Grzegorz Drozd: Jurassic Park(en)

Żużlowe dinozaury żyją. Mają ponad sto lat. Cały worek medali. Trochę siwych włosów. Żony i dzieci, które gorąco pozdrawiają i apetyt na kolejne sukcesy.

W tym artykule dowiesz się o:

Familijnie i energetycznie

Jason Crump, Greg Hancock i Tomasz Gollob (lat 111) zasiedli w loży zwycięzców po duńskiej rundzie GP. Łączy ich wiele podobieństw, bagaż doświadczeń i szacunek do siebie. - Ten tor jest dla mnie szczęśliwy, choć pole startowe w finale mogło by być trochę lepsze – mówił na gorąco Gollob. - W tym roku Crump jest bardzo szybki i pokonać go jest arcytrudnym zadaniem – dodawał Polak. - Warunki są jednakowe dla wszystkich i nikt tutaj nie ma specjalnej przewagi, jednak chcielibyśmy, aby nawierzchnia zawsze była równa, bezpieczna i sprzyjała walce. W Kopenhadze tor zachowywał się bardzo dobrze. Nie było problemów z płynną z jazdą. Należało uważać i pilnować właściwych ustawień, bo parametry toru zmieniały się z biegiem zawodów. W finale Jason był poza zasięgiem. Już na treningu czułem, że wszystko pracuje jak należy. Być może powinno być więcej luźnej nawierzchni, co sprzyjałoby efektywniejszym atakom po szerokiej, ale i tak należy pochwalić organizatorów za dobrze wykonana robotę – uzupełniał Hancock. Ciepłych słów pod adresem swoich rywali nie szczędził również triumfator. - Tomasz rok temu pojechał wybornie i ubiegł nas wszystkich. Potrafi tutaj skutecznie jeździć. Podobnie jak Greg. Jednak nie oglądam się na innych i nie cieszę się z ich porażek. Koncentruje się na sobie. Na mojej jeździe i na moich rezultatach. Zapowiadałem przed turniejem, że przyjeżdżam po wygraną. Udało się i jestem zadowolony – wyjaśniał Crump. - Moja strategia jest bardzo prosta – zdobyć tyle punktów ile tylko dam radę. Zero innych kalkulacji - dodawał Australijczyk. - W zeszłym roku wiele punktów zdobywałem na trasie. Choćby właśnie w Kopenhadze, gdzie oglądaliśmy super wyścigi. Podobnie było w Cardiff. W tym roku mam lepsze starty. Jakby wszystko szło łatwiej i sprawniej. Ciesze się żużlem. Dziękuje moim mechanikom za świetną robotę. Dziękuje rodzinie, która jest dla mnie ważnym i potrzebnym wsparciem - kontynuował lider cyklu popijając przez rurkę napój energetyzujący. Gollob i Hancock również na każdym kroku reklamują innych producentów "energetyków". Wszyscy trzej panowie mają sporo lat na karku, przejechanych biegów i żużla w kościach. Wszyscy trzej są ojcami i mężami. Widocznie łyk zimnego "energetyka" i ciepło rodzinne, to niezły przepis na sukces.

Rozbity, połamany, przegrany...

To nie jest mój rok – powiedział ze smętną miną Nicki Pedersen po zakończonych zawodach. Gdzie jak nie w Kopenhadze Nicki miał odrobić sporą stratę punktową do odwiecznego rywala – Jasona Crumpa? Głęboko w to wierzyła duńska publiczność. Głęboko w to wierzył skoncentrowany team Nickiego, a najbardziej sam zawodnik, który mimo wcześniejszych zapowiedzi niemal palił się do jazdy. Nie wyszło. Prawem tegorocznej serii Pedersenowi co rusz przytrafiało się coś złego. Najpierw zgodnie z kolejną tegoroczną tradycją skosił na pierwszym łuku Sajfutdinowa i został wykluczony. Na domiar złego rozciął udo Zszywany i niemal składany do kupy nie poddał się i wyjechał do następnych biegów. Niezłomny Nicki niesiony dopingiem kibiców wywalczył awans do półfinału, na który wszyscy zacierali ręce. Pedersen kontra Crump. Ze startu wyszli równo. Łeb w łeb przejechali pierwszy łuk. Na przeciwległej prostej Duńczyk zaczął tracić szybkość. Kilka metrów dalej zjechał wściekły i rozjuszony na zielona płytę. Najpierw rzucił motocyklem. Potem z całej siły cisnął kaskiem z odległości dobrych kliku metrów w stronę manegera Larsa Holma. - Podczas wywiadu, który był rejestrowany na ogromnym telebimie na jednej ze ścian stadionu Nicki wydobył się na uśmiech Pozdrowił publiczność i dziękował za doping. W parkingu bez kamer był przytłoczony. Bólem rozciętej skóry, złamanych palców i poniesionej porażki. Szybko wsiadł do auta i odjechał do szpitala. Telewizyjny przekaz również nie zarejestrował wybryku podchmielonego kibica, który wskoczył na tor, zsunął spodnie do kostek, zrobił fikołka i ceremonialnym krokiem oraz gestami zachęcał publiczność do owacji. "Pokaz" nie trwał długo. Nieoczekiwany showmen został najpierw otoczony - rzucił się do ucieczki - złapany i wyprowadzony poza stadion. Zachowanie duńskiej publiczności pozostawiało wiele do życzenia. Widzowie siedzący na dolnych sektorach stadionu byli opluwani, a także lało się na nich piwo. Zgodnie z zapowiedziami kilka godzin przed zawodami tuż pod stadionem rozdawano za darmo białe koszulki z czarnym dużym napisem "Please be fair". Na piętrowej trybunie zawisła flaga "No more Wojciech Grodzki". To echa wydarzeń w Goeteborgu.

Menago jest podstawą

- Pochwała należy się Tomowi Gaszyńskiemu, który niemalże wymusił na mnie te dwa punkty w ostatnim biegu dające mi awans do półfinału – chwalił swojego managera Tomek Gollob. Nie tylko on. Pedersen, Sajfutdinow, Jonsson czy Crump mówią w podobnym tonie. - Kto mnie daje kopa? Chyba nikt, ale dobra praca mechaników w boksie jest niezbędna. Niekiedy sam nie wiem, co mam powiedzieć chłopakom w kontekście ustawień motocykla. Być może potrzebuje więcej czasu. Bywa, że po nieudanych zawodach lepiej jest przejść do porządku dziennego niż rozgrzebywać i rozkładać wszystko na czynniki pierwsze – mówi Grzegorz Walasek. Właściwa koordynacja pracy, szybkie korekty w sprzęcie i przegląd sytuacji na torze, to niuanse, które decydują o końcowym sukcesie lub... porażce. Sebastian Ułamek dla odmiany nie miał powodów do pochwał swoich ludzi. - W półfinale byłem przekonany, że powtórka jest w czterech. Do końcowych sekund czekałem na wyjazd Sajfutdinowa. Wiedziałem, że już nie zdąży, ale spokojnie oczekiwałem na sygnalizację potwierdzającą wykluczenie Rosjanina. Tymczasem, sędzia zapalił zielone światło i taśma poszła w górę. Bylem kompletnie zdezorientowany! Niestety nikt z mojego teamu nie poinformował mnie, że Emil został już wcześniej wykluczony i do poprawki stajemy we trzech – mówił Ułamek. Tarnowianin był jednak zadowolony z ostatecznego wyniku – Realizuję swój plan. Ponownie awansowałem do półfinału – mówił zadowolony.

Szansa na żużel. Szansa dla Golloba

Wygrał Crump. Przegrał Pedersen. A Emil Sajfutdinow z miną wytrawnego pokerzysty nadal szokuje. Mega szybki Rosjanin w części zasadniczej zgubił tylko jeden punkt na rzecz Crumpa. Pozostałe biegi wygrał z przygniatająca przewagą. Emil nawet na twardych, słabo nośnych i wolnych jednodniowych torach jeździ dynamicznie, błyskotliwie i ofensywnie. Już na starcie popisuje się błyskawicznym refleksem - jakby to były zawody młodzieżowe, a nie GP - odjeżdża na pierwszych metrach, nie ogląda się i pędzi do przodu. Widać coraz wyraźniej, że ferajna z elity zaczęła obawiać się młokosa. - Powiedzmy sobie szczerze – zasuwa. Jeśli utrzyma taką formę, to może bić się o najwyższe cele – twierdzi Grzesiek Walasek. Sajfutdinow mógł wygrać trzecie zawody w tym sezonie, ale w półfinale... wjechał w taśmę. Bez gestykulacji i nerwów spokojnie zjechał do parkingu. Po zawodach zupełnie spokojny odpowiadał na moje pytania. - Zrobił się luz na sprzągle. Takie rzeczy po prostu się dzieją. Chciałem popuścić dźwigienkę, aby nie stracić ułamka sekundy zanim sklei sprzęgło. Nie byłem nerwowy. Nie spaliłem się. Poluzowałem za dużo i stało się. Ale były to moje najlepsze zawody i jestem dobrej myśli – zakończył Sajfutdinow. Następne w Cardiff na Millenium Stadium. Wedle zapowiedzi koniec z crossowiskiem. Nawierzchnia z Kopenhagi, która od kilku lat zdaje egzamin będzie przetransportowana do stolicy Wali. - Jeśli to prawda, to już się cieszę. To może by szansa na fajny żużel i na mój dobry wynik. Tak czy siak, Cardiff będzie dla mnie bardzo trudną przeszkodą. Jeśli ją pokonam zachowam duże szanse na medal – zakończył Gollob.

Grzegorz Drozd

Od autora: O serii upadków pomiędzy Nickim Pedersenem i Emilem Sajfutdinowem w odrębnym artykule.

Komentarze (0)