Żużel. Baron - polski Gaurdiola niczym Midas. Czego się nie dotknie zamienia to w złoto (najlepszy polski menedżer)

WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Fogo Unia Leszno
WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Fogo Unia Leszno

Piotr Baron, to żużlowy polski Pep Guardiola. Czego się nie dotknie zamienia w złoto. Zdobył tytuł drużynowego mistrza Polski zarówno w roli zawodnika jak i trenera. Fogo Unię Leszno doprowadził do hat-tricka zgarniając tytuły w latach 2017-2019.

Piotr Baron ur. 5.02.1974 r. w Toruniu

Trener:
Wrocław: srebro 2015
Leszno: złoto 2017, 2018, 2019

Zawodnik:
Wrocław: złoto 1993, 1994, 1995,  srebro 1999, brąz 2002
Toruń: złoto 1990

CZYTAJ TAKŻE: Fogo Unia ligowym dominatorem

Jeden z najbardziej utytułowanych polskich trenerów. Jego drużyny często są porównywane do Realu Madryt i FC Barcelony więc nic dziwnego, że przez wzgląd na dokonania jest nazywany polskim Mourinho albo Guardiolą. Zadaje kłam teorii, która ma nierzadko zastosowanie w piłce nożnej, że dobry zawodnik jest średnim szkoleniowcem i na odwrót. Niewielu jest bowiem menedżerów, którzy potrafią powtórzyć sukces w roli żużlowca i menedżera.

Baron natomiast zapisał się historii jako ten, który wieszał na szyi złote medale jako zawodnik i głównodowodzący zespół. Worek z menedżerskim złotem otworzył mu się jednak dopiero w Lesznie. Po srebrze w 2015 roku we Wrocławiu w połowie sezonu 2016 zastąpił w Lesznie na stanowisku szefa zespołu Adama Skórnickiego.

Zmiana środowiska bardzo mu posłużyła, a prezes Piotr Rusiecki na pewno nie żałuje, że sięgnął po Barona. Sam Baron dziękuje pewnie Opatrzności za to, że trafił do Wielkopolski. Fogo Unia zdobyła trzeci złoty medal DMP z rzędu, a pan Piotr jest głównym architektem tego osiągnięcia.

45-latek jest ostatnio niczym Midas, czego się nie dotknie zamienia, to w złoto. Chociaż złośliwi powiedzieliby, że obecny dream team z Leszna do tytułu poprowadziłaby nawet sprzątaczka.

CZYTAJ TAKŻE: Nietypowe zajęcia żużlowych mistrzów

W sezonie 2019 Fogo Unia była niczym samolot, którego lot rejsowy zakłóciła jedna zupełnie nic nie znacząca turbulencja, czyli porażka w Gorzowie. Przez finał z byłym klubem Barona - Betard Spartą Wrocław leszczynianie przeszli jak burza. To była demonstracja siły. Nikt nie miał wątpliwości, że DMP trafiło w najwłaściwsze ręce.

Baron potrafił zjednać zespół. Dysponując praktycznie wyłącznie gwiazdami miał posłuch, a to wielka sztuka. Nie każdy przecież umie utrzymać w ryzach tyle rozbuchanych ego. U progu rozgrywek przypisał zawodników do konkretnych numerów i tego się trzymał. Nie majstrował później przy ustawieniu par. Wszyscy wiedzieli czego mogą się spodziewać. Z toru też uczynił atut. Do Leszna ekipy przyjeżdżały jak na ścięcie. Przedstawiciele gości nie próbowali zresztą marudzić, bo i tak wiedzieli, że gdzie jak gdzie ale na stadionie im. A. Smoczyka nic im nie pomoże. Coś na zasadzie: odjechać i zapomnieć. Nic więc dziwnego, że na wieńczącej sezon gali PGE Ekstraligi Baron zasłużenie odebrał "Szczakiela" w kategorii trenera roku.

ZOBACZ WIDEO Żużel. #MagazynBezHamulców. Prezes Włókniarza w ogniu pytań o Drabika, Cieślaka i Doyle’a

Źródło artykułu: