Gdy przed rokiem kibice Speed Car Motoru Lublin dowiedzieli się o poważnej kontuzji Grzegorza Zengoty, nie mieli powodów do zadowolenia. W końcu doświadczony żużlowiec miał być liderem ich formacji krajowej. Bez Zengoty wyglądała ona daremnie. Dawid Lampart czy Paweł Miesiąc nie podbili ekstraligowych torów w swoim życiu.
Tymczasem Miesiąc, który jeszcze kilkanaście miesięcy wcześniej myślał nad zakończeniem kariery, wystrzelił z formą. Rozgrywki skończył ze średnią biegową 1,647, a momentami było jeszcze lepiej.
Czytaj także: Kroplówka finansowa dla spadkowicza z Ekstraligi?
Pozytywnie we Wrocławiu zaskoczył z kolei Jakub Jamróg. Tarnowianin przez wiele lat startował na I-ligowym poziomie, szydzono z jego techniki. Gdy w sezonie 2018 potrafił punktować na dobrym poziomie w PGE Ekstralidze, twierdzono że to jednorazowy wybryk. Jednak występy w Betard Sparcie pokazały, że ma on potencjał, by punktować wśród najlepszych.
ZOBACZ WIDEO Grzegorz Zengota zszokował kibiców. "Lekarz w Polsce widząc moją nogę zbladł"
Ligę niżej to samo stało się z Nicolaiem Klindtem. Duńczyk punktował na solidnym poziomie w Arged Malesa TŻ Ostrovii, w finale Nice 1.LŻ był jednym z jej liderów i pojawiły się nawet plotki łączące go z klubami PGE Ekstraligi. I to w sytuacji, gdy jeszcze w roku 2018 startował na najniższym poziomie rozgrywek.
To najlepszy dowód, że w żużlu łatwo i szybko przedostać się z piekła do nieba. I w drugą stronę. Skąd to się bierze? - Sprzęt. Zawodnicy sami wielokrotnie mówią, że motocykle mają kluczowe znaczenie. Zaczynam się zastanawiać, ile w obecnych realiach znaczy sam żużlowiec i jego umiejętności, technika? Ja się boję odpowiedzi na to pytanie - powiedział nam Jan Krzystyniak, były żużlowiec i trener.
To widać chociażby na przykładzie Miesiąca, który pod koniec sezonu znacząco obniżył loty w barwach lubelskich "Koziołków". - Dobry zawodnik powinien trzymać pewien poziom, bez względu na wszystko, a nie skakać z wynikami, że raz zdobędzie 3 punkty, a następnym razem 15. To tylko pokazuje, że niektórzy z nich są tylko od tego, by wsiąść na motocykl i na nim siedzieć. Potem się tylko modlą i mówią "wieź mnie motorku" - dodał nasz ekspert.
Dobre wyniki sprawiły, że Miesiąc otrzymał nowy kontrakt i w tej chwili ma pewne miejsce w Speed Car Motorze. Zwłaszcza, że kontuzji ciągle nie wyleczył Zengota. Krzystyniak nie wróży mu jednak sukcesu z tego roku. - Jeśli nie będzie mieć takiego szczęścia ze sprzętem, to zakładam stagnację u niego. Bo jak ktoś nagle wyskakuje z wynikiem, to tylko dzięki motocyklowi. On potem idzie do remontu i nagle okazuje się, że żużlowiec przestał jechać - stwierdził.
Klindt wydaje się być jednak nieco innym przykładem niż Miesiąc. Duńczyk na początku kariery odnosił sukcesy, był nawet młodzieżowym mistrzem Europy. Później się zagubił. Po latach dojrzał i zaczął wprowadzać pewne zmiany w swoim teamie. To procentuje w tej chwili. Zawodnik nie zdecydował się jednak na przenosiny do PGE Ekstraligi w roku 2020 i być może dobrze zrobił. Lepiej dla jego kariery będzie, jeśli ustabilizuje i potwierdzi swój poziom.
Jeśli prześledzimy składy PGE Ekstraligi na sezon 2020, to w kadrach zespołów próżno szukać drugiego Miesiąca. Kogoś takiego, kto został wyciągnięty z żużlowego niebytu i mógłby zaskoczyć nagle wynikami. Bo przecież trudno byłoby zestawić polskiego ligowca z Gregiem Hancockiem, który wraca do ścigania po rocznej przerwie. W końcu Amerykanin to czterokrotny mistrz świata.
Czytaj także: Czy PGG ROW znalazł swojego zbawcę?
Szlakiem wytyczonym przez Miesiąca mógłby pójść jedynie Mateusz Szczepaniak, który od wielu lat nie jeździł na ekstraligowym poziomie, a znajduje się w składzie PGG ROW-u Rybnik. To poniekąd kopia sytuacji sprzed roku. Tym razem to rybniczanie są beniaminkiem i na zabetonowanym rynku nie byli w stanie ściągnąć lepszego krajowego żużlowca.
- Czy spodziewam się, że ktoś nagle wyskoczy jak Miesiąc? Nie - podsumował Krzystyniak.