Dariusz Ostafiński: Czy macie już gotowy scenariusz w razie spadku do Nice 1.LŻ?
Ilona Termińska, prezes Get Well Toruń: Wolałabym rozmawiać o tym, co jest tu i teraz, bo tak naprawdę wszystkie nasze siły wrzuciliśmy właśnie w tę sferę. Chcemy jak najlepiej pojechać do końca sezonu i wówczas będziemy myśleć co dalej. Wiemy, w jakiej jesteśmy sytuacji, myślimy nad wieloma rozwiązaniami, jednak teraz wolimy skupić się na tych meczach, które nam zostały.
Czy rodzina Termińskich, w razie spadku, zostanie w Get Well, czy też sprzedacie udziały?
Zostajemy. Czujemy się odpowiedzialni za żużel w Toruniu i jesteśmy zdeterminowani do walki.
Czytaj także: Brak wzmocnień juniorskich pogrążył Get Well. Sytuacja jest dramatyczna
Czy po tym wszystkim, co wydarzyło się w ostatnich tygodniach macie jeszcze serce i zapał, by to prowadzić?
Dość przewrotnie, im dalej w las tym pracujemy jeszcze ciężej, niemalże od rana do nocy. Szukamy sposobu na odwrócenie całej sytuacji. Od kilku tygodni spotykamy się z zawodnikami zarówno przed, jak i po meczach. Myślimy o tym, co się może zdarzyć na torze podczas meczu, analizujemy także każdy bieg po spotkaniu. Staramy się, by zawodnicy nie spotykali się tylko i wyłącznie na stadionie podczas meczu, ale także i w każdej wolnej chwili, bo wiemy, jak działa zespół. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.
ZOBACZ WIDEO: Menedżer gdzieś między depresją i załamaniem nerwowym
Jak traktujecie zachowanie części toruńskich kibiców? Po ostatnim meczu, ale i wcześniej też, wyzywali oni wulgarnie zawodników Get Well, zarzucając im brak zaangażowania?
Mówi pan o garstce kibiców, którzy faktycznie nieodpowiednio odnoszą się do zawodników. Rozumiemy frustrację, ale proszę mi wierzyć, że najbardziej rozżaleni jesteśmy my sami. Wulgaryzmy oraz te pojedyncze ekscesy nam nie pomagają, wręcz przeciwnie. Zawodnicy zostawiają tyle, ile mogą na torze i żadne wyzwiska im nie pomogą. Okazuje się, że jesteśmy w obecnym sezonie słabi i ten sposób motywacji dla zawodników nie działa. Rozmawialiśmy długo w sobotę po meczu i zawodnicy sami są na siebie źli - nie zdobywają punktów, nie zarabiają pieniędzy. To jest prosty mechanizm i naprawdę tego typu zachowania nie są potrzebne.
Chciałabym dodać, że ja jednak widzę również tę drugą grupę kibiców, którzy naprawdę chodzą na stadion, bo chcą pomóc. Starają się zrobić oprawę przed meczem, dopingują przez całe spotkanie, a na samym końcu potrafią jeszcze przyjść, powiedzieć, że widzą, że jest bardzo źle, ale oni od klubu się nie odwrócą. To jest bardzo budujące i mam nadzieję, że właśnie te zachowania przełożą się na pozostałych, również tych bardziej krewkich, kibiców.
W ogóle, skąd te pustki na Motoarenie? Czy to nie jest bardziej przerażające niż sytuacja sportowa drużyny?
Średnia w tym sezonie na toruńskiej Motoarenie to niemalże 9 tysięcy ludzi, w sytuacji, gdy jesteśmy obecnie czerwoną latarnią PGE Ekstraligi. Proszę spojrzeć na średnie z poprzednich sezonów w innych miastach. Na przykład w ubiegłym sezonie średnia w Tarnowie była zdecydowanie niższa niż u nas, a przecież Unia walczyła do samego końca o pobyt w najwyższej klasie rozgrywkowej. Jestem przekonana, że pod tym względem jest naprawdę nieźle. Motoarena jest dużym stadionem, dlatego, gdy jest poniżej 10 tysięcy na trybunach, to może ona sprawiać wrażenie pustej.
Jakie błędy zostały popełnione i dlaczego drużyna znalazła się w tym, a nie w innym miejscu? Spotkałem się z opiniami, że zabrakło determinacji przy transferach, że należało dwóch zawodników przepłacić i byłby lepszy skład. Czy to prawda?
Od kilku sezonów wałkowany jest temat przepłacania. My podchodzimy do transferów bardzo realistycznie, mamy budżet, w którym musimy się zmieścić i nie chcemy, jak to pan nazwał, przepłacać, bo nie widzę w tym sensu. Historia uczy, że takie przepłacanie może później doprowadzić do problemów z płynnością finansową. Jesteśmy zdania, że należy budować skład na własną miarę. Wiemy, którzy zawodnicy jadą poniżej oczekiwań i gdzie mamy problem, ale obecnie możemy starać się już tylko im pomóc.
Na jakiej podstawie w klubie uwierzono, że Chris Holder się przebudzi, że Rune Holta będzie mocny po ciężkiej kontuzji, a Norbert Kościuch będzie skuteczny w PGE Ekstralidze tak samo, jak w pierwszej lidze?
Według mojej oceny Chris Holder robi dokładnie tyle punktów, ile miał robić. Został zakontraktowany do pewnych zadań, z których się wywiązuje. Osobiście nie rozumiem trochę tej małej nagonki na kapitana, bo podpisując kontrakty, liczyliśmy, że będziemy mieć dwóch mocnych liderów, trzech kolejnych solidnych seniorów i juniorów, którzy coś dowiozą. Problem nie leży w Chrisie.
Faktycznie, jeśli chodzi o Rune, to myśleliśmy, że mimo wszystko szybciej dojdzie do formy, chociażby sprzed kontuzji z 2018 roku. Niestety pierwszy wyjazd na tor przed obecnym sezonem, kolejna kontuzja i tak naprawdę Holta już u progu sezonu był pół roku za wszystkimi. Tego już nie cofniemy. Co do Norberta Kościucha, przyszedł do Torunia jako piąty senior. Statystycznie jest lepszy, chociażby od Brady Kurtza, Andreasa Jonssona, czy Vaclava Milika. Chcielibyśmy, by zdobywał więcej punktów, ale Norbert to bardzo ambitny zawodnik i wierzę, że końcówkę sezonu będzie mieć mocną.
Czy w meczu z GKM-em można się spodziewać walki, czy też z zespołu już kompletnie zeszło powietrze?
Na pewno nie zeszło z nas powietrze. Przygotowujemy się jak do pierwszego meczu w sezonie. Niezależnie od wyników kolejnych spotkań w każdym będziemy chcieli wygrać, tak robią sportowcy.
Często czytam komentarze kibiców w stylu, że państwo Termińscy nie znają się na żużlu i to jest problem. Myśli pani, że faktycznie to jest kłopot?
Żużla uczymy się przez cały czas. W każdym sezonie jesteśmy w innej sytuacji i z każdej staramy się wyjść obronną ręką. Zawsze staraliśmy się dobierać osoby odpowiedzialne za zespół tak, by wszystko poszło po myśli zarówno naszej, jak i kibiców. Niestety łaska pańska na pstrym koniu jeździ. W trakcie sezonu 2017 kibice chcieli zmiany menadżera i ta ostatecznie nastąpiła. Po sezonie chcieli, by Jacek Frątczak został na kolejne sezony. Jak to obecnie wygląda, wszyscy wiemy. Polak mądry po szkodzie, końcówka zeszłego sezonu zamydliła nam oczy, ale bardzo dużo osób, włącznie z kibicami, wierzyło, że ten sezon będzie o wiele lepszy.
Przypominam, że dyskusje na temat toruńskiego zespołu dotyczyły tak naprawdę braku wychowanków w Toruniu. Czy jadąc obecnie z Adrianem, czy też Pawłem w składzie bylibyśmy na innej pozycji w tabeli? Sądzę, że nie. Jest dużo czynników, które zaważyły o tym, że jesteśmy w tym, a nie innym miejscu. Proszę mi wierzyć, że bardzo dużo kosztuje nas, przede wszystkim nerwów, prowadzenie tego klubu, ale przyszłyśmy tu, by zrobić coś pozytywnego, i pomimo tego, co się obecnie dzieje, wierzę, że tak też ostatecznie będzie.
Czytaj także: Gdzie wygrać, jak nie w Toruniu. Get Well już nic nie pomoże
Czy nie za późno doszło do zwolnienia menedżera Jacka Frątczaka? Wielu ekspertów mówiło, że trzeba to było zrobić o wiele szybciej.
Tak jak już wcześniej powiedziałam, każdy mądry po szkodzie. Rok temu także rozkręciliśmy się dopiero w połowie sezonu i tak naprawdę pół okrążenia dzieliło nas od play-off. Nikt nie mógł założyć aż tak czarnego scenariusza.
Co dziś może pani powiedzieć jako prezes klubu kibicom, którzy daliby się za Get Well pokroić, a w tym sezonie mają kwaśną minę?
Dziękujemy, że jesteście z nami. Czujemy wasze wsparcie i na pewno będziemy walczyć do ostatniego meczu.