[b]
speedwayekstraliga.pl: Indywidualnie za tobą udany sezon w PGE Ekstralidze. Czwarta średnia (2.319), najlepsze miejsce w klasyfikacji indywidualnej od 2014 roku, kiedy to zająłeś trzecią pozycję. Do tego byłeś najlepszym zawodnikiem STELMET Falubazu. Do pełni szczęścia zabrakło jedynie medalu z drużyną?[/b]
Martin Vaculik: Dokładnie tak. Medal byłby fantastyczny, tak naprawdę tylko tego zabrakło. Cieszę się z mojej części indywidualnej. To był bardzo dobry sezon w moim wykonaniu, ale są też zawody drużynowe. Moim zdaniem drużyna z Zielonej Góry zrobiła niesamowity postęp. Rok temu była jedną nogą w Nice 1. LŻ, do tego poważna kontuzja Patryka Dudka, który nie mógł pomóc zespołowi. Wykonali ciężką pracę, żeby utrzymać się w PGE Ekstralidze. Później przyszedł prezes Adam Goliński, który zrobił kawał dobrej roboty w okresie transferowym i zapewnił to, że STELMET Falubaz mógł poważnie walczyć o play-off. I to się udało. Patrząc na to, co było rok temu, a co jest teraz, to mało która drużyna zanotowała taki progres. Trzeba sobie zdać z tego sprawę. Dodatkowo przed fazą play – off wypadł nam ze składu Nicki Pedersen, który miał bardzo dobre wyniki. Teraz można gdybać, ale z nim mogłoby być inaczej. Moim zdaniem, to był bardzo dobry sezon.
CZYTAJ TAKŻE: Doyle brakującym elementem układanki Włókniarza?
Czułeś, że na twoich barkach, także po kontuzji Pedersena, była większa odpowiedzialność?
Nie czułem czegoś takiego. Są jeszcze pozostali chłopacy: Patryk Dudek, Piotr Protasiewicz czy Michael Jepsen Jensen. Także doszedł Martin Smolinski, który miał ciężką sytuację i zrobił wszystko, żeby nam pomóc. Tak to się rozłożyło, ale niestety nie udało się wejść do finału, ani zdobyć brązowego medalu. Trzeba szukać pozytywów, a z negatywów wyciągać wnioski, żeby było lepiej w przyszłości.
W cyklu Grand Prix także zanotowałeś dobry wynik, nawet najlepszy odkąd tam startujesz (piąte miejsce – dop. red). Czujesz, że twoja dyspozycja się ustabilizowała i kibice będą widzieć ciebie w czołówce PGE Ekstraligi i FIM SGP w kolejnym roku?
Co roku jestem innym zawodnikiem. Jeżeli się spojrzy na moją karierę, to od 2014 roku trzymam poziom. W GP bywa różnie, bo tam trzeba dojrzeć. Może jestem typem zawodnika, u którego delikatnie dłużej to trwa, ale dążę do celu. Pewnego dnia chcę być mistrzem Świata i dla tego celu robię wszystko. Każdego roku widać progres i to jest dobre oraz pozytywne. Czuję, że moja forma jest ustabilizowana, ale zdarzają się gorsze mecze. To jest sport i ja jestem wdzięczny za to, co jest. To także dotyczy kwestii PGE Ekstraligi – cenię sobie wygraną, a z każdego niepowodzenia wyciągam wnioski i zapominam o nich. Ważne, żeby wyeliminować to, co było problematyczne i nie powtarzać tych błędów.
ZOBACZ WIDEO Grzegorz Zengota zszokował kibiców. "Lekarz w Polsce widząc moją nogę zbladł"
Za tobą także debiutancki sezon w barwach STELMET Falubazu Zielona Góra. Jak podsumowałbyś jazdę w nowym klubie? Dodatkowo przechodziłeś z klubu "zza miedzy" czyli truly.work Stali Gorzów. Miałeś obawy przed sezonem, że mogłoby być ciężej z uzyskaniem wsparcia i sympatii zielonogórskich kibiców?
Od pierwszego momentu, podczas prezentacji zespołu, miałem niesamowite przywitanie przez kibiców. Wtedy w amfiteatrze pamiętam były z dwa stopnie, ale było takie gorące wsparcie i atmosfera była tak elektryzująca, że wszystkie moje wahania czy niewiadome przeszły. Zrozumiałem, że nie ma żadnego problemu i kibice dawali mi oraz całej drużynie duże wsparcie przez cały sezon. Bardzo dobrze czułem się w Zielonej Górze. Dawno takiego czegoś nie miałem, że czułem dopływ energii i nowej chęci lub motywacji do jazdy. Cieszę się, że tam jestem i może był to mój najlepszy ruch w karierze.
Zawody FIM SGP czy PGE Ekstraliga przyciągają tłumy kibiców. Patrząc na rundy m.in. na PGE Narodowym w Warszawie albo na MotoArenę w Toruniu, to musi to zawodnikowi dawać dodatkową motywację, prawda?
U mnie to jest święto. Jak widzę pełny stadion kibiców w Warszawie albo w Toruniu czy Cardiff, to jest to spełnienie marzeń. My jesteśmy aktorami, którzy dają ludziom show. Staramy im się dostarczyć emocje. Z kolei te ich emocje dają nam „paliwo”, bo ich to interesuje, cieszą się i stają, kiedy są fajne mijanki. To jest nie do opisania i ciężko wytłumaczyć słowami.
Ostatnio pojawiły się informacje, że pomagasz przy ustalaniu składu na 2020 rok. Czy w przyszłości widzisz siebie jako trener lub menedżer jakiegoś zespołu? Może prezes klubu, Martin Vaculik?
Ja na pozycji trenera albo prezesa klubu? Ja mam nadzieję, że moja kariera jest daleka do końca i ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie. (śmiech)
Co teraz, po sezonie, masz zamiar robić? Odpoczynek czy ruszasz z przygotowaniami do kolejnego sezonu?
Raczej odpoczynek, ale nie mam czegoś takiego, że mam jakieś fazy przygotowań. Od strony fizycznej, to trenuję non stop. Mam dni, kiedy nic nie robię, ale przez pięć z siedmiu dni jestem aktywny i ćwiczę. Od grudnia już wszystko będzie podporządkowane pod sezon 2020. To jest plan z trenerem, dieta, system działający jak w zegarku. Każdy dzień mam rozpisany, co i o której godzinie zrobić, a więc postępuję zgodnie z programem. W listopadzie pojadę z rodziną na wakacje, potem wracam i będę miał operację. Będą mi wyciągać płytki i śruby z kostki, którą miałem złamaną rok temu. Później dwa tygodnie rehabilitacji i działamy z przygotowaniami.
CZYTAJ TAKŻE: Cztery opcje Betard Sparty Wrocław
Mówiłeś wcześniej na temat diety i jedzenia. Ograniczasz się z jedzeniem albo masz konkretne produkty, które spożywasz? Podobno możesz dużo jeść i nie ma to wpływu na sylwetkę…
Trzymam się swojej diety na 90 procentach. Te 10 procent to czasem na pizze czy burgery. Bardzo lubię burgery, ale takie prawdziwe. Nie mam z tym problemu. Zazwyczaj mam wszystko wyważone, a ten jeden dzień to taki „cheat day”, że sobie pozwolę na coś innego, że jak jem później tylko zdrowo, to żeby organizm nie dostał szoku. (śmiech)
Chcesz zobaczyć Martina i innych najlepszych żużlowców na świecie na PGE Narodowym w Warszawie? Bilety dostępne na https://www.kupbilet.pl/sgp2020