Jan Gacek: Jak oceniłbyś kondycję mentalną zawodników Unii Leszno?
Jarosław Hampel: Szczerze przyznam, że na dzień dzisiejszy nie jest tak jak być powinno. Kiedy odnosiliśmy sukcesy była inna atmosfera. Nie trzeba wnikliwie analizować naszych wyników, żeby dostrzec, że jedziemy słabiej w tym roku. Punktujemy poniżej poziomu, którego od nas oczekiwano. To nie znaczy jednak, że dalsza część sezonu będzie zła. Sądzę i wierzę, że uda nam się wyeliminować nasze problemy. W tym sporcie sytuacja potrafi się diametralnie zmienić w ciągu jednego tygodnia, nawet z dnia na dzień. Mamy realne szanse by znaleźć się w strefie medalowej.
Czujecie presję ze strony kibiców?
- Chciałbym, żeby kibice wiedzieli, że docierają do nas sygnały ich niezadowolenia. Doskonale zdajemy sobie sprawę, że oczekiwania były dużo większe. My się tym naprawdę przejmujemy i zależy nam na tym, żeby było lepiej niż do tej pory. Dobre wyniki zawsze poprawiają atmosferę w drużynie i całym środowisku. Ciężko pracujemy, żeby kibice mieli z nas pociechę.
Nie masz wrażenia, że kibice często wyładowują na zawodnikach własne frustracje?
- Oczywiście, że tak jest. Taka postawa nie dotyczy wszystkich kibiców, ale części na pewno. Przyjmujemy to i nie buntujemy się przeciwko temu. Mamy świadomość, że osiągnęliśmy pewien wysoki poziom i kibice oczekują od nas, żebyśmy konsekwentnie go utrzymywali. Fani mają prawo być rozczarowani, ale chciałbym, żeby zrozumieli, że jesteśmy tylko ludźmi i zdarzają nam się słabsze momenty. Nie siedzimy przecież z założonymi rękami. Ciężko pracujemy nad poprawą wyników.
Co jest waszym głównym problemem? Presja, mentalność, sprzęt?
- Jest sporo elementów, które nam nie wychodzą. Każdy zawodnik zmaga się z jakimś - większym lub mniejszym - problemem. Dotyczą one różnych rzeczy, zarówno kwestii sprzętowych jak i mentalnych. Żeby osiągnąć wysoki poziom trzeba zgrać bardzo wiele czynników. Nawet detale odgrywają zaskakująco istotną rolę. Musimy je ogarnąć.
Za tydzień przyjedzie do Leszna Unibax Toruń… Nie boicie się, że wasi fani będą opuszczali stadion ze spuszczonymi głowami?
- Jestem realistą i twardo stąpam po ziemi. Wiem jaki jest układ sił w lidze. Zdaję sobie sprawę, które zespoły wygrywają bo mają w danym momencie więcej szczęścia a które są mocne bez względu na okoliczności. Toruń jest silny, ale zaliczył ostatnio wpadkę w Częstochowie. Wcześniej mogło się wydawać, że są wręcz nie do ugryzienia. W tym momencie jesteśmy teoretycznie słabszą drużyną, ale w gruncie rzeczy taki układ może wyjść na naszą korzyść. Na pewno jednak podejdziemy do tego meczu bez lęku i z wiarą w zwycięstwo.
Czy nie czujesz czasami potrzeby oderwania się od żużla w trakcie sezonu?
- Na pewno to by nie zaszkodziło. Myślę, że mogłoby wręcz pomóc. Żużlowiec w trakcie sezonu ma niezwykle napięty harmonogram i czasami brakuje chwili wytchnienia i wyciszenia.
W meczu na własnym torze z Atlasem Wrocław byłeś bliski pokonania Jasona Crumpa. W jednym z wyścigów miałeś nad nim sporą przewagę a mimo to dogonił cię na kresce…
- Pamiętam dokładnie ten wyścig… Przez dwa, trzy okrążenia jechałem optymalną ścieżką. Ostatnie kółko było jednak w moim wykonaniu fatalne. Wybierałem dokładnie te linie, których nie powinienem. W ostatni wiraż wjechałem środkiem i zamiast przypilnować krawężnika przy wyjściu z łuku odszedłem od niego. Gdybym tego nie zrobił byłbym pierwszy. Sam nie wiem dlaczego popełniłem taki błąd. Czy to była bezsilność czy po prostu moją dyspozycja nie jest idealna? Kiedy zawodnik traci optymalną formę zaczyna popełniać drobne błędy, które nakładają się na siebie i powodują kolejne. Przypomina to trochę reakcję łańcuchową. Z perspektywy trybun nie zawsze widać jak bardzo skomplikowanym sportem jest żużel. Każdy bieg, nawet każde okrążenie jest inne od poprzedniego. Do tego dochodzi kwestia samopoczucia, temperatury, wilgotności powietrza i samego sprzętu. Tych czynników jest jeszcze więcej… W tym sporcie wygrywa ten, kto popełni mniej błędów i szybciej potrafi analizować sytuację.
