Żużel. Na pełnym gazie: Komu przeszkadza dominacja Polaków? Zagranica niech się martwi (felieton)

WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: Gleb Czugunow
WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: Gleb Czugunow

Nie rozumiem zupełnie histerii wokół zawodników zagranicznych na pozycjach juniorskich w PGE Ekstralidze. One powinny być wyłącznie dla Polaków. Z jakiej racji mamy odpowiadać za światowy żużel? Czy oni też martwią się o naszą sytuację?

W tym artykule dowiesz się o:

Zgodzę się w 100 proc. z tym, co na Twitterze napisał Krystian Plech (czytaj więcej o tym TUTAJ). Niektóre kluby w ogóle nie myślą o szkoleniu juniorów. Przecież zawodników zagranicznych na pozycjach młodzieżowych mieliśmy już przed laty i nieprzypadkowo z tego zrezygnowano. Jak dla mnie, numery 6/7 i 14/15 powinny być wyłącznie dla Polaków. Zwłaszcza w sytuacji, gdy mamy teraz przepisy, które narzucają klubom wychowanie określonej liczby zawodników na sezon.

My musimy się martwić o własne podwórko. Nawet jak żużel upadnie na świecie z powodu braku zawodników, to w Polsce ten sport nadal będzie dostępny. U nas on nie upadnie - nadal będą pełne stadiony, bo kibice będą przychodzić na stadiony oglądać Polaków.

Czytaj także: Kacper Woryna nie dał się nabrać na kurację kroplówką

Proszę popatrzeć na to, że talent Bartosza Zmarzlika rozbłysnął właśnie w momencie, gdy w Polsce zakazane były starty obcokrajowców na pozycjach juniorskich. Być może gdyby było inaczej, to w tamtym okresie gorzowianie postawiliby na jakiegoś Szweda albo innego Duńczyka.

ZOBACZ WIDEO: Miliony w błoto?! Szejkowie chyba nie wiedzieli, co robią

To, że nam co jakiś czas wyskakują świetni juniorzy, jak Bartosz Smektała w Lesznie, Maksym Drabik we Wrocławiu, czy Patryk Dudek w Zielonej Górze, nie jest dziełem przypadku. To wynika właśnie z tego, że oni mają szansę do regularnych startów i mają gdzie rozwinąć swoje skrzydła.

Obserwuję od lat, jak niektórzy prezesi są zakochani w obcokrajowcach. Są tacy, którzy zrobiliby wszystko, aby tych żużlowców zagranicznych w składach było jak najwięcej. Słyszę głosy, że niektórym działaczom przeszkadza dominacja Polaków w żużlu. Narzekają, że dyscyplina w innych krajach nie rozwija się, że musimy to wziąć na swoje barki. Pytam się, dlaczego? Z jakiej racji? Niech się zagranica martwi o siebie, bo jakoś mam wątpliwości, czy w podobnej sytuacji oni martwiliby się o nas.

Czytaj także: Dlaczego Motor odpuścił transfer braci Curzytków?

Obecny system jest najlepszy i traktuję go jako mądry kompromis. Nie można przecież powiedzieć, że zagraniczni juniorzy nie dostają u nas szans. Dostają, ale na pozycjach seniorskich. Jeśli ktoś jest dobry, to się przebije. Wystarczy popatrzeć na przykład Maxa Fricke'a, który wypłynął na szerokie wody w Rybniku, czy Gleba Czugunowa, który startuje we Wrocławiu.

Prezesi przecież obserwują rozgrywki w innych państwach, szukają młodych talentów i chcą ich mieć u siebie jak najszybciej. Obecne rozwiązanie sprawia, że nie mamy zagranicznego szrotu w składach. Obcokrajowcy się u nas szkolą, za nasze pieniądze, ale tylko ci najlepsi. Cały ciężar rozwoju tego sportu spadł teraz na barki Polski.

Jan Krzystyniak

Źródło artykułu: