Kończący w tym sezonie wiek juniora żużlowiec nabrał jednak wody w usta i nie zdradził, w którą stronę poszły negocjacje. - Mogę powiedzieć tylko tyle, że faktycznie odbyłem spotkanie z prezesem Piotrem Rusieckim - uciął.
Gdy jasne stało się, że dziennikarze nic nie wyduszą z 21-latka, przeskoczono do omawiania pierwszych meczów, których stawką są medale. Po piątkowej wygranej na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu 47:43, zespół Smektały Fogo Unia Leszno jest o krok od ustrzelenia hattricka, trzeciego tytułu DMP z rzędu. Nikt więc nie chciał się rozwodzić nad rewanżem, który w zgodnej opinii gospodarzy programu będzie formalnością.
CZYTAJ TAKŻE: Motor ma problem z Łagutą? Prezes spokojny
Młodzieżowiec, co akurat nikogo nie dziwi aż tak radykalny w ferowaniu wyroków nie był. Biła od niego dyplomacja, kurtuazja i respekt przed rywalem, a wypowiedzi opatrywał utartymi sloganami w stylu: to tylko sport, wszystko się może zdarzyć, cztery punkty to nie dużo i Wrocław lubi jeździć w Lesznie.
ZOBACZ WIDEO Vaculik zdradza jak wyglądała męska rozmowa Pedersena z Jensenem
Marcin Kuźbicki pół żartem rzucił, że musiałoby dojść do niecodziennego wydarzenia, którego świadkami byliśmy np. przy okazji jednego z niedawnych półfinałów w szwedzkiej Elitserien. - Betard Sparta powinna włączyć tryb Smederna Eskilstuna - napomknął. Drużyna Kowali wyeliminowała niespodziewanie po triumfie na wyjeździe Vetlandę z terminatorem tamtejszej ligi - Bartoszem Zmarzlikiem w składzie. Od razu przypomniano też o cudzie z finału 2. Lidze Żużlowej. ZOOleszcz Polonia Bydgoszcz odrobiła stratę dwudziestu ośmiu punktów spychając do baraży niemal pewny awansu po pierwszym spotkaniu Power Duck Iveston PSŻ Poznań.
Prowadzącego Michała Korościela i jego redakcyjnych kompanów bardziej interesowało, jak aktualny mistrz świata juniorów zareagował na sposób przygotowania nawierzchni przez gospodarzy. Przypomnijmy, że jury zawodów na kilkadziesiąt minut przed rozpoczęciem zawodów nie odebrało pozytywnie toru we Wrocławiu. Summa summarum spotkanie ruszyło zgodnie z planem, ale warunki, jak mawiają w takich przypadkach żużlowcy były dość ciężkie i selektywne.
- Po tym jak wysoko wygraliśmy (55:35) w rundzie zasadniczej, byliśmy nastawieni na to, że teraz spróbują zaskoczyć nas czymś innym. Na początku przyglądałem się torowi zza bandy i nie wypatrzyłem niczego szczególnego. Dopiero, gdy wyszliśmy na obchód, na własnej skórze przekonałem się, że jest... słabo. Po wskoczeniu na motocykl te odczucia znów się zmieniły. Wcześniej na próbę toru wyjechali Janusz Kołodziej i Piotr Pawlicki, którzy po powrocie do parku maszyn przekazali nam cenne i pomocne wskazówki. Na podstawie tych informacji nieco zmieniliśmy ustawienia sprzętu. Chcę jednak zaznaczyć, że tor był w piątek bezpieczny, a przed przyjazdem z domu, zapobiegawczo potrenowaliśmy na przyczepnym torze - wyjaśnił.
Sparta mało tego, że strzeliła sobie samobója, to jeszcze na wrocławskich praktykach ucierpiało widowisko i kibice zgromadzeni na trybunach oraz przed telewizorami. Na torze gdzie zawsze cmokamy z zachwytu, brakuje nam palców u rąk i nóg żeby policzyć mijanki, w piątek obejrzeliśmy jedno z najnudniejszych widowisk na tym obiekcie od niepamiętnych czasów.
- Smutne zwieńczenie sezonu, gdzie ogólnie na polskich torach próżno było szukać efektownych akcji na trasie. Nasuwa mi się taki wniosek, że nie służą nam ani bardzo twarde, ani przyczepne szykowanie nawierzchni - konstatował Kuźbicki. - Na dodatek, gdy materiał jest ciężki, zawodnik, który nie ominie szprycy, przyjmuje ją na siebie. Taka warstwa potrafi mocno wyhamować, chyba, że zdoła się ją wyminąć - dodawał Smektała.
Bartosza zapytano ponadto o współpracę z psychologiem. - Na razie nie korzystam z usług, ale nie wykluczam, że nawiążę w przyszłości kontakt z takim specjalistą. Dowiedzieliśmy się również, że na liście ulubionych torów Smektały znajduje się częstochowska SGP Arena.
Na dobitkę żużlowiec Byków pochwalił się analitycznym umysłem i podzielił ciekawą obserwacją - Jestem żużlowcem, który patrzy w program i sprawdza z kim staje pod taśmą. Siadamy głównie z tatą i bierzemy pod lupę różne rzeczy. Staramy się oglądać powtórki meczów, oczywiście na ile czas pozwala. Wyciągamy różne wnioski. Np. złapaliśmy jednego zawodnika na tym, że zawsze pokonuje ostatni łuk przy krawężniku - wyjawił.
Dziennikarze zachodzili z kolei w głowę, co takiego stało się w piątek z Taiem Woffinden. Lider Sparty zapisał przy swoim nazwisku pięć punktów z dwoma bonusami, a co gorsza aż dwa razy przecinał linię mety zamykając stawkę. - Może zaszkodziła czwartkowa wizyta u tunera, pana Ryszarda Kowalskiego. Ponoć źle na zawodników wpływają także negocjacje kontraktowe w dniu meczu. A takie miały toczyć się właśnie z Brytyjczykiem - zastanawiał się Piotr Olkowicz.
Jak zwykle nie brakowało elementów humorystycznych. Panowie Olkowicz i Kuźbicki wystąpili w minifamiliadzie prowadzonej przez Korościela. Komentatorzy mogli się naradzać, poznaliśmy rozkład głosów ankietowanych, niestety nie dowiedzieliśmy jakie hobby mieli uczestnicy zabawy, no i najważniejsze, kto w tym duecie robił za głowę rodziny.
CZYTAJ TAKŻE: Mission impossible Polonii Bydgoszcz. Zaatakują PGE Ekstraligę?
Po blamażu w pierwszej odsłonie batalii o brązowy medal (33:57) nie oszczędzono Stelmet Falubazu Zielona Góra. Szanse na odwrócenie losów dwumeczu z forBET Włókniarzem przez podopiecznych Adama Skórnickiego są iluzoryczne. - Zawodnicy byli pogubieni niczym dzieci we mgle. Oprócz Pedersena zabrakło dopasowania do toru - kręcił głową Kuźbicki.
Czwarte miejsce będzie wielką porażką mających przed sezonem 2019 wysokie aspiracje zielonogórzan. Kuźbicki przewiduje, że za brak sukcesów posadą zapłaci menedżer Skórnicki. - Przed spotkaniem w Częstochowie byłem przekonany, że Adam się uratuje i w przyszłym roku nadal będzie prowadził Falubaz. Teraz nie jestem już tego taki pewny. Zwolnienie byłoby PR-owo i marketingowo uzasadnione. Nie wykonując żadnych ruchów pójdzie przekaz, że w sumie to czwarte miejsce nas zadowala - kontynuował.