Toromistrz Tadziu wykonał swoją pracę na piątkę z plusem - rozmowa z Andrzejem Maroszkiem, trenerem Kolejarza Opole

Andrzej Maroszek w bieżącym sezonie pełni funkcję trenera Kolejarza Opole. Zawodnicy ze stolicy polskiej piosenki bardzo dobrze radzą sobie w meczach rozgrywanych na stadionie przy ulicy Wschodniej, lecz dużo gorzej idzie im na wyjazdach. Opiekun opolskich żużlowców w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl opowiada o tym, co należy zmienić, by także w spotkaniach wyjazdowych jego podopieczni zdobywali sporo punktów.

Jarosław Handke: Jak pan skomentuje te zawody? Trzeba przyznać, że były one bardzo ciekawe, a kwestia bonusa ważyła się aż do ostatniego wyścigu meczu. Ostatecznie, to gospodarze zainkasowali trzy punkty.

Andrzej Maroszek: Myśmy praktycznie w takim składzie jeszcze nie występowali przed własną publicznością. Byliśmy poniekąd osłabieni, ponieważ brakowało dwóch Rosjan, brakowało Duńczyka Ostergaarda. Cieszy na pewno zwycięstwo, ale jeszcze bardziej mobilizujący jest fakt, że zdobyliśmy punkt bonusowy. Chciałbym tutaj zaznaczyć, że ten właśnie punkt był bardzo potrzebny, bo w ostatecznych rozrachunkach przed fazą play-off te właśnie punkty będą na wagę złota. Zdobyliśmy bonusa z Rawiczem, teraz mam nadzieję, że trochę więcej będzie wiary w tym zespole w meczu w Lublinie. Tam na wyjeździe także będziemy bronić tego punktu bonusowego. Nie chcemy koniecznie tego meczu wygrać, po prostu głównym naszym celem jest przywiezienie bonusa do Opola. Jest on dla nas najważniejszy.

Duże słowa uznania należą się organizatorom tych zawodów, gdyż jeszcze w niedzielę rano wydawało się, że nie dojdą one do skutku. Toromistrz wykonał jednak kawał dobrej roboty i na torze widzieliśmy sporo mijanek. Jak pan oceni przygotowanie opolskiej nawierzchni?

- My mamy w Opolu taki dość specyficzny tor, który nie poddaje się wodzie. Po prostu wodę, która się na nim znajduje, trzeba umiejętnie rozgarnąć na wszystkie jego części. Nasz toromistrz, Tadziu umie to zrobić. Wykonał swoją pracę, można powiedzieć, na piątkę z plusem. Niektórzy niedowiarkowie mówili jeszcze niedawno, że te zawody się nie odbędą. Kibice bowiem przychodzili tutaj na stadion z rana i widzieli, jak ten tor wyglądał. A tymczasem popołudniu zaszła nawet taka potrzeba, że polewaczka musiała jeszcze wyjeżdżać na tor i go zraszać.

Kiedy rozmawialiśmy ostatnio po meczu w Rawiczu, stwierdził pan, że należy obrać kierunek wschodni. Dlaczego więc jedynym Rosjaninem, który wystąpił podczas rewanżu w Opolu był Igor Kononow?

- Ilia Bondarenko i Roman Iwanow jeszcze kilkadziesiąt godzin temu jeździli w lidze rosyjskiej i to w dalekim Władywostoku. Niejako z logistycznych względów nie było możliwości, by zdążyli oni na te zawody. Poniekąd trzeba było więc z tych zawodników zrezygnować. Natomiast dręczy fakt braku przyjazdu Ostergaarda. W piątkowym meczu w Anglii zatarł mu się jeden z silników i nie chciał ryzykować i przyjechać tutaj do Opola na zawody z jednym motocyklem, z jednym silnikiem. Myślę, że nad zachowaniem tego zawodnika należy się zastanowić, bo jeździ w ligach: szwedzkiej, duńskiej i angielskiej, a do Polski przyjeżdża z jednym silnikiem. Tak jak mówię, kwestią do zastanowienia się jest temat tego zawodnika.

Dość ważnym ogniwem zespołu Kolejarza są w tym roku zawodnicy, którzy zostali zakontraktowani dopiero w trakcie rozgrywek, a nie przed ich rozpoczęciem. Mam tu na myśli choćby Ulricha Ostergaarda czy Igora Kononowa. Czy sądzi pan, że były to udane transfery i żużlowcy ci odwdzięczą się wam dobrą jazdą?

- Do końca rozgrywek ligowych zostało nam jeszcze parę meczów. Pozostała jeszcze faza play-off, nie wiemy na której pozycji zakończymy rundę zasadniczą i z jakim przeciwnikiem ścigać się będziemy w play-offach. Nikt nie żegna w Opolu takich zawodników jak Ostergaard, Iwanow czy Bondarenko. Po prostu dzisiaj złożyło się tak, że nie mogliśmy z ich usług skorzystać. Cały czas są brani pod uwagę przy ustalaniu składu na kolejne meczu. Wydaje mi się, że Rosjanie oraz cały ten kierunek wschodni jest mocny. Aczkolwiek zawodnicy ci muszą się przystosować do polskiej ligi.

Opole wyrasta w tym sezonie na niezdobytą twierdzę. Porażki u siebie notowały zespoły z Lublina, Piły i Rawicza, tymczasem pana podopieczni wciąż nie zaznali przed własną publicznością goryczy porażki. Co jest tego przyczyną?

- Już przed rozpoczęciem tegorocznych rozgrywek ligowych mówiłem o tym, że my musimy sprężyć się szczególnie podczas meczów na własnym torze. Musimy być tutaj bardzo dobrze przygotowani i po prostu wygrywać u siebie. Jeździmy przede wszystkim dla własnej publiczności. Nie ukrywam, że część drużyny na wyjazdach się nie sprawdza. Szukamy następnych zawodników, niejako w zastępstwie. Aby jednak ci zawodnicy mieli więcej wiary w siebie, temu posłużyło chociażby zdobycie punktu bonusowego w meczu z rawiczanami.

Już w środę w Opolu żużlowe zawody roku. Kogo uważa pan za głównych faworytów półfinału Indywidualnych Mistrzostw Polski?

- Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Nasz tor jest na tyle specyficzny, że każdy może wygrać, jak i każdy może przegrać. Można tylko żałować tego, że żaden z reprezentantów opolskiego klubu nie awansował z ćwierćfinałów i nie będzie miał okazji startowania w tych zawodach przed własną publicznością. Nie chciałbym strzelać czy typować, kto wygra, a kto nie. Każdy ma na to szansę.

Na koniec spytam pana o ciekawą przypadłość. Otóż dlaczego na krótkim opolskim torze, liczącym w końcu tylko 321 metrów, nie radzą sobie najlepiej Anglicy, którzy przecież u siebie jeżdżą tylko i wyłącznie na krótkich owalach? Za przykłady można podać Simona Walkera czy Davida Howe’a.

- Jest to bardzo zadziwiające. Anglicy w końcu preferują takie krótkie tory, jak choćby ten opolski. Trzeba zacząć w ogóle od tego, że Anglicy przestali jeździć. Nigdzie nie pokazują się z dobrej strony. Obojętnie jaki Anglik przyjedzie i wystąpi w polskiej lidze, to nie prezentuje jakiegoś wysokiego poziomu. Ale to są już problemy tych klubów, które kontraktują zawodników angielskich.

Komentarze (0)