Stelmet Falubaz rozbudził apetyty kibiców po ubiegłorocznych strzałach transferowych, kiedy do Zielonej Góry trafili Nicki Pedersen i Martin Vaculik. Teraz próżno szukać wielkich nazwisk na liście potencjalnych wzmocnień. Dojść mają Antonio Lindbaeck (podpisał dżentelmeńską umowę) i młody Czech Jan Kvech. Część fanów nie wierzy, że to się tak skończy i przypisuje do Falubazu przeróżne nazwiska. Najczęściej przewijającym się jest Grigorij Łaguta.
Od razu wyjaśniamy, że dowodów na transfer Łaguty do Falubazu nie znaleźliśmy. Jeszcze za prezesury Adama Golińskiego było sondowanie Jasona Doyle'a, Taia Woffindena i Emila Sajfutdinowa. Pierwszy ostatecznie trafił do forBET Włókniarza Częstochowa, dwaj pozostali odmówili, stwierdzając, że zostają u dotychczasowych pracodawców. Goliński z Łagutą nie rozmawiał. Z naszych informacji wynika, że jego następca także nie podjął takich negocjacji.
Czytaj także: Co dalej z Karczmarzem? Dziwna gra i źli doradcy
Oczywiście to jest żużel, więc wszystko może się zdarzyć, ale obecny układa personalny w Falubazie to opcja wypracowana jeszcze przez duet Goliński, menedżer Adam Skórnicki. Panowie wspólnie doszli do wniosku, że zamiast mocnego, ale i też kłótliwego lidera (takim był Pedersen), wolą zawodnika, który lepiej wkomponuje się w zespół, stąd Lindbaeck. Kvech z kolei ma być zabezpieczeniem na wypadek kontuzji i dobrą opcją na numer rezerwowy.
ZOBACZ WIDEO Emil Sajfutdinow: Nie spełniłem swoich marzeń. Zazdroszczę tytułu Zmarzlikowi
Inna sprawa, i o tym warto wiedzieć, że Lindbaeck nie do końca spełnia pierwotne założenia duetu Skórnicki, Goliński. Chcieli oni wymienić Pedersena na średniego zawodnika drugiej linii, który na dokładkę nie byłby stałym uczestnikiem Grand Prix. Szwed jednak w cyklu 2020 wystartuje. Już po zawarciu dżentelmeńskiej umowy z Falubazem przyjął dziką kartę.
Czytaj także: Dwie twarze polskiego złota. Jeden pracuś, drugi luzak
Spekuluje się, że zielonogórzanie mogą się jeszcze wycofać z ustaleń, że może zamienią Lindbaecka na Roberta Lamberta (z nim również ustalono warunki umowy, ale niczego nie podpisano). Wydaje się to jednak mało prawdopodobne, bo jak się dowiedzieliśmy, zerwanie ustaleń poczynionych z Lindbaeckiem byłoby równoznaczne z koniecznością wypłaty odszkodowania.