Jason Crump, Nicki Pedersen czy Greg Hancock niezwykle rzadko miewają problemy o których mówiłeś…
- Zwróć uwagę, że najlepsze wyniki osiągają żużlowcy w przedziale wieku 27-32 lata. Zawodnicy o których wspomniałeś przez wiele lat gromadzili doświadczenie. Dzięki temu pewne rzeczy przychodzą im teraz łatwiej. Na pewno poza talentem i wiedzą potrzebne jest odpowiednie podejście mentalne. Żużlowiec jeśli ma sięgać po najwyższe cele musi być silnie zmotywowany i czuć głód zwycięstw. Doskonale widać to w tym sezonie po jeździe Jasona Crumpa.
Już jesteś zawodnikiem ocierającym się o światową czołówkę. Niedługo wejdziesz w optymalny wiek o którym wspominałeś…
- Zdaję sobie sprawę, że nie jestem na straconej pozycji jeśli chodzi o mój wiek i moją przyszłość. Rzeczywiście jestem blisko światowej czołówki, ale czuję, że jeszcze mi trochę do niej brakuje. Wypadłem przecież z Grand Prix. Wierzę jednak, że już niedługo tam wrócę. Wiem jednak, że nie uniknę wytężonej pracy. To samo nie przyjdzie i nikt tego za mnie nie zrobi. Jak wrócę do Grand Prix to chciałbym być pewny, że dam sobie tam radę. Zależałoby mi na tym, żeby systematycznie znajdować się w czołówce i nie martwić się o utrzymanie w elicie.
W Grand Prix występuje w tym roku kilku zawodników, którzy zdają się być zdecydowanie słabsi od ciebie…
- O obsadzie cyklu decyduje nie tylko poziom sportowy zawodników. Ważne jest to, żeby jeździli tam też Anglicy ze względu na prestiżowy turniej Grand Prix w Cardiff. Powiedzmy sobie jednak szczerze. Występy Scotta Nichollsa i Chrisa Harissa bywają naprawdę żenujące…
Czy zostaniesz w lidze angielskiej jeśli uda ci się awansować do Grand Prix?
- Nie. Na palcach jednej lub dwóch rąk można byłoby policzyć zawodników z którymi można się tam ścigać. Z drugiej strony Anglia to bardzo różnorodne i ciekawe tory. Wiele można się tam nauczyć. Pamiętam swoje porażki z takimi zawodnikami jak choćby Travis McGowan i kilkoma innymi teoretycznie słabszymi żużlowcami. Liga angielska daje dużo okazji do startów co ma spore znaczenie szczególnie u progu sezonu.
Słuchałeś jako dziecko Michaela Jacksona?
- Tak! Zrobiło mi się bardzo smutno kiedy dowiedziałem się o jego śmierci. Jako dzieciak bardzo lubiłem jego muzykę. To był wręcz mój idol z dawnych czasów. Tak naprawdę nigdy jednak nie straciłem kontaktu z jego twórczością. Może jego ostatnie płyty nie były tak ciekawe jak te pierwsze, ale nie mam wątpliwości, że odszedł wielki, fenomenalny artysta.
Co sądzisz o kontrowersjach wokół jego osoby?
- Myślę, że nigdy nie zgłębimy sekretów, które nosił w sobie Michael Jackson. Dobrze znam specyfikę przekazów medialnych. Z tego co trafia do odbiorców nie wszystko jest prawdą. Wiele jest przekłamań i domysłów, które ze względu na ciągłą pogoń za sensacją przedstawiane są jako prawdziwe, sprawdzone informacje. Przekaz medialny rzadko jest w pełni obiektywny. Trudno jest mi wiec oceniać kontrowersje wokół osoby Jacksona. Na pewno miał jakieś problemy osobiste, ale myślę, że nagonka dziennikarzy była niestosowna.
To jednak nie dziennikarze wystawili małe dziecko przez balkon…
- Oglądałem wywiad telewizyjny z Michaelem Jacksonem, w którym na spokojnie komentował tę sytuację. Mówił, że wystawił dziecko za barierkę ponieważ chciał je pokazać. Nie widział w tym niczego niebezpiecznego. Twierdził, że mocno i pewnie je trzymał i był w pełni świadomy tego co robił.
Jakiej muzyki słucha na co dzień Jarosław Hampel?
- Na co dzień najchętniej słucham popu, ale nie są mi obce inne gatunki muzyczne. Od czasu do czasu sięgam także po rockowe brzmienia. Bardzo podobały mi się stare nagrania Offspring. Lubię też niektóre kawałki Ozzy’ego Osbourna.