Gdzie będzie występował Paweł Przedpełski w sezonie 2020? Zostanie w Częstochowie, a może zejdzie do Nice 1.LŻ i wróci do Torunia pomagając macierzystej drużynie w błyskawicznym awansie do PGE Ekstraligi. Ta kwestia grzeje od kilku tygodni całe środowisko. - Za wcześnie na dywagacje transferowe, cały czas trwa sezon. Toruń ciągle jest mi bliski. Tu się wychowałem, więc siłą rzeczy wiele temu klubowi i miastu zawdzięczam - odpowiadał wymijająco. - Nie będę jednak ukrywał, że temat ewentualnej jazdy w Nice 1 LŻ jest skomplikowany - dodawał lekko przyciśnięty do muru przez załogę Eleven.
CZYTAJ TAKŻE: Jason Doyle. Nie masz prawie dwóch baniek, nawet nie podchodź
Przedpełski nie wyklucza dalszych startów z Lwem na piersi choć między wierszami dało się wyczuć, że zawodnik nie jest zbytnio zadowolony ze swojej pozycji w zespole. Całe rozgrywki był wystawiany pod numerem drugim lub dziesiątym, które nazwał niewdzięcznymi. Teraz prawdopodobnie chciałby być bardziej doceniany.
- Od trzech lat trochę przyspawano mnie do tych numerów i jestem nimi już odrobinę zmęczony. Spowszedniały mi. Z drugiej strony ma to też swoje plusy. Zahartowałem się i chyba nic już nie jest mojej osobie straszne - zaznaczył.
ZOBACZ WIDEO Prezes PZM: Żużlowcy zarabiają za dużo
Tylko na nieco dalszy plan zeszła dyskusja dotycząca porażki forBET Włókniarza na własnym obiekcie w pierwszym półfinałowym starciu z Fogo Unią Leszno 38:52. - Częstochowianie pojadą do Leszna na trening punktowany. Będziemy budować sztuczne emocje - nie miał wątpliwości Michał Mitrut.
Przedpełski niczym urodzony dyplomata, jak nie miał zamiaru się wprost odnieść do wątku toruńskiego, tak zgrabnie wybrnął od tezy, że akurat w tej parze w odróżnieniu od rywalizacji Stelmet Falubazu i Betard Sparty, aktualny mistrz Polski, przed rewanżem pozamiatał sprawę. - Fogo Unia jest mocne wszędzie. Więcej nie zdołaliśmy zrobić. Zapewniam jednak, że nie wybierzmy się do Leszna na wycieczkę - zapewniał.
- Bodaj sześć lat temu wykręciłem tam z bonusami szesnaście punktów i zastępowałem w jednej z gonitw Tomasza Golloba. Miło by było powtórzyć ten wyczyn, ale zdaję sobie sprawę, że będzie o to szalenie ciężko - podnosił się na duchu.
Swojej indywidualnej postawy w niedzielnej potyczce akurat Przedpełski nie musi się wstydzić. Stanął na wysokości zadania i po powrocie do domu mógł ze spokojem spojrzeć w lustro. Z siedmioma punktami był drugą strzelbą zespołu, zaraz po liderze Leonie Madsenie.
Aczkolwiek sam Paweł był z siebie zadowolony tylko umiarkowanie. Największe pretensje miał do siebie o końcówkę zawodów. Trener Marek Cieślak dostrzegł, że wychowankowi Unibaksu "żre" i pierwotnie desygnował go do obu biegów nominowanych, w tym raz w ramach rezerwy taktycznej. Po zawalonym czternastym wyścigu i pierwszej "zerówce", szkoleniowiec szybko się z tej decyzji wycofał i zastąpił Przedpełskiego początkowo nie uwzględnianym Matejem Zagarem.
- Nie byłem tym faktem zdenerwowany. Przyjąłem to normalnie. Sam się ugotowałem. Wybrałem złe pole startowe i mogę być zły tylko na siebie. Widziałem stojącego obok Bartek Smektała wykopującego sobie koleinę, jak but wchodzi mu w przyczepną nawierzchnię. Ja tego komfortu nie miałem, trafiłem na twardy fragment. Mój błąd - kajał się.
Piotr Olkowicz "sprzedał" też parę rewelacji odnośnie fatalnej dyspozycji Fredrika Lindgrena. Szwed podpisał niedawno nowy trzyletni kontrakt z Włókniarzem, ale Michał Korościel wraz z gośćmi zachodzili w głowę, czy 34-latkowi nie zaszkodziły suweniry z tajemniczej torebki, które otrzymał od Patryka Dudka dzień wcześniej, przed turniejem Grand Prix w niemieckim Teterow.
Ten gest ma związek z wydarzeniami pamiętającymi jeszcze poprzednie zawody w Malilli. Lindgren wtedy wygrał, ale po drodze w znakomitym stylu uratował prawdopodobnie przed groźną kontuzją lecącego pod koła jego motocykla Polaka. - To ciekawe. Lindgren dostał lepszy numer, a i tak wykręcił tragiczny rezultat. Ponoć odebrał z serwisu silnik świeżo po serwisie, ale nic mu nie pasowało - tłumaczył komentator.
Bez echa nie przeszła ponadto wizyta w Częstochowie Jason Doyle'a. Australijczyk po spadku Get Well ma ważną umowę z tym klubem, lecz dostał wolną rękę w poszukiwaniu nowego pracodawcy w najwyższej klasie rozgrywkowej. Zgodnie stwierdzono, że były mistrz świata nie przechodził akurat z tragarzami lub był w tym dniu na Jasnej Górze i na SGP Arenę zawitał wyłącznie przy okazji, całkiem przypadkowo.
Doyle to obecnie najbardziej łakomy kąsek na giełdzie transferowej i o jego względy walczy połowa PGE Ekstraligi. - Nie przeceniałbym jego przyjazdu. Pamiętajmy, że to prezes Termiński może rozdawać karty, gdzie ostatecznie Doyle wyląduje - podkreślał redaktor Olkowicz.
Jedyna kobieta w towarzystwie - Anita Mazur wpadła do programu przyodziana w białą koszulkę Włókniarza, ozdobioną napisem "uwielbiam kociaki z Częstochowy". To pokłosie zakładu z jednym z kibiców Lwów. Urodziwa dziennikarka długo utrzymywała, że do fazy play-off wejdzie MRGARDEN GKM Grudziądz i... poległa. Niestety nie dowiedzieliśmy, co czekało na przegranego fana i jak ewentualna kara byłaby wyegzekwowana.
Z innych ciekawych wątków warto przytoczyć ten o Nickim Pedersenie. Według wiadomości uzyskanych przez ekipę Eleven, przepisem na sukces Stelmet Falubazu z Betard Spartą miała być właśnie absencja Duńczyka. Zawodnicy byli ponoć bardzo zadowoleni, że 42-latka nie było w parku maszyn. Czyżby w przyszłym roku dla Nickiego zabrakło miejsca w Zielonej Górze, a roboty pozbawili go koledzy z drużyny?
CZYTAJ TAKŻE: Zmiana koncepcji kadrowej w Sparcie. Trzech Polaków w składzie i Czugunow do wypożyczenia