Jedną z osób, która oglądała te zawody z perspektywy trybun, jest Henryk Grzonka, ceniony dziennikarz i komentator obdarzony niezwykłą wiedzą, a poza tym pasjonat czarnego sportu i kolekcjoner żużlowych pamiątek. Rozmawiamy z nim o szczegółach zawodów sprzed ponad czterech dekad, znajomości z Mistrzem Świata, a także o powrocie żużla do legendarnego Kotła Czarownic.
Dlaczego Polacy tak długo czekali na kolejnego Mistrza Świata?
Henryk Grzonka: Nasi zawodnicy przez długi czas nie mieli dostępu do tak dobrego sprzętu, jak ich rywale z krajów zachodnich. Jeżeli ktoś nie miał takich samych silników, to przestawał istnieć na światowych torach. Problem polegał na tym, że to wszystko było bardzo drogie. Myślę, że za wypłatę z meczu ligowego nasz zawodnik mógłby sobie kupić co najwyżej manetkę gazu, ewentualnie kierownicę. Przez cały sezon nie uzbierałby pieniędzy na nowy silnik, a nawet na przechodzony. Polski żużel w latach 80. przeżywał poważny kryzys.
Wtedy cieszyliśmy się, że Polak w ogóle awansował do finału mistrzostw świata. Nikt nawet nie zastanawiał się ile punktów on tam zdobędzie. Liczyło się, że po prostu był. To jednak nie znaczy, że mieliśmy słabych zawodników, którzy nie potrafili jeździć. Po prostu nie mieli na czym się ścigać. To był wielki dramat tej dyscypliny w naszym kraju. Uważam, że wtedy zmarnowało się nam pokolenie niezwykle utalentowanych żużlowców, takich jak Roman Jankowski, Zenon Kasprzak, Wojciech Żabiałowicz, Andrzej Huszcza i tak dalej. Moim zdaniem to byli zawodnicy, którzy dzisiaj zdobywaliby medale mistrzostw świata.
Przeczytaj także: Henryk Grzonka: Mam w uszach tę niesamowitą wrzawę
Wiele wskazuje na to, że Polacy jeszcze trochę poczekają też na kolejnego mistrza Europy. Dlaczego polskim żużlowcom nie udaje się zdobyć złota, od czasu kiedy za organizację tych zawodów odpowiada firma One Sport?
W tego typu imprezach zawsze wygrywa najlepszy. Trzeba pokonać wszystkich rywali, a Polakom zawsze ktoś stawał na drodze do sukcesu. W zeszłym roku mieliśmy bardzo dobry początek w wykonaniu Jarka Hampela, ale końcówka okazała się znacznie słabsza. Przy okazji objawił się talent Leona Madsena, dlatego to właśnie on sięgnął po tytuł Mistrza Europy. Może zabrzmi to trochę dziwnie, ale wydaje mi się, że nad naszymi zawodnikami ciąży jakieś fatum. Potrafimy odnosić sukcesy drużynowo, ale w rozgrywkach indywidualnych jest nam znacznie trudniej. Taki stan rzeczy utrzymuje się już od wielu lat i nie potrafimy tego zmienić.
Jak się podobają panu mistrzostwa Europy, od czasu kiedy przejął je One Sport?
Teraz to są znacznie bardziej prestiżowe zawody. Wszystko za sprawą dużo silniejszej obsady. To już nie jest żadne prowincjonalne ściganie. Parę lat temu wystarczyło przyjechać na jednodniowy finał i pokonać zawodników drugiego czy trzeciego sortu, żeby zostać mistrzem Europy. Nikogo nie zamierzam obrażać, ale tak to właśnie wyglądało. Teraz jedzie się naprawdę o coś. Rywalizacja jest o wiele trudniejsza, a złoty medal zyskał na znaczeniu.
ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2019: Finał Betard Sparta Wrocław - Fogo Unia Leszno (kulisy)
W tym roku finałowa runda mistrzostw Europy po raz drugi z rzędu odbędzie się na odnowionym Stadionie Śląskim w Chorzowie. Co pan o tym sądzi?
Jestem bardzo zadowolony, ale mogę być nieobiektywny, ponieważ jestem skażony historią tego stadionu i mam do niego ogromny sentyment. Spędziłem tu setki godzin mojego zawodowego i kibicowskiego życia. Bardzo się cieszę, bo uważam, że to jest nawiązanie do niezwykłej żużlowej tradycji tego stadionu. Kiedy przed laty obserwowałem jak likwidowano tor i rozbierano bandy, to byłem przekonany, że to jest koniec żużla na Stadionie Śląskim. Wydawało mi się, że motocykle już nigdy nie zawarczą w tym miejscu. Na szczęście tym razem się myliłem.
Rok temu był sentymentalny powrót?
Nie ukrywam, że podchodziłem do tego z wielkimi emocjami. Śledziłem budowę toru i bardzo mocno kibicowałem, żeby wszystko się udało. Nie spodziewałem się, że żużel wróci na Stadion Śląski, a skoro wrócił, to mam nadzieję, że zabawi tu trochę dłużej niż rok czy dwa.
Jak pan ocenia zawody sprzed roku?
Myślę, że nie powiem niczego odkrywczego, bo wszystko przewinęło się już przez media, ale uważam, że to była bardzo udana impreza. Mogę wypowiadać się w samych superlatywach, ale staram się też patrzeć na to trochę szerzej. Polska firma pokazała, że Ole Olsen nie musi mieć monopolu na budowę jednodniowych torów i organizację zawodów na największych obiektach sportowych. Ludzie z One Sportu udowodnili, że również potrafią to robić i wcale nie są pod tym względem gorsi. Wiadomo, że robią to za dużo mniejsze pieniądze, co w dzisiejszych biznesowych czasach ma ogromne znaczenie.
Przeczytaj także: Ojciec i syn, czyli zespół idealny (część 2)
Czego życzy pan Stadionowi Śląskiemu na najbliższe lata?
Chciałbym, żeby żużel zagościł tu przez znacznie dłuższy czas. O przebieg kolejnych zawodów w ogóle się nie martwię. Skoro udało się przed rokiem, to czemu teraz miałoby być inaczej? Nie ukrywam, że to jest trudny teren do organizowania zawodów żużlowych. Długa przerwa, która trwała przez ostatnie lata, na pewno zostawiła jakiś ślad. Pamiętajmy, że Stadion Śląski nie ma z góry przypisanych kibiców, ponieważ w Chorzowie nie ma żadnego klubu żużlowego. Imprezy rangi mistrzowskiej przyciągają jednak kibiców z różnych ośrodków.
Grand Prix na Stadionie Narodowym pokazało, że wcale nie trzeba robić zawodów żużlowych tam, gdzie jest klub oraz identyfikacja z konkretnymi barwami. Uważam, że na Śląsku warto docierać nie tylko do ludzi, którzy na co dzień chodzą na żużel i kibicują swojej drużynie, ale trzeba też sprawić, żeby na trybunach pojawiły się osoby, które być może nie są blisko tego sportu, ale na przykład pamiętają poprzednie finały i były tam ze swoimi rodzicami, tak samo jak ja. Musimy uzmysłowić wszystkim, że wielki żużel wraca na Stadion Śląski.
Wielki finał TAURON Speedway Euro Championship 2019 odbędzie się 28 września, na Stadionie Śląskim w Chorzowie. Bilety na to wydarzenie dostępne są od 19 zł na eBilet.pl.