- Czy internet zabija? Mnie omal nie zabił - mówi bez ogródek Jacek Frątczak, były menedżer Get Well Toruń. - Ludzie mają możliwość bezkarnego wylewania wiadra pomyj. Robią to, choć to jest chore. Przed sezonem jedna z drużyn nie chciała przyjechać na mecz sparingowy. Jej zawodnicy chcieli testować sprzęt i bali się, że zostaną w necie zrównani z ziemią, jeśli przy ich nazwiskach pojawią się jakieś zera i jedynki. Dopiero jak zapewniłem, że zamkniemy trening i nic nie wyjdzie, zgodzili się pojechać.
- Cieszyłem się, kiedy Igor Kopeć-Sobczyński zdobył trójkę w biegu juniorskim, bo wcześniej nasza młodzież tylko czytała komentarze, jaka to jest słaba i nawet wyścigu z nikim nie potrafi wygrać - stwierdza Adam Krużyński, przewodniczący rady nadzorczej KS Toruń. - A oni czytają komentarze cały czas. Jak idzie, nie ma problemu. Gorzej, jeśli się nie układa, bo wtedy każda krytyczna opinia pogłębia dołek. A krytyków nie brak. Jak ktoś wypoczywa nad polskim morzem i widzi, że jakaś inna osoba jest w pięknym miejscu, to atakuje. Sportowcy, to ile zarabiają, też budzą emocje.
Czytaj także: Gollob poleciał na dwa tygodnie do Stanów. Będzie operacja?
- Kiedyś czytałem komentarze i bardzo się nimi przejmowałem - mówi junior Stelmet Falubazu Zielona Góra Norbert Krakowiak. - Jak ktoś pisał, że Krakowiak nic nie potrafi i tylko się przewraca, to brałem to sobie do serca. Jak pisali, że jestem słaby, to uwierzyłem, że tak jest. Z czasem dotarło jednak do mnie, że opinia bezimiennych ludzi nie ma sensu, że liczy się, to co myśli trener.
ZOBACZ WIDEO Kibice grożą właścicielowi klubu. Szantażują go
Eksperci i fachowcy z żużlowego światka zgodnie przyznają, że rozwój internetu, to nie jest zła sprawa. - Problem zaczyna się, kiedy czytającemu omsknie się ręka i przejdzie do sekcji komentarzy - zauważa Adam Skórnicki, menedżer Falubazu, który już nie raz, w emocjonalny sposób, zwracał uwagę na ciemną stronę internetu. Całkiem niedawno mówił, że nie da się skrzywdzić, bo zbyt wielu kolegów stracił. Te słowa nie odnosiły się do nikogo z władz klubu, lecz właśnie do ludzi pozostawiających agresywne i mocne komentarze w sieci.
- Ogólnie rzecz biorąc, to net ma moc, ale trzeba wiedzieć, jak z niej korzystać, by się pozytywnie naładować - kontynuuje Skórnicki. - Wielu niepotrzebnie czyta coś więcej niż artykuł, a na "fejsie" sprawdza, czy liczba "lajków" się zgadza i przeżywa, gdy jest ich za mało. To przede wszystkim problem zawodników młodszych, mniej odpornych.
Czytaj także: Prezes Polonii liczy, że w 2020 roku pojedzie derby z Get Well
- Panuje opinia, że niektórzy przez komentarze ludzi życie sobie odebrali - stwierdza trener kadry Marek Cieślak. - Nie będę wymieniał nazwisk, ale dwóch takich na pewno było - dodaje. - Moja rada? Nie czytać. Zwłaszcza, że do tego, co było wcześniej, wrócić się nie da. Trzeba nauczyć się żyć, z tym że pod tekstami pojawi się tysiące różnych opinii na twój temat. I nie wszystkie są dobre. Przyznam, że ja sam przestałem czytać, co ludzie o mnie myślą i jest mi z tym dobrze.
- Zawodnicy mówią, że nie czytają komentarzy, ale dwie trzecie to robi i się przejmuje. Według mnie internet stał się dla żużla takim samym problemem, jak forma i sprzęt. Kluby i sami żużlowcy muszą szukać sposobu na radzenie sobie z tym kłopotem - kwituje Frątczak.
W artykule wszystko sie zgadza ale zamiast "komentarze" trzeba wpisac "artykuly" Ostafinskiego, Kucz Czytaj całość