W półfinałach PGE Ekstraligi obyło się bez niespodzianek. Mimo ostatniego odrodzenia, forBET Włókniarz Częstochowa przegrał pierwszy mecz na własnym torze z Fogo Unią Leszno i już teraz może szykować się do meczu o trzecie miejsce. "Byki" pokazały pod Jasną Górą to, co wiemy od dawna. Są poza zasięgiem wszystkich rywali.
Za to w Zielonej Górze miało być inaczej niż w spotkaniu fazy zasadniczej i było. Jeśli tamte zawody były zasłoną dymną, to w pełni się udała. - Tor nieco różni się od tego, co mieliśmy tu na początku miesiąca - ocenił Jakub Jamróg, zawodnik Betard Sparty Wrocław.
Czytaj także: Polski wieczór w Grand Prix Niemiec
Przez ostatnie dni dyskutowano też na temat tego, czy Stelmet Falubaz poradzi sobie bez kontuzjowanego Nickiego Pedersena. Zapomniano jednak, że Duńczyk w ostatnich tygodniach nie brylował na torze. Za Duńczyka pojechał Martin Smolinski i zrobił swoje. Niemiec zdobył 4 punkty i bonus, czyli tyle, ile w ostatnim czasie potrafił zgarniać bardziej utytułowany Duńczyk.
ZOBACZ WIDEO Zawodnicy po licencji nie potrafią jeździć. Rafał Dobrucki wyjaśnia
- Gdyby Falubaz przegrał z Betard Spartą to byłoby rozczarowanie. W końcu przed sezonem to był murowany kandydat do jazdy w finale. W Zielonej Górze oczekuje się konkretnego wyniku. Brąz to nie będzie coś na miarę oczekiwań - powiedział nam Jan Krzystyniak, były żużlowiec i trener.
Kontuzja Pedersena pozwoliła błyszczeć innym. W niedzielę aż 13 punktów zdobył Michael Jepsen Jensen, ale to nie on był bohaterem miejscowych. W drugiej fazie zawodów, gdy trzeba było gonić wynik, 5 "oczek" i bonus zgarnął Piotr Protasiewicz. To właśnie metamorfoza najbardziej doświadczonego zawodnika w składzie Stelmet Falubazu była kluczowa dla losów meczu.
- Sześć punktów to dobra zaliczka - komentował Martin Vaculik po meczu. Właśnie taką różnicą wygrała Betard Sparta w pierwszym meczu na Stadionie Olimpijskim. Taki wynik w rewanżu dałby awans wrocławianom ze względu na wyższą pozycję w tabeli po rundzie zasadniczej. Tyle że była to inna Betard Sparta, ze znacznie słabszym Jamrogiem i marną drugą linią.
Wrocławianie po niedzielnej porażce nie powinni rozpaczać. W tym sezonie w większości meczów odprawiali rywali z kwitkiem na własnym torze. Z łatwością przekraczali barierę 50 punktów. Jest jednak jedno "ale". To ostatnie spotkanie z Fogo Unią Leszno, które przegrali 35:55.
Ze względu na czekające nas rewanże, dobrze się stało, że Betard Sparta przegrała w Zielonej Górze. Gdyby w obu półfinałach pierwsze mecze wygrali goście, zabiłoby nam to emocje. A tak, został nam tydzień do ostatecznych rozstrzygnięć. I będziemy się mogli zastanawiać - czy Falubaz będzie w stanie też wygrać wojnę?
Czytaj także: Zmarzlik wygrał Łańcuch Herbowy
Atuty ciągle są po stronie Betard Sparty. W rewanżu słabiej nie pojedzie Maciej Janowski, na więcej stać Maksyma Drabika czy Maxa Fricke. Znak zapytania dotyczy jedynie Vaclava Milika i tego czy będzie w stanie utrzymać wysoką formę. W niedzielę Czech zaliczył triumfalny powrót do składu. - Brakowało mi tego - przyznał z rozbrajającą szczerością. I w przyszłą niedzielę to on znów może zrobić różnicę. Wtedy kibice we Wrocławiu z radością napiszą "brakowało nam tego".