W jednej z ogólnopolskich gazet ukazał się artykuł, w którym zasugerowano, że bydgoski klub ma spore zaległości płacowe w stosunku do swoich pracowników. Te pogłoski stara się zdementować prezes Polonii Leszek Tillinger. - Trochę ten artykuł został przekoloryzowany. Mamy co prawda niewielkie opóźnienia, ale jedynie dwóch zawodników czeka na swoje pieniądze, a nie jak podano cała drużyna. Reszta jest regulowana na bieżąco, choć staramy się jak możemy łatać dziury w budżecie - twierdzi w rozmowie ze SportoweFakty.pl Leszek Tillinger.
Na przełomie czerwca i lipca problemy finansowe w klubach to nic nowego. W tym okresie większość prezesów czeka na wpłaty od swoich sponsorów, bo klubowy budżet jest ustalany jeszcze na jesieni. Dodatkowo Polonia może liczyć na ogromne środki z racji organizacji cyklu Grand Prix. Jedynym problemem jest fakt, że najbliższy turniej odbędzie się dopiero 17 października. - Pół roku byliśmy przekonani, że impreza zostanie rozegrana pod koniec sierpnia. Stąd także nieco później otrzymamy środki z jej organizacji. Ostatnio nasi sponsorzy zaczęli przysyłać zaległe raty, więc nie jest tak źle - tłumaczy Tillinger.
Sporym problemem dla klubu jest także frekwencja. Polonia w Speedway Ekstralidze w tej klasyfikacji zajmuje dopiero szóstą lokatę. Czy mimo to, miejscowi włodarze są zadowoleni z obecnego stanu rzeczy? - Koszt organizacji zawodów, to ponad 100 tysięcy złotych. Jeśli chcemy wyjść na przysłowiowe zero, ze sprzedaży biletów musimy mieć zysk w granicach 150 tysięcy. Ogólnie nasz stadion odwiedza sporo osób. Jeśli średnio na trybunach zasiądzie siedem-osiem tysięcy kibiców będę zadowolony. Wiadomo jednak, że więcej fanów przyciągają na przykład derbowe potyczki z Unibaksem. Mimo kryzysu gospodarczego zgłaszają się do nas firmy, które są zainteresowane sponsoringiem - kończy Tillinger.