Najprościej byłoby się teraz rzucić na Maksyma Drabika i porządnie go zgrillować. Nie mam jednak na to najmniejszej ochoty. Zważywszy na okoliczności sprawy żal mi zawodnika Betard Sparty Wrocław. Problem w tym, że nieznajomość prawa nie zwalnia z konsekwencji, a te mogą być bardzo poważne. Żużlowcowi grożą 4 lata zawieszenia za to, że dzień przed pierwszym finałowym meczem sezonu 2019 przyjął kroplówkę.
Od razu wyjaśnię, że kroplówka nie zawierała żadnych niedozwolonych substancji. Nie na tym polega przewinienie Drabika, który dzień przed meczem czuł się źle (problemy żołądkowe) i wziął kroplówkę. Problem w tym, że nie zrobił tego w warunkach ambulatoryjnych (szpital, karetka), a w kroplówce było więcej niż 100 mililitrów płynu. To stanowi naruszenie przepisów. W normalnych warunkach można przyjąć do 100 mililitrów. Wszystko, co więcej, traktowane jest jak doping.
Czytaj także: GKSŻ potwierdza, że wie o sprawie Maksyma Drabika
Rozmawiałem z szefem POLADA Michałem Rynkowskim, który tłumaczył mi, dlaczego przepisy w zakresie kroplówki są tak restrykcyjne. Po pierwsze chodzi o to, że sportowcy w ten sposób mogą płukać organizm z niedozwolonych środków. Po drugie pomaga ona w szybszej regeneracji organizmu, co też jest wspomaganiem. Dlatego fakt, iż Drabik wziął kroplówkę dzień przed meczem było naruszeniem przepisów.
ZOBACZ WIDEO Bartosz Zmarzlik typował Roberta Lewandowskiego na sportowca roku w Polsce
Zawodnik ewidentnie nie czuł skali przewinienia, bo kiedy był na kontroli antydopingowej po pierwszym finale, to nawet nie krył, że cokolwiek brał. Wpisał kroplówkę do formularza, wprowadzając kontrolującą go osobę w osłupienie. Miał Drabik szczęście, że badanie nie wykazało dopingu, bo w innym razie już wtedy zostałby zawieszony. A tak został poproszony o złożenie wyjaśnień.
I teraz przechodzimy do wyjaśnienia tego, dlaczego sprawa wyszła dopiero teraz. Ano wszystko z powodu chowania przez zawodnika głowy w piasek. Nie składał wyjaśnień przez wiele tygodni, więc przed świętami Bożego Narodzenia otrzymał pismo z POLADA informujące o groźbie poważnych sankcji i w końcu dał głos. Pytanie, czy to go uratuje.
Wersja zdarzeń, którą ja znam, jest taka, że Drabik przyjął kroplówkę ze wskazania lekarza klubowego Sparty, że nie miał żadnych złych intencji, że chodziło wyłącznie o wspomniane wcześniej kłopoty żołądkowe mające podłoże w problemach prywatnych. Tego wątku nie będę jednak rozwijał, bo to już jest sprawa samego zawodnika.
Jeśli dać wiarę, że wszystko odbyło się tak, jak powiedział mi jeden z prezesów, to teraz należałoby się modlić o to, żeby POLADA dała temu wiarę. W innym razie Drabik zapłaci straszną cenę za błąd polegający wyłącznie na zlekceważeniu, czy braku znajomości procedur.
Chcę wierzyć w ludzi, więc (może naiwnie) kupuję wersję "light". Nie zamierzam stawiać Maksyma w jednym szeregu z tymi, którzy celowo przyjmowali doping dla osiągania lepszych wyników. Ufam, że w tym przypadku nie miało to miejsca. Moja wiara niczego tu jednak nie zmienia. POLADA w ciągu miesiąca ma się zebrać i przesłuchać zawodnika. Chwilę potem może on zostać zawieszony do czasu wyjaśnienia sprawy. Jeśli tak się stanie, to będziemy mieli do czynienia z dramatyczną sytuacją.
Czytaj także: Doping w żużlu? Drabik złamał przepisy!
Swoją drogą cała ta historia pokazuje, jak mało profesjonalne jest to najbliższe otoczenie zawodnika. Prezesi często żartują, że żużlowcy czytają jedynie cyferki w kontraktach. Od czegoś jednak są ci menedżerowie, mechanicy i wszystkie te osoby kręcące się wokół żużlowców. To one powinny powiedzieć: Maksym, nie możesz wziąć tej kroplówki. Chyba że masz wyłączenie terapeutyczne, czyli TSUE. Tego jednak Drabik nie miał.
No cóż, jak mówi Maksym, nie pozostaje mi nic innego, jak czekać i liczyć na to, że stanie się cud, że kara nie będzie wysoka. I nie pocieszajmy się tym, że POLADA przez kilka miesięcy nic nie zrobiła. To wcale nie świadczy o tym, że mamy do czynienia z błahostką. POLADA zwyczajnie chciała dać zawodnikowi czas na złożenie wyjaśnień. Nie doczekała się, więc zepsuła mu święta.