Armando Castagna jest zdania, że organizacja rozgrywek żużlowej ligi mistrzów ma szansę powodzenia. Temat podobno przewija się wśród władz FIM i choć póki co nie zanosi się na żadne konkrety, to możliwe, że w przyszłości ponownie zobaczymy ten format zawodów. Tylko czy ma on sens? Żużel dość wyraźnie różni się od innych dyscyplin. Przede wszystkim liczba zawodników jest zdecydowanie mniejsza niż np. w piłce nożnej, koszykówce czy siatkówce.
Dodatkowo żużlowcy nie są tak przywiązani do drużyn w których startują, ponieważ jeżdżą w kilku krajach jednocześnie. To może nieść ze sobą kolejne konsekwencje. Przecież historia zna przypadki, kiedy jeden zawodnik zdobywał drużynowe mistrzostwa nawet w trzech ligach. Zapewne wtedy zaczęłoby się sztuczne ustalanie kto gdzie ma jechać, a być może również sprowadzanie na te zawody głośnych nazwisk, które nie są na stałe związane z danym klubem, aby tylko zwiększyć prestiż rozgrywek.
Zobacz także: Żużel. Lista wstydu Betard Sparty Wrocław. Oddanie Hampela było błędem. Dziury po Woźniaku ciągle nie udało się załatać
Polski zespół i tak miałby przewagę nad resztą, ponieważ ekipy ekstraligowe są jednak bardziej kompletne i zbilansowane, szczególnie jeśli mówimy o mistrzu kraju. Zakłamywanie rzeczywistości raczej nie przyniosłoby uznania w oczach kibiców. Warto także zaznaczyć, że pomiędzy każdą kolejną europejską ligą jest spora różnica, a i tak jest ich bardzo mało. Kilka lat temu World Speedway League pokazało, że w czarnym sporcie liga mistrzów ma bardzo małe szanse na osiągnięcie sukcesu.
ZOBACZ WIDEO Żużel. #MagazynBezHamulców. Prezes Włókniarza w ogniu pytań o Drabika, Cieślaka i Doyle’a
Nawet jeśli rozegrano by to w podobny sposób do piłkarskich klubowych mistrzostw świata, to jakie emocje mają wzbudzać początkowe pojedynki między mistrzami Francji i Czech? Scenariusz takich rozgrywek można z góry przewidzieć, najpierw kilka meczów, które mało kogo będą interesować, później półfinały pomiędzy drużynami z Polski, Szwecji, Anglii i reprezentantem którejś z mniej znaczących lig.
Gdyby każdy żużlowiec mógł startować na stałe tylko w jednym klubie, a polska ekstraliga nie miała aż tak dużej przewagi finansowej, to być może poziom wyrównałby się i rozgrywki między najlepszymi drużynami Europy miałyby rację bytu. Bądźmy jednak szczerzy, w żużlu taki scenariusz jest bardzo mało prawdopodobny, a tworzenie zespołów tylko i wyłącznie pod ligę mistrzów mija się z celem.
Zobacz także: Żużel. Najlepsze cytaty sezonu 2019. Świącik wsiadał na traktor, Mrozek "żegnał" Łagutę, Nawrocki miał kasę na Hancocka