IMP: Historia przemawia za zawodnikami Unii. Znów obsadzą całe podium?

WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Na zdjęciu: Janusz Kołodziej
WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Na zdjęciu: Janusz Kołodziej

Faworytem niedzielnego finału IMP jest lider drużyny miejscowych - Piotr Pawlicki. Historia pokazuje, że w Lesznie zazwyczaj po największe triumfy sięgali właśnie zawodnicy Unii. Oprócz obrońcy tytułu, w stawce jest jeszcze trzech gospodarzy.

Niedzielny finał IMP będzie dziesiątym w historii, który odbędzie się na torze w Lesznie. Jak dotąd zawodnicy Unii zwyciężali na swoim owalu aż sześciokrotnie. Pierwsze tego typu zawody odbyły się tam już w 1949.

Turniej ten należy uznać za prawdziwy przełom w historii polskiego żużla. Po raz pierwszy bowiem rywalizowano o krajowy czempionat bez podziału na kategorie pojemnościowe. Z kompletem szesnastu punktów (zawody odbywały się według punktacji 4-3-2-1) zwyciężył późniejszy patron leszczyńskiego stadionu - Alfred Smoczyk.

Na kolejny finał IMP Leszno musiało czekać ponad 30 lat. Jednakże, kiedy najbardziej prestiżowe zawody w kraju wróciły już do Wielkopolski, to zostały tam od razu na dwa lata. W 1980 roku sensacyjnie zwyciężył zawodnik gospodarzy Bernard Jąder, zaś w kolejnym sezonie obyło się już bez niespodzianek - klasyczny, piętnastopunktowy komplet wykręcił legendarny Roman Jankowski.

ZOBACZ WIDEO Kibice grożą właścicielowi klubu. Szantażują go

Aktualny trener leszczyńskiej młodzieży stanął na najwyższym stopniu podium również w 1988, gdy krajowy czempionat po raz piąty zawitał na stadion Byków. W trwającym dwa dni finale (tak tak, dwudniowe zawody w rodzaju finału Speedway of Nations nie są żadną nowością) pozostałe medale wywalczyli zaś jego klubowi koledzy - Jan Krzystyniak oraz Zenon Kasprzak.

Po tak spektakularnym sukcesie (później tylko raz, za sprawą braci Gollobów i Janusza Kołodzieja wszystkie medale zostały w Tarnowie) przyszedł jednak czas na najsłabszy dla leszczynian finał w historii tego cyklu zawodów. W 1989 Unia była reprezentowana przez osamotnionego Piotra Pawlickiego seniora. Ojciec aktualnego Mistrza Polski zajął wówczas siódme miejsce, a zawody wygrał (mający pierwotnie pełnić rolę rezerwowego) Wojciech Załuski.

Czytaj także: Czapka Kadyrowa dla dwudziestoczterolatków. Czy Zmarzlik przedłuży serię?

Jedynym leszczyńskim akcentem na podium był srebrny krążek Jana Krzystyniaka, który jednak kilka miesięcy wcześniej zamienił plastron z bykiem na rzeszowski kombinezon spod znaku żurawia. Brąz trafił zaś niespodziewanie do osiemnastoletniego zawodnika gdańskiego Wybrzeża - Tomasza Golloba.

Lata dziewięćdziesiąte okazały się tymi "chudymi" dla żużla w Lesznie. Klub plątał się między pierwszą, a drugą ligą. Nie było żadnych szans na to, by właśnie tam zorganizowano finałową rundę IMP. Stało się to dopiero w 2008 roku. Na takie zawody warto jednak czekać. Był to bowiem jeden z najbardziej pamiętnych finałów w historii.

Za głównego faworyta uważany był Jarosław Hampel. Mówiło się, że powstrzymać może go tylko sam mistrz Gollob. Tymczasem obie legendy zostały pogodzone przez zawodnika z... pierwszej ligi! Adam Skórnicki w finezyjnym kombinezonie notował trójkę za trójką i zakończył zawody z kompletem punktów. Reprezentujący gospodarzy "Mały" musiał zadowolić się srebrem.

Odbił to sobie trzy lata później, gdy przy Strzeleckiej odbierał wymarzony złoty medal. Do dziś jest to jedyny krążek z najcenniejszego kruszcu w kolekcji wychowanka pilskiej Polonii. Jego macierzysty, wówczas drugoligowy klub też miał z resztą przedstawiciela na "pudle" - skonfliktowanego z leszczyńskimi działaczami dwudziestolatka - Przemysława Pawlickiego.

Czytaj także: Kto skomentuje finał IMP?

W 2016 roku srebro po raz kolejny powędrowało do rodzinnego domu Pawlickich. Tym razem jednak za sprawą młodszego z braci - Piotra. Dwudziestodwuletni wówczas lider miejscowej Unii przegrał z dwa lata starszym zielonogórzaninem Patrykiem Dudkiem.

Jednakże, co się odwlecze to nie uciecze. Młodszy z braci musiał co prawda poczekać do zeszłego roku, ale finalnie odebrał czapkę Kadyrowa przed własną publicznością. Na podium towarzyszyli mu wówczas Maciej Janowski z Betard Sparta Wrocław oraz zawodnik leszczyńskiej Unii - Janusz Kołodziej.

Wnioski wydają się proste, finał IMP odbywający się w Lesznie oznacza przynajmniej jednego zawodnika Unii na podium. Wyjątek z 1989 roku potwierdza tylko tę regułę (tym bardziej biorąc pod uwagę przeszłość klubową Krzystyniaka). Niewiele wskazuje na to, by w niedzielę doszło do podobnej sensacji.

W stawce znajduje się czterech zawodników Fogo Unii Leszno. Oprócz broniącego czapki Kadyrowa Pawlickiego kibice zobaczą również Janusza Kołodzieja oraz młodego Dominika Kubera. Niewykluczone, że w świetle zdrowotnych problemów Oskar Fajfer w zawodach wystartuje także pierwszy rezerwowy - Bartosz Smektała. A przecież Ci "zapasowi" potrafili już sięgać po złoto przy Strzeleckiej!

Źródło artykułu: