Zapomniane trofeum
Zawodom drużynowym przywrócona została należna im renoma. Szczytem absurdu były mistrzostwa świata nazywane drużynowymi, których formę przejęto z mistrzostw świata par. Szczytem absurdu było zbojkotowanie drużynówki przez najlepszych w 1996, kiedy to w Diedenbergen polska reprezentacja (trzyosobowa) sięgnęła po złoto. I chociaż kroniki nie będą wspominać o tym, że nie jechali najlepsi, jakiś niesmak pozostał.
Podobnie z niesmakiem rozstrzygnięto sprawę trofeum dla zwycięzców. Srebrna Waza, ufundowana przez redakcję tygodnika "Motor" zamykana wieczkiem z XVII wieku prezentowana na kongresie FIM przez popularną wówczas aktorkę Ewę Krzyżewską zrobiła wielkie wrażenie na ważnych żużlowych personach i stała się nagrodą drużynowych mistrzostw świata, których Polska była pomysłodawcą. Sam Władysław Pietrzak uczestniczący w obradach i wiozący te zdjęcia zauważał, że działaczy międzynarodowych przekonały bardziej zdjęcia na których widniała twarz uroczej kobiety, niż jego słowa. Ach, te kobiety...
W 1964 roku po trzech zwycięstwach pod rząd trofeum na własność zdobyli Szwedzi. Ufundowano zatem nowe trofeum, Srebrny Puchar z czasów Księstwa Warszawskiego. W 1973 na własność puchar ten zdobyli Brytyjczycy, ale przekazali go FIM jako nagrodę wieczyście przechodnią.
BSI odcięło się zupełnie od tradycji. Zapominając o ponad 40 - letniej historii ufundowało nowy puchar, stary odsuwając do lamusa. Trofeum Ove Fundina. Walczył o stare, historyczne trofeum wspomniany już Władysław Pietrzak, ale bez skutku.
Ove Fundin
Puchar Świata przyjął się wśród żużlowej braci. Mnie również podoba się ta forma rozgrywek. Szanuję także Fundina którego imieniem ochrzczono puchar. To bardzo sympatyczny człowiek doceniający to, że uprawiał tak trudny sport, tak niebezpieczny, a mimo to może chodzić o własnych nogach. Z sympatią wypowiada się o Polakach. Zaskakuje go rozwój technologiczny czarnego sportu.
Wspomina, że w latach, gdy on startował wystarczyło kupić używany motocykl i można było zostać na nim mistrzem świata. Pamięta, jak podczas jednego z finałów mistrzostw Europy we Wrocławiu na miejsce nie dotarł jego motocykl i... i pożyczył go od jednego z częstochowskich zawodników, chociaż nie potrafi przypomnieć sobie nazwiska. Zwyciężył wówczas na pożyczonym sprzęcie.
A ja ufam Cieślakowi
Już za kila godzin zawarczą motocykle. Najpierw w Vojens, potem w Peterborough. Osiem najlepszych reprezentacji narodowych stanie do walki o trofeum, o którym była już mowa. Wśród nich Polacy.
Jak zawsze w przypadku Pucharu Świata pojawiają się wątpliwości co do powołanych żużlowców. Wiecie co? A ja ufam Cieślakowi. Nawet jeżeli nie zgadzam się ze wszystkimi jego decyzjami to ufam mu i wierzę, że po raz kolejny zamknie usta co niektórym i jako pierwsza drużyna zdobędziemy po raz trzeci trofeum Ove Fundina.
Owszem, obawiam się trochę, bo nasze "Orły" jakby z przyciętymi skrzydłami przystępowały do tych zawodów notując w ostatnich dniach obniżkę formy. Jednak Cieślak to motywator jakich mało. Damy radę.
Pojawiły się spekulacje, że może lepiej odpuścić zawody w Peterborough? Z jednej strony frekwencja na barażu może być nie najlepsza w przypadku braku w nim polskiej ekipy, ponadto dzięki barażowi będziemy mogli "lepiej przygotować się do finału", ale czy ryzyko nie jest zbyt duże? A gdyby do finału z półfinału w Peterborough weszła reprezentacja odmłodzonej drastycznie Wielkiej Brytanii i w barażu spotkałyby się drużyny Polski, Australii i Szwecji? Ktoś z tej trójki musiałby odpaść. Nie daj Boże, gdybyśmy byli to my.
To wszystko rozważania teoretyczne. Zweryfikuje je tor. Ja czekam na rozstrzygnięcia z biało - czerwonym szalikiem na szyi, a w lodówce zapas na całe mistrzostwa - jak to mówił Marcin Daniec. Do boju Polsko! Do zobaczenia w Lesznie.