Żużel. Numer startowy kością niezgody pomiędzy Włókniarzem i Przedpełskim? Brak Pedersena ucieszył kolegów z Falubazu
W poniedziałkowym magazynie żużlowym w stacji Eleven gościł Paweł Przedpełski. Dziennikarze bardziej niż porażkę forBET Włókniarza w pierwszym półfinałowym meczu przeciwko Fogo Unii starali się zgłębić temat jego przyszłości.
CZYTAJ TAKŻE: Jason Doyle. Nie masz prawie dwóch baniek, nawet nie podchodź
Przedpełski nie wyklucza dalszych startów z Lwem na piersi choć między wierszami dało się wyczuć, że zawodnik nie jest zbytnio zadowolony ze swojej pozycji w zespole. Całe rozgrywki był wystawiany pod numerem drugim lub dziesiątym, które nazwał niewdzięcznymi. Teraz prawdopodobnie chciałby być bardziej doceniany.
Tylko na nieco dalszy plan zeszła dyskusja dotycząca porażki forBET Włókniarza na własnym obiekcie w pierwszym półfinałowym starciu z Fogo Unią Leszno 38:52. - Częstochowianie pojadą do Leszna na trening punktowany. Będziemy budować sztuczne emocje - nie miał wątpliwości Michał Mitrut.
Przedpełski niczym urodzony dyplomata, jak nie miał zamiaru się wprost odnieść do wątku toruńskiego, tak zgrabnie wybrnął od tezy, że akurat w tej parze w odróżnieniu od rywalizacji Stelmet Falubazu i Betard Sparty, aktualny mistrz Polski, przed rewanżem pozamiatał sprawę. - Fogo Unia jest mocne wszędzie. Więcej nie zdołaliśmy zrobić. Zapewniam jednak, że nie wybierzmy się do Leszna na wycieczkę - zapewniał.
- Bodaj sześć lat temu wykręciłem tam z bonusami szesnaście punktów i zastępowałem w jednej z gonitw Tomasza Golloba. Miło by było powtórzyć ten wyczyn, ale zdaję sobie sprawę, że będzie o to szalenie ciężko - podnosił się na duchu.
Swojej indywidualnej postawy w niedzielnej potyczce akurat Przedpełski nie musi się wstydzić. Stanął na wysokości zadania i po powrocie do domu mógł ze spokojem spojrzeć w lustro. Z siedmioma punktami był drugą strzelbą zespołu, zaraz po liderze Leonie Madsenie.
Aczkolwiek sam Paweł był z siebie zadowolony tylko umiarkowanie. Największe pretensje miał do siebie o końcówkę zawodów. Trener Marek Cieślak dostrzegł, że wychowankowi Unibaksu "żre" i pierwotnie desygnował go do obu biegów nominowanych, w tym raz w ramach rezerwy taktycznej. Po zawalonym czternastym wyścigu i pierwszej "zerówce", szkoleniowiec szybko się z tej decyzji wycofał i zastąpił Przedpełskiego początkowo nie uwzględnianym Matejem Zagarem.
- Nie byłem tym faktem zdenerwowany. Przyjąłem to normalnie. Sam się ugotowałem. Wybrałem złe pole startowe i mogę być zły tylko na siebie. Widziałem stojącego obok Bartek Smektała wykopującego sobie koleinę, jak but wchodzi mu w przyczepną nawierzchnię. Ja tego komfortu nie miałem, trafiłem na twardy fragment. Mój błąd - kajał się.
Piotr Olkowicz "sprzedał" też parę rewelacji odnośnie fatalnej dyspozycji Fredrika Lindgrena. Szwed podpisał niedawno nowy trzyletni kontrakt z Włókniarzem, ale Michał Korościel wraz z gośćmi zachodzili w głowę, czy 34-latkowi nie zaszkodziły suweniry z tajemniczej torebki, które otrzymał od Patryka Dudka dzień wcześniej, przed turniejem Grand Prix w niemieckim Teterow.
Ten gest ma związek z wydarzeniami pamiętającymi jeszcze poprzednie zawody w Malilli. Lindgren wtedy wygrał, ale po drodze w znakomitym stylu uratował prawdopodobnie przed groźną kontuzją lecącego pod koła jego motocykla Polaka. - To ciekawe. Lindgren dostał lepszy numer, a i tak wykręcił tragiczny rezultat. Ponoć odebrał z serwisu silnik świeżo po serwisie, ale nic mu nie pasowało - tłumaczył komentator.
Bez echa nie przeszła ponadto wizyta w Częstochowie Jason Doyle'a. Australijczyk po spadku Get Well ma ważną umowę z tym klubem, lecz dostał wolną rękę w poszukiwaniu nowego pracodawcy w najwyższej klasie rozgrywkowej. Zgodnie stwierdzono, że były mistrz świata nie przechodził akurat z tragarzami lub był w tym dniu na Jasnej Górze i na SGP Arenę zawitał wyłącznie przy okazji, całkiem przypadkowo.
Doyle to obecnie najbardziej łakomy kąsek na giełdzie transferowej i o jego względy walczy połowa PGE Ekstraligi. - Nie przeceniałbym jego przyjazdu. Pamiętajmy, że to prezes Termiński może rozdawać karty, gdzie ostatecznie Doyle wyląduje - podkreślał redaktor Olkowicz.
Jedyna kobieta w towarzystwie - Anita Mazur wpadła do programu przyodziana w białą koszulkę Włókniarza, ozdobioną napisem "uwielbiam kociaki z Częstochowy". To pokłosie zakładu z jednym z kibiców Lwów. Urodziwa dziennikarka długo utrzymywała, że do fazy play-off wejdzie MRGARDEN GKM Grudziądz i... poległa. Niestety nie dowiedzieliśmy, co czekało na przegranego fana i jak ewentualna kara byłaby wyegzekwowana.
Z innych ciekawych wątków warto przytoczyć ten o Nickim Pedersenie. Według wiadomości uzyskanych przez ekipę Eleven, przepisem na sukces Stelmet Falubazu z Betard Spartą miała być właśnie absencja Duńczyka. Zawodnicy byli ponoć bardzo zadowoleni, że 42-latka nie było w parku maszyn. Czyżby w przyszłym roku dla Nickiego zabrakło miejsca w Zielonej Górze, a roboty pozbawili go koledzy z drużyny?
CZYTAJ TAKŻE: Zmiana koncepcji kadrowej w Sparcie. Trzech Polaków w składzie i Czugunow do wypożyczenia