Informacja o kontrakcie Nickiego Pedersena w Sheffield Tigers zaskoczyła wielu kibiców, bo Duńczyk od lat unikał rywalizacji na Wyspach Brytyjskich. Wprawdzie przed laty bronił barw m.in. Eastbourne Eagles, ale potem preferował jazdę w Polsce i Szwecji, gdzie mógł zarobić znacznie większe pieniądze.
"Mam nadzieję, że więcej zawodników ze światowej czołówki podejmie taką decyzję jak Nicki Pedersen. Oby znów chcieli rywalizować na Wyspach. Brawa dla Nickiego" - napisał na Twitterze Jason Doyle, który jako jeden z nielicznych zawodników z SGP pozostaje wierny Wielkiej Brytanii.
Czytaj także: Drużyna indywidualistów w Częstochowie
Doyle podpisał już kontrakt ze Swindon Robins na sezon 2020 i wiadomo, że nadal będzie rywalizować w Premiership. Jeśli popatrzymy na listę startową cyklu Speedway Grand Prix, to wydaje się, że tylko Niels Kristian Iversen oraz Max Fricke mogą szukać w przyszłym roku okazji do jazdy w Wielkiej Brytanii. Daje nam to ledwie trzech zawodników z grona piętnastu.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Bartosz Zmarzlik o sukcesie, drodze do złota i marzeniach, które się spełniają
Wpis Doyle'a w social mediach zapoczątkował ostrą dyskusję, w której głos chętnie zabierali również kibice z Polski. Mistrz świata z roku 2017 nie ma bowiem wątpliwości, że jeśli tylko zawodnik chce, to jest w stanie pogodzić rywalizację nawet w czterech ligach równocześnie.
"Poniedziałek - Wielka Brytania, wtorek - Szwecja, środa - Dania, czwartek - Wielka Brytania, niedziela - Polska. Jakim cudem to jest skomplikowane? Nie ma w tym nic zagmatwanego" - dodał Doyle, który podkreślił, że jego celem jest zdobycie tytułów w każdej z lig.
"Mamy wolne piątki i soboty. Można je poświęcić na turnieje Grand Prix albo mecze polskiej ligi" - dodał w innym ze wpisów.
Australijczyk zapomniał jednak o jednym. Pedersen, choć ciągle ma głośne nazwisko, które potrafi elektryzować kibiców, nie należy już do światowej czołówki. 42-letni Duńczyk w przyszłym roku po raz kolejny nie będzie startować w cyklu SGP, z którego najprawdopodobniej wypadł już na dobre.
Brak jazdy w SGP oznacza utratę pieniędzy. Nie tylko tych wynikających z rywalizacji o mistrzostwo świata, ale również tych od sponsorów. Dlatego Pedersen zaczął szukać innych opcji. Zwłaszcza że po dość nieudanym sezonie 2019 zapewne podpisał on gorsze kontrakty w Polsce i Szwecji. To nie jest tak, że były mistrz świata nagle z powrotem pokochał brytyjski żużel.
Czytaj także: Lambert lepszą opcją dla ROW-u niż Bewley
Wystarczy popatrzeć na ruchy innych zawodników, którzy znajdują się w czołówce SGP, a przez lata rywalizowali na Wyspach. Fredrik Lindgren, Tai Woffinden czy Antonio Lindbaeck nic nie mówią o chęci powrotu do Wielkiej Brytanii. Powód jest prozaiczny. Pieniądze oraz liczba startów. Tych pierwszych jest za mało, tych drugich - za dużo.