Żużel. Ostafiński i Hynek biorą się za łby. Finansowa rewolucja i płacz gwiazd

WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Bartosz Zmarzlik
WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Bartosz Zmarzlik

Dariusz Ostafiński i Kamil Hynek podsumowują debatę ekspertów i kłócą się o pieniądze. - Zamiast premii za punkty lepsza byłaby premia za zwycięstwo do podziału na zespół - uważa Ostafiński. - Gwiazdy się nam zapłaczą - ripostuje Hynek.

Dariusz Ostafiński, WP SportoweFakty: Przepytujemy kolejnych ekspertów w wielkiej debacie WP SF i tak sobie myślę, że byłoby dobrze, jakbyśmy się podłączyli. Jakbyś mi tylko zreferował, jakich zmian chcą nasi eksperci, to może byśmy to jakoś skomentowali.
Kamil Hynek, WP SportoweFakty: Panowie, którzy wydali już swoje opinie, wyraźnie chcą powrotu do play-off z udziałem sześciu drużyn żeby więcej ekip do samego końca walczyło, co łączy się poniekąd z większą liczbą meczów. Proponowany jest też ryczałt zamiast punktówki.

Ostafińsk: Play-off dla sześciu jak najbardziej. Jestem za. Ryczałt? Nie wiem, czy to właściwe określenie, ale na pewno zmieniłbym system płac w żużlu.
Hynek: Co do pierwszego, nie sądziłem, że uczestnicy debaty tak ochoczo podejdą do tematu. Przyznam, że ja również jestem wielkim orędownikiem tego systemu ze szczęśliwym przegranym.

ZOBACZ WIDEO Żużel. #MagazynBezHamulców. Prezes Włókniarza w ogniu pytań o Drabika, Cieślaka i Doyle’a

Hynek: Tylko zastanawiam się, czy nie premiować wtedy zespołów z miejsc 1. i 2. i rozegrać ćwierćfinały 3-6, 4-5 tak jak proponuje Jacek Frątczak. Albo jeszcze dołożyć model szwedzki. Niech wygrany po rundzie zasadniczej wybiera sobie przeciwnika. Wtedy nie byłoby gadania, że runda zasadnicza jest bez sensu, bo co z tego, że skosisz rywali, skoro w pierwszym dwumeczu play-off może stracić wszystko. Jak wygrany sezonu zasadniczego wybrałby sobie rywala, pretensje mógłby mieć tylko do siebie.

Ostafiński: Wybieranie przeciwnika w pierwszej rundzie byłoby ciekawym rozwiązaniem. Można by z tego zrobić niezłe show. Widzę jeden minus. Dajmy na to, że drużyna z drugiego miejsca ma przejściowe kłopoty i zwycięzca rundy zasadniczej to wykorzystuje, wybierając najgroźniejszego rywala na pierwszy strzał w trudnej dla niego chwili. Dalej jesteś za tym, żeby to obowiązywało?

Hynek: Chodziło mi o to, żeby uhonorować drużynę, która zbiera sumiennie punkty, a skoro zobaczy w tym swoją szansę, żeby wyeliminować najgroźniejszego rywala od razu? Czemu nie? Albo po prostu niech wszyscy jadą w pierwszej rundzie i masz do wyboru cały wachlarz drużyn od 1 do 6. Wtedy już twój argument ginie, bo trzeba i tak jechać.
Ostafiński: Czyli wchodzi sześć i losujemy? Tak mam to rozumieć?
Hynek: Nie losujemy. Mamy rozkład 1-6, 2-5 i 3-4. Do półfinału wchodzą trzy i lucky looser.

Hynek: Tylko nie wiem, czy to nie byłoby za duże pole do kombinowania, żeby kogoś wwieźć na plecach do półfinałów.
Ostafiński: Chcesz powiedzieć, że Polak potrafi. Wiem, ale nie idźmy tą drogą, bo za chwilę wyjdzie nam, że lepiej nie wyjeżdżać na tor. Rozkład, który proponujesz, już był i wydaje się najbardziej bezpieczny, więc parafrazując Karolaka: mamy to.

Hynek: Idźmy dalej. Ryczałt? Nie jestem przekonany. Jakoś lubię chyba szukać dziury w całym i mam przed oczami zawodnika, który kasuje duże pieniądze, a potem w meczu już nie zabija się o wynik drużyny. Moneta ma leżeć na torze.
Ostafiński: Niech sobie leży. Nie zamierzam jej stamtąd zabierać. Powinniśmy jednak pomyśleć o systemie, który pozwoliłby powiedzieć, że mamy do czynienia z DMP, a nie indywidualnymi popisami nakierowanymi na zgarnięcie wielkiej kasy. Bo co z tego, że klub X wypłaci ogromną punktówkę liderowi, skoro zespół przegrał. Zatem pieniądze wyrzucone w błoto.

Hynek: No, ale bardziej starasz się, jak dostaniesz coś z góry, czy jak wiesz, że musisz o to powalczyć mocniej?
Ostafiński: Nie rozumiemy się. Nic z góry nie będzie. Ja bym sięgnął po wzorce z piłki. Kwota za podpis zostaje, a do tego dorzucamy premię za zwycięstwo do podziału na zespół. Podam ci przykład. Wygrywasz, klub wyciąga z kasy, powiedzmy 150 tysięcy, bo na tyle wyceniono wygraną i potem dzielimy kwotę według liczby zdobytych punktów.
Hynek: Czyli opcja Jacka Frątczaka.

Hynek: Byłbym w stanie w to pójść. Taki Madsen, Doyle, czy Zmarzlik zapłakaliby się chyba na śmierć. Pewnie z wejściem proponowanego przez Ciebie ryczałtu zarobiliby mniej niż w przypadku punktówki. Z drugiej strony kluby by zaoszczędziły. Chyba że najlepsi dostaliby więcej diengów, idąc tropem Grigorija Łaguty, za podpis.
Ostafiński: Gwiazdy na pewno by nie straciły. Tak jak mówisz, dostałyby więcej za podpis.

Ostafiński: Natomiast kluby zyskałyby finansową stabilizację. Wszystko już przed sezonem można by było dobrze policzyć. Zresztą do mnie przemawia zasada-wygrywasz, płacę. Co mi z tego, że jakiś Doyle czy inny gwiazdor robi po 15 punktów, skoro zespół leci na łeb na szyję. Zatem premia do podziału na drużynę, to jest coś, co powitałbym owacją na stojąco.

Hynek: Czyli regulamin finansowy wyrzucamy do kosza?
Ostafiński: No pewnie, bo to ściema, która na dokładkę jest maszynką do robienia problemów. Nie jest normalne, żeby zawodnik zastanawiał się: dostanę, czy nie dostanę dodatkowej kasy od sponsora. Tylko i zawsze pieniądze klubowe. Podpis plus premia za zwycięstwo do podziału na zespół. A jeśli uzdrowi to finanse, to w przyszłości można myśleć o powiększeniu ligi i innych cudach. Na razie dobrze jest, jak jest.

Hynek: Nie wiem, kiedy to powiększenie PGE Ekstraligi, bo podejrzewam, że nie w najbliższych pięciu latach. Raz, że nikt nie będzie chciał dzielić tortu finansowego na pięć, a dwa od lat już trąbię, iż mamy za mało wartościowych zawodników, żeby obdzielić dwie ekipy więcej
Ostafiński: Mówię o pewnej wizji, bo oczywiście, że teraz nie ma na to szans. I nie chodzi nawet o