Vaclav Milik od początku roku zawodzi oczekiwania kibiców i działaczy Betard Sparty Wrocław. W obliczu kontuzji Taia Woffindena kierownictwo wrocławskiego klubu postawiło sobie za cel odbudowanie Czecha. W niedzielnym meczu przeciwko forBET Włókniarzowi Częstochowa otrzymał on do dyspozycji sprzęt mistrza świata.
W jeździe Milika coś drgnęło, bo zapisał na swoim koncie 6 punktów i 2 bonusy, a Betard Sparta rozgromiła rywala 56:34. - Nie pamiętam kiedy ostatni raz byłem tak szybki. Muszę podziękować Taiowi, bo naprawdę mi pomógł. Tego mi było trzeba - stwierdził zawodnik.
Czytaj także: Madsen nie chce dyskusji o torach i motocyklach
Niedzielny występ Milika pokazał, że kierownictwo Betard Sparty słusznie nie skreślało czeskiego żużlowca, a jego problem tkwił w sprzęcie. Biorąc pod uwagę, że Woffindena zabraknie w składzie również w kolejnym meczu, będzie to kolejna szansa na "zbudowanie" Milika.
ZOBACZ WIDEO: Tomasz Gollob nie był gotowy na taką kontuzję. Cierpi, ale jest dobrej myśli
- Widać było progres w jeździe i punktach Vaszka. Pierwszy krok za nami. Mamy jeszcze trochę pracy do wykonania, ale myślę, że na te najważniejsze mecze będzie w szczytowej formie - skomentował Dariusz Śledź, menedżer Betard Sparty.
W tym roku Betard Sparta przeżyła już coś podobnego. Gdy kontuzji nabawił się Maciej Janowski, z jego pomocy sprzętowej skorzystali Jakub Jamróg i Max Fricke. Od tego momentu Polak i Australijczyk prezentują się znacznie lepiej i stali się ważnymi filarami zespołu.
Czytaj także: Patryk Rolnicki bliski powrotu na tor
- Miejmy nadzieję, że schemat będzie ten sam, że kontuzja Woffindena odbuduje nam Milika. To są takie momenty, które wiążą zespół. Chłopcy dają z siebie więcej. Razem wpadamy na szalone pomysły i korzystamy z tego. Muszę też podziękować Taiowi za pomoc, którą zaoferował Vaszkowi - podsumował Śledź.