Vaclav Milik, Andrzej Lebiediew i Robert Lambert na pewno, Greg Hancock być może, to zawodnicy, którzy przyszli do PGG ROW-u Rybnik po awansie do PGE Ekstraligi. Beniaminek jest oczywiście skazywany na pożarcie. Wielu ekspertów uważa, że już Speed Car Motor rok temu zbudował mocniejszy skład w listopadowym oknie. Wtedy przyszli Mikkel Michelsen, Grzegorz Zengota i Wiktor Trofimow jr. Później dołączył Grigorij Łaguta.
- A ja bym nie skreślał Rybnika - mówi Michał Świącik, prezes Włókniarza. - Uważam, że moja drużyna miała gorszy skład w pierwszym sezonie po awansie do PGE Ekstraligi, czyli w 2017 roku. Karol Baran, Sebastian Ułamek, Rune Holta, Andreas Jonsson, Matej Zagar oraz Leon Madsen, który jeszcze nie był tym Leonem co obecnie. Czy ktoś uważa, że ten zestaw przebijał to, co zbudował PGG ROW? Moim zdaniem nie. Juniorów też nie mieliśmy super-mocnych, bo Oskar Polis i Michał Gruchalski właściwie dopiero zaczynali zbierać doświadczenia - tłumaczy.
- Z tamtym składem nie tylko nie spadliśmy, ale zapewniliśmy sobie pewne utrzymanie. Piąte miejsce to było coś, czego nie mogliśmy się spodziewać w najbardziej kolorowych snach. A jednak się udało. Zrobiliśmy to z zawodnikami po przejściach, na których niewielu stawiało. PGG ROW może zrobić to samo, dlatego prezes Krzysiek Mrozek nie ma co załamywać rąk. A jak mu się jeszcze trafi ktoś taki, jak Paweł Miesiąc w tym roku w Lublinie, to dopiero będzie miał szczęście - zauważa Świącik.
Przeczytaj także: Żużlowi pracoholicy. Tylko jeden zawodnik jeździł ponad 100 razy. Zaskakujący triumfator wśród Polaków!
Przeczytaj także: Ranking żużlowych obieżyświatów. Dominuje jedna nacja, a zwycięzca ścigał się aż w 12 krajach!
ZOBACZ WIDEO #MagazynBezHamulców: Gorąca linia Ostafińskiego z Kryjomem. Co ma Pawlicki do Zmarzlika