Za i przeciw Hynka. Rekin biznesu z Tarnowa. Niech się Cierniakom darzy we Wrocławiu

WP SportoweFakty / Sebastian Maciejko / Na zdjęciu: Mateusz Cierniak z lewej
WP SportoweFakty / Sebastian Maciejko / Na zdjęciu: Mateusz Cierniak z lewej

Unia Tarnów ma w okolicy dwie szkółki, ale za chwilę prezes klubu Łukasz Sady może się obudzić z ręką w nocniku. Ewentualne odejście Mateusza Cierniaka do Betard Sparty Wrocław sprawi, że Jaskółki w tej formacji będą gołe i wesołe.

Jeśli nasze czwartkowe informacje o przyszłorocznym przejściu Mateusza Cierniaka z Unii Tarnów do Betard Sparty Wrocław się potwierdzą, a wszystko na to wskazuje, że tak, prezes Łukasz Sady obudzi się niedługo z ręką w nocniku i będziemy mieli do czynienia z ewenementem na dużą skalę. Bo jak nazwać sytuację, w której pod nosem spółki żużlowej funkcjonują dwie szkółki - Cierniaka i Kołodzieja, a klub nie ma z tego praktycznie żadnego pożytku.

Obie szkółki długo opierały się środkach przekazywanych przez Grupę Azoty. Partnera klubu, który w zamierzeniu łożył niemałe pieniądze na młodych chłopaków, którzy w dalszej perspektywie, po zdaniu licencji mieli lawinowo zasilać szeregi ekipy Jaskółek. Oczywista oczywistość. Tymczasem za chwilę okaże się, że te najlepsze kąski będą jeździć wszędzie tylko nie w Tarnowie. Na miejscu Grupy Azoty, która stoi np. za rozwojem Cierniaka poprosiłbym o wyszyciu loga potentata chemicznego na kewlarze Betardu Sparty.

CZYTAJ TAKŻE: Cugowski: Nie wyrzucajmy Lindgrena za LGBT

Ciekawe swoją drogą jak przyszłym roku miałyby wyglądać treningi UKS-u pod dowództwem Mirosława Cierniaka. Większość czasu będzie pewnie spędzał z synem we Wrocławiu. Tam nie będzie takie luzu jak w Tarnowie, gdzie wszyscy chuchają i dmuchają na Mateusza i jest lokalną gwiazdką. Trzeba będzie skonfrontować się dużo większą presję. A gdy np. nie będzie szło?

ZOBACZ WIDEO Kibice grożą właścicielowi klubu. Szantażują go

Już ten sezon w Nice 1.LŻ zweryfikował nieco oczekiwania względem młodego Cierniaka. Kibice i on pewnie on sam widzieli się w roli kogoś, kto będzie w stanie zastępować słabiej dysponowanych seniorów. Tymczasem na początku rozgrywek był kłopot z wygrywaniem biegów młodzieżowych na swoim torze. On sam ma szczęście, że na rynku młodzieżowców panuje olbrzymia posucha więc, to wejście do PGE Ekstraligi nie musi być wbrew pozorom takie skomplikowane. Choć na zastąpienie Maksyma Drabika w skali 1:1 nikt nie liczy.

Z drugiej strony nie dziwię się Cierniakowi. Gdyby chociaż przedłożono mu jakieś perspektywy w Tarnowie. Drużyna jedzie bez jasnego celu, poza tym żeby zdrowo i cało ukończyć zawody. Czym skusić takiego młodego zawodnika do pozostania, skoro on chce się rozwijać, iść do przodu, robić postępy i lepiej zarabiać. Dobrą atmosferą i wiecznym poklepywaniem po plecach jeszcze nikt nikogo wyżywił.

Lokalny patriotyzm i przywiązanie do barw skończyło się dobrych kilkanaście lat temu, dlatego szczerze im życzę powodzenia. Tam im będzie lepiej, ptasiego mleczka na pewno nie zabraknie, a to dla zawodnika na starcie kariery niezwykle ważne. I to najbardziej boli, że w Tarnowie nie ma myślenia długofalowego. Jest tu i teraz. A przyszłość? Jakoś to będzie.

Wracając do prezesa Unii Tarnów...nie od dziś też wiadomo, że pan Sady nie jest łatwym człowiekiem w relacjach. Gdyby tak nie było potrafiłby sobie ułożyć życie z miastem, z którym należy funkcjonować w symbiozie. Największe profity tego konsumuje się przy formowaniu przedsezonowego budżetu. A Unia rok rocznie zbiera z ratuszowego stołu co najwyżej okruchy. Dobry szef i organizator nie może przedkładać własnych ambicji ponad dobro klubu. Trzeba nieraz po po prostu zacisnąć zęby i schować urażoną dumę do kieszeni.

I tutaj zahaczamy o kolejny ważny wątek szkółki Janusza Kołodzieja i konfliktu prezesa z najwybitniejszym tarnowskim wychowankiem. Kto więcej na nim stracił? Tego szerzej chyba nie trzeba tłumaczyć. Wystarczy napisać, że jeden z podopiecznych Janusza, Bartłomiej Kowalski bardzo chciał wrócić do rodzinnego miasta, lecz nie wchodząc w szczegóły jego losy tak się potoczyły, że najpierw o mały włos nie wylądował u rywala zza miedzy - Stali Rzeszów, a kiedy ta została nie dopuszczona do rozgrywek, był zmuszony szukać szczęścia w Częstochowie.

W sytuacji, która może spotkać Jaskółki w przyszłym roku takiego Kowalskiego powinno się przyjąć z pocałowaniem ręki. Bez wątpienia byłby filarem trzonu młodzieżowego tarnowian. Obecnie, z wyłączeniem Cierniaka w kadrze zespołu znajduje się trzech juniorów: Przemysław Konieczny, Dawid Rempała i Mateusz Gzyl. Przy całym szacunku dla powyższego tercetu, ale żaden na razie nie będzie w stanie zastąpić Cierniaka.

Konieczny w porównaniu z poprzednimi rozgrywkami zrobił olbrzymi i widoczny gołym okiem postęp, ale nie jest w tej chwili materiałem na lidera formacji młodzieżowej. To wciąż melodia przyszłości. Podobnie Rempała i Gzyl. Mogą odpalić, ale są na razie wielką niewiadomą. Nie pomylimy się pewnie jak wysnujemy wniosek, że Unia będzie w kolejnym sezonie na pozycjach juniorskich goła i wesoła. Szkoda, ponieważ Unia miała gotowy produkt, diamencik do dalszego oszlifowania. Z tym, że za szlifierkę chwyci już ktoś inny.

Pada wiele zarzutów pod adresem Kołodzieja za formę rozstania w poprzednich latach. Ale może to nie jest tak, że to on nie potrafi się kulturalnie rozejść. W Lesznie jakoś w 2011 właściciele klubu i team Kołodzieja potrafili sobie ładnie podziękować. Gdzie jest teraz Janusz? Ano w Lesznie.

I tak z perspektywy czasu Janusz chyba powinien jakiś list gratulacyjny wysłać prezesowi. W końcu jeździ teraz w lepszym klubie, jest szanowany, traktowany jak swój i na dodatek awansował do Grand Prix. Znów z Bykiem na piersi. Kołodziej został otoczony opieką przez ówczesnego prezesa Józefa Dworakowskiego, który nie tylko wciąż jest jego sponsorem, ale widzi w żużlowcu z Tarnowa poważną osobę.

CZYTAJ TAKŻE: Polonia Bydgoszcz szuka zawodnika. Jak Hancock zechce usiądą z nim do stołu

Źródło artykułu: