zawodnik z Unii pożycza silnik koledze, ale kiedy pożycza go komuś z innej drużyny, to już można się zastanawiać, czy tu nie mamy do czynienia z wpływaniem na końcowy układ tabeli. Zasadniczo nie ma jakiegoś wielkiego halo, że takie praktyki są stosowane.
- Prawnikiem jestem z zamiłowania i uważam, że takiego pożyczania sobie silników między zawodnikami dwóch różnych drużyn nie można zablokować - ocenia Jacek Ziółkowski, menedżer Speed Car Motoru Lublin. - Silnik jest własnością żużlowca i może on robić z nim, co tylko zechce. Dwa lata temu my też pożyczyliśmy silniki dwóm zawodnikom innej drużyny. Spróbowali i oddali, bo stwierdzili, że wolą swoje.
Czytaj także: Wpadli na kontrolę. Szukali dziurawych gaźników
Nieco bardziej sceptycznie podchodzi do sprawy mecenas Jerzy Synowiec. - Według mnie temat jest delikatny, bo faktycznie można takimi pożyczkami wpływać na losy spotkań i na układ tabeli. Z drugiej strony koledzy z tych samym miast, czy wręcz bracia, są rozsiani po różnych klubach. Ich więzy są mocniejsze niż klubowe. W Formule 1 takie praktyki byłyby niedopuszczalne, u żużlowców to jednak nie dziwi.
- Pamiętam, jak w latach 90-tych zawodnicy zagraniczni przyjeżdżali często bez silników i gospodarze pożyczali im swoje, żeby ich kibice zapłacili za bilety i mogli zobaczyć gwiazdę. Swoją drogą człowiek ważniejszy niż maszyna. Kiedyś Hućko pożyczył swój silnik Hamillowi. Ten wykręcił komplet, a Hućko wziął silnik za kilka dni i zrobił 1 punkt - kwituje Synowiec.
Swoją drogą, jak ktoś ma dobre silniki na każdy tor, to może zrobić niezły interes. Pożyczy tu i tam, skasuje i biznes się kręci.
A wierszówka leci.