Dariusz Ostafiński, WP SportoweFakty: Dlaczego żużlowcy nie uczą się na błędach? Dlaczego pańska wpadka sprzed kilku lat, o ile pamiętam tłumaczona przyjęciem zanieczyszczonej odżywki, nie była ostatnią? Środowisko powinno być wyczulone.
Patryk Dudek, żużlowiec Stelmet Falubau Zielona Góra i reprezentacji Polski: Nie wiem, czy można mówić, że nie uczymy się na błędach, bo jednak każdy przypadek był inny. Ja, Łaguta czy Łoktajew różnimy się substancjami. O sobie mogę powiedzieć, że mam wynotowane leki czy odżywki, które mogę stosować. W sumie z wszystkim chodzę do doktora, bo na stronie antydopingowej wciąż są jakieś zmiany. Nagle pojawia się rzecz, której dzień wcześniej nie było. Trzeba być czujnym i jestem czujnym.
A wiedział pan, że półlitrowa kroplówka, taka, jaką dostał Maksym Drabik i za co grozi mu kara za złamanie procedury, jest zabroniona?
W sumie była to dla mnie nowość.
ZOBACZ WIDEO Bartosz Zmarzlik typował Roberta Lewandowskiego na sportowca roku w Polsce
Czytaj także: Rusko walczy o Drabika jak o zagranicznego juniora
Czyli na pana też mogło paść, gdyby ktoś o to zapytał w trakcie kontroli?
Są ludzie, którzy znają wszystkie procedury i oni nas kontrolują, więc nie byłoby wpadki. Pamiętam, jak kiedyś ratowaliśmy Iversena. Był strasznie odwodniony, zmagał się z jelitówką, i trzeba było mu podać kroplówkę. To były jednak czasy, kiedy nie było tak restrykcyjnych przepisów dotyczących kroplówek. Cóż, z każdym przypadkiem się uczymy.
A co by pan poradził Drabikowi, jeśli będzie miał to nieszczęście, że zostanie skazany? Pan sobie z rocznym zawieszeniem poradził.
Nie znam Maksa, nie wiem, jakim jest człowiekiem. Jeśli jest energiczny i ma mnóstwo zajęć, to ten rok mu przeleci. Inna sprawa, że tego czasu jest naprawdę bardzo dużo. Dlatego ja zająłem się rzeczami, których wcześniej nie robiłem. Nauczyłem się gotować.
Sezon 2019 nie był dla pana udany. Przez to, że wracał pan po kontuzji, czy przez zmianę tunera. Jan Andersson, który był z panem od początku kariery, przeszedł na emeryturę.
Przez cztery rundy Grand Prix byłem mistrzem świata, więc to jest strasznie pogmatwane. Jakbyśmy odwrócili sezon do góry nogami i zamienili początek z końcem, to można by mówić, że tuner, że kontuzja. Broniłoby mnie dobre zakończenie. Jednak u mnie początek był dobry, a koniec zły.
Czyli zmiana tunera nie miała wpływu?
Tak nawet nie mogę myśleć, bo bez Anderssona będą też kolejne lata. Musiałbym się za chwilę zacząć martwić o swoja przyszłość, bo Anderssona już nie będzie. Teraz współpracuję z Ashleyem Hollowayem i Joachimem Kugelmannem i też sobie radziłem. Końcówka była słabsza, ale damy radę.
Rozumiem, że jak zmienia się tuner, to trzeba czasu, żeby doregulować silniki na nowo, dopasować je pod siebie.
Tak. Czasami znany nam tor nie jest taki, jakim go znamy. Wystarczy, że gospodarze przerzucą nawierzchnię i już jest problem. Żużel to w ogóle jest tak zaskakujący, że jeden bieg wygrywałem o długość prostej, a w kolejnym przegrywałem start i nie potrafiłem nic zrobić. Czasami o zwycięstwie decydują niuanse, których kibice nie widzą. Wystarczy brak koleiny, czy przyczepnego miejsca na starcie i pojawia się kłopot. A sprzęt jest wyrównany, bo każdy ma silniki od najlepszych tunerów.
Od jednego z mistrzów słyszałem, że sprzęt jest tak wyrównany, że można przegrać z zawodnikiem, którego poziom umiejętności można porównać do worka kartofli posadzonego na motocyklu.
Pewnie powiedział tak, bo wszyscy mamy te same motocykle i młody zawodnik, jeszcze bez wielkiej wiedzy, jak dobrze wystartuje i pokona płynnie cztery okrążenia, to nic nie można mu zrobić.
To jakie ostatecznie wnioski wyciągnie pan z sezonu 2019? Co musi pan poprawić, by wrócić na właściwe tory.
Wnioski? Było minęło.
Naprawdę?
Po prostu skupiam się na kolejnym sezonie. W 11-letniej karierze przytrafił się pierwszy taki kryzysik i zdaję sobie z tego sprawę, ale nie raz łapałem doła i wracałem. Dlatego nie zamierzam się przejmować, czy dokonywać jakiegoś rozrachunku ze sobą. W ubiegłym roku wstałem lewą nogą, el sezon zaliczony. Życie toczy się jednak dalej. Byleby tylko zdrowie dopisywało. W żużlu jak w życiu. Zdarza się lewa noga, ale jutro wzejdzie słońce i będzie super.
Jak dla mnie, to trochę dziwne, by nie rzecz, że olewackie podejście.
Każdy będzie interpretował, to co mówię po swojemu. A może ja nie znam takich ładnych słów, żeby to wszystko lepiej opowiedzieć. Niemniej jeszcze dwa, trzy tygodnie ciężkiej pracy, potem wyjazd na tor i tylko to się będzie liczyć. Ludzie zapomną, że rok temu byłem słabszy. Też chcę zapomnieć, bo do niczego nie jest mi to potrzebne. Za chwilę nie będzie miało znaczenia, czy Dudek w 2019 był zły, bo wrócił po kontuzji lub miał za słabe ciśnienie w oponach.
Mnie jednak nie chodzi o to, żeby pan katował się, myśląc o przeszłości, lecz o to, jakie błędy pan u siebie znalazł i czy wie pan, czego uniknąć, żeby było lepiej?
W tym roku chcę się lepiej przygotować fizycznie, bo może poprzednio nie dałem z siebie stu procent. Może coś wykombinuję, bo chcę mieć więcej pewności siebie. Jednak co to da, nie wiem. Mogę być przecież wyżyłowany na 200 procent, a na pierwszym łuku się nie ułoży i już po mnie.
Czytaj także: Kadra bez tych, co nocą szli na miasto
To jakie cele na ten rok?
Już mówiłem, przejechać go cało i zdrowo.
Złoto?
Każdy chce o nie jechać. Nawet jak nie mówi o tym głośno. Nie wszystko trzeba mówić. Zwłaszcza że nie na wszystko mamy wpływ. Rok temu mogliśmy wejść z Falubazem do finału, bo Sparta miała zadyszkę. Jednak my straciliśmy w ostatnim meczu rundy zasadniczej Pedersena. Z nim na 90 procent pojechalibyśmy w finale. Dlatego lepiej nie zdradzać wszystkich myśli, bo potem jest się rozliczanym, a nie na wszystko człowiek ma wpływ.