Łukasz Kuczera: Get Well Toruń stał nad przepaścią. I zrobił krok naprzód (komentarz)

WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: narada w Get Well Toruń
WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: narada w Get Well Toruń

W roku 2017 pomogła dopingowa wpadka Grigorija Łaguty, w zeszłym sezonie słabo jechały drużyny z Tarnowa i Zielonej Góry, a w tym najprawdopodobniej już nic nie uratuje Get Wellu Toruń przed spadkiem z PGE Ekstraligi. Ma to jednak swoje plusy.

Do trzech razy sztuka. Sytuacja Get Wellu Toruń po piątkowej porażce ze Speed Car Motorem Lublin jest nie do pozazdroszczenia. Ledwie trzy punkty na koncie, w perspektywie ważne mecze u siebie z drużynami z Grudziądza, Wrocławia i Zielonej Góry. Zdobycie w nich punktów będzie nie lada wyczynem i o utrzymanie się w PGE Ekstralidze będzie graniczyło z cudem.

Torunianie na skraju przepaści znajdowali się już od roku 2017. Wtedy, gdyby nie dopingowa wpadka Grigorija Łaguty, najpewniej "Anioły" pożegnałyby się z elitą. Rok temu też było wielkie rozczarowanie, bo zespół nie wjechał do play-offów. W piątek podczas meczu ze Speed Car Motorem zrobili krok w kierunku przepaści i jazdy w Nice 1.LŻ.

Czytaj także: Kuriozalne wykluczenie Kildemanda w Grudziądzu

Tragedia Get Wellu jest tym większa, że przecież przed piątkowym meczem większość ekspertów stawiała na gospodarzy. Przemawiał za nimi wynik uzyskany w pierwszym spotkaniu. Porażka różnicą sześciu punktów w Lublinie (42:48) przyjmowana była przecież przez Get Well jako sukces, bo miała gwarantować zdobycie bonusu. Tymczasem zespół na własnym torze uzyskał jeszcze gorszy wynik (37:53).

ZOBACZ WIDEO: Menedżer gdzieś między depresją i załamaniem nerwowym

Torunian pogrążyli ci sami zawodnicy, którzy zawodzili od początku roku. Nie było przełomu u Runego Holty, Norbert Kościuch nie był bohaterem jak w meczu z truly.work Stalą Gorzów, w marazm popadł też Niels Kristian Iversen. Potwierdziło się to, co pisaliśmy po ostatnim spotkaniu w Grudziądzu. Na ten moment Get Well to tylko Jason Doyle. Tak jadącą drużyna nie ma prawa utrzymać się w PGE Ekstralidze.

Najlepszym podsumowaniem występu gospodarzy jest brak punktów przy nazwisku Jacka Holdera. Przecież to właśnie Australijczyk, jego starty z pozycji rezerwowego były kością niezgody w zespole i psuły atmosferę. Holder miał być zbawcą, a w decydującym momencie swoją postawą wbił Get Wellowi nóż w plecy.

Degradacja do Nice 1. LŻ nie musi być dramatem dla Get Wellu Toruń. W tak równej w PGE Ekstralidze ktoś spaść musiał i najprawdopodobniej trafi na "Anioły". To okazja do tego, by dokonać rachunku sumienia. Od ilu lat bowiem eksperci mówili o tym, że należy pożegnać się chociażby z Chrisem Holderem? Paradoks polega na tym, że w obliczu spadku Australijczyk może być ciekawą opcją do jazdy w Nice 1. LŻ.

Jak wiele głosów radziło Get Wellowi, by dalej stawiać na Pawła Przedpełskiego? Bo przecież Rune Holta nie gwarantował solidnych zdobyczy punktowych po tak koszmarnej kontuzji. Nie wspominając o wcześniejszym wypędzeniu z Grodu Kopernika Adriana Miedzińskiego. W Toruniu od kilku lat podejmowano błędne decyzje i wiele wskazuje na to, że klub w końcu zapłaci za nie wysoką cenę.

Czytaj także: Łaguta wykluczony za wjechanie w Michelsena

Najważniejsze dla Get Wellu w przypadku spadku z PGE Ekstraligi to pozostanie na pokładzie klubu Przemysława Termińskiego, bo ten gwarantuje mu solidne zaplecze finansowe. Jeśli tak się stanie, można być pewnym tego, że rozbrat "Aniołów" z najlepszą ligą świata potrwa tylko rok. Budowanie składu można będzie zacząć od Norberta Kościucha, który w realiach Nice 1. LŻ będzie kandydatem na lidera zespołu i otrzyma szansę odkupienie win z tego roku.

Łukasz Kuczera

Źródło artykułu: