W poniedziałek Maksym Drabik był na Gali PGE Ekstraligi. Absolutnie nie było po nim widać, że dokucza mu jakakolwiek kontuzja. W środę zawodnik Betard Sparty Wrocław wysłał do PZM L-4, które oznacza, że nie pojedzie w piątkowym finale Złotego Kasku i sobotnim meczu Polska - Reszta Świata. W związku są tym wszystkim zniesmaczeni. Zły na zawodnika jest trener kadry Marek Cieślak.
- W mojej ocenie Maksym źle robi - mówi nam Cieślak. - Nie zadzwonił do mnie, o niczym nie powiedział. Dowiedziałem się pocztą pantoflową, że prawdopodobnie przyśle zwolnienie. Potem je przysłał, czyli mogę domniemywać, że to jakiś kamuflaż. Nie będę dyskutował, czy zwolnienie jest prawdziwe, czy nie, bo tego nie wiem. Mam jednak żal, bo są telefony i można zadzwonić i pogadać.
Czytaj także: Mrozek musi popsuć rynek i ustrzelić grubego zwierza
- To, co robi Maksym, to lekceważenie i olewactwo. To nie prowadzi do niczego dobrego. Żeby odnosić wielkie sukcesy, trzeba dyscypliny. Drabik traci nie tylko mecz kadry, ale i Złoty Kask, gdzie czterech zawodników wywalczy nominację do eliminacji do Grand Prix. Człowiek na niego liczy, ma nadzieję, że się zakwalifikuje, a on wysyła zwolnienie - komentuje Cieślak.
Miejsce Drabika w finale Złotego Kasku i kadrze zajmie Bartosz Smektała. - Na odpowiedź potrzebował pięć sekund. Stwierdził krótko, jadę tu i tu - kwituje Cieślak.
Czytaj także: Jak dorastali wielcy mistrzowie. Gollob dał więcej Zmarzlikowi niż Małysz Stochowi
Dodajmy, że w Sparcie nikt nie wie, co stało się Drabikowi. W klubie spekuluje się, że może coś zrobił sobie przy bieganiu, albo miał jakiś trening i tam stało się coś złego.
ZOBACZ WIDEO: Frątczak chętnie wziąłby Falubaz