Bez Hamulców 2.0, to cykl felietonów Dariusza Ostafińskiego, redaktora prowadzącego dział żużel na WP SportoweFakty.
***
Pomysł z jazdą zagranicznego juniora na pozycjach zarezerwowanych dla polskich młodzieżowców przepadł w głosowaniu na ostatniej platformie komunikacyjnej prezesów PGE Ekstraligi. Może wróci za rok w pakiecie z KSM, a może już nigdy o nim nie usłyszymy. Część środowiska (myślę o ekspertach i kibicach) już płacze wyliczając, ile to biegów będzie mało atrakcyjnych i jak bardzo najlepsza liga świata na tym straci.
Wszystkich rozżalonych takim, a nie innym wynikiem głosowania (2:6) nad regulaminową zmianą odsyłam do prezesa Betard Sparty Wrocław Andrzeja Rusko. Moim zdaniem, to on rozłożył swoje dziecko na łopatki i do niego trzeba kierować wszystkie skargi. Swoimi działaniami pan Rusko sprawił, że finalnie wszyscy przed głosowaniem żyli jedną myślą - utrzeć nosa prezesowi Sparty. Zresztą już po wszystkim usłyszałem, że to nie było głosowanie przeciwko zagranicznemu juniorowi, lecz przeciwko panu Andrzejowi (więcej przeczytasz TUTAJ).
Jak tak sobie o tym wszystkim myślę, to wychodzi mi na to, że prezes Rusko popełnił trzy błędy. Pierwszy i najważniejszy był taki, że chciał wszystko załatwić jak dawniej, nie patrząc na to, że Ekstraliga to jednak grupa wspólników, z którymi trzeba się jakoś dogadać. Dawniej było tak, że, jak szef Sparty chciał zmiany, to przekonywał do niej prezesa PZM Andrzeja Witkowskiego, wiceprezesa Andrzeja Grodzkiego i zwykle dostawał, co chciał. Teraz też uderzył do Witkowskiego (obecnie prezesa honorowego PZM) i chciał wprowadzić zagranicznego juniora na jego plecach.
ZOBACZ WIDEO Różnica zdań w kwestii obcokrajowca pod numerem młodzieżowym. Chcemy ratować inne kraje, za chwilę obudzimy się z ręką w nocniku?
Tym razem jednak nie wyszło, bo inni się postawili. Rada nadzorcza Ekstraligi Żużlowej nie miała odwagi, by wprowadzić zagranicznego juniora bez głosowania. Padł argument, że wszyscy mają już zmontowane składy. Poza tym prezes EŻ Wojciech Stępniewski nie raz i nie dwa powtarzał, że nie można niczego wprowadzać z dnia na dzień, i to była kolejna trudność. Nagle okazało się, że nakazu nie będzie i cały misterny plan prezesa Sparty runął.
Cała ta akcja z Witkowskim sprawiła, że pozostali prezesi mieli do szefa Sparty żal. Mówili, że próbuje ich załatwić w starym, komunistycznym stylu, że prowadzi jakieś gierki za ich plecami. Szykując się do głosowania, nie myśleli o wysłuchaniu rzeczowych argumentów, ani tego, co przemawia za zmianą. Czekali, aż prezes Rusko skończy, żeby można było mu powiedzieć "nie".
Kolejnym błędem prezesa było to, że nie zbudował żadnej koalicji dla tego pomysłu. Nie wiem, może próbował, ale jeśli tak, to robił to nieskutecznie. Rusko z góry mógł założyć, że PGG ROW będzie za (nie ma polskich juniorów), ale jednak mógł mocniej popracować nad tym, żeby mieć przynajmniej dwóch innych koalicjantów. Wtajemniczyć ich, powiedzieć, że razem mogą przekonać PZM itd. Ci inni wiedząc, też by się jakoś uzbroili i napisaliby, że chcą zmiany już we wnioskach wysyłanych do połowy października do związku. W ostateczności daliby swój głos na platformie. Cztery głosy za wyglądałyby inaczej, być może ktoś jeszcze by się złamał i poszedł za tym pomysłem.
Ostatni błąd prezesa Rusko polegał na sposobie przeprowadzenia sprawy. Jakoś nie udało mu się przekonać opinii publicznej, że Spartą kieruje coś więcej niż klubowy interes. Zainteresowanie zagranicznym juniorem pojawiło się, gdy Mirosław Cierniak poinformował, że jego syn Mateusz Cierniak jednak nie przejdzie do Sparty. W dalszej części rozgrywki prezes Rusko też był dziwnie apatyczny, jakby całą nadzieję pokładał w Witkowskim. Gdy inni prezesi przekonywali media, że zagraniczny junior jest złem, szef Sparty milczał. I w sumie w świat poszło, że chciał juniora, bo chodziło mu wyłącznie o Gleba Czugunowa. Jego narracja, właściwie jej brak, przegrała.
O Sparcie tyle, teraz słów kilka o Stelmet Falubazie Zielona Góra. Taka refleksja mnie naszła, że potęgę klubów budują ludzie z charyzmą. W zasadzie widzę ich w każdym ekstraligowym klubie. W każdym poza Falubazem. Prezes Adam Goliński, co by o nim nie powiedzieć, był jakąś postacią. Adam Skórnicki również jest, był (czas przeszły dla Falubazu) kimś. Były żużlowiec, mistrz Polski, nietuzinkowa postać. Może i na bakier z taktyką, ale mający otwarty umysł i znający specyfikę speedwaya. Obu wymienionych już nie ma (więcej o zwolnieniu Skórnickiego TUTAJ).
A kto został? Zamknięty przed całym światem prezes Wojciech Domagała, schowany za kadencji Golińskiego Kamil Kawicki, względnie marzący o wielkiej karierze kierownik drużyny Tomasz Walczak. Czy to trio można zestawić z innymi? Już sam Rusko, choć skrytykowaliśmy go za sposób załatwiania zagranicznego juniora, nakrywa wspomnianych panów czapką. Moim zdaniem Falubaz zaczyna staczać się w bylejakość. Chyba, że jest jakiś as w rękawie, o którym nikt nic nie wie. Chociaż wątpię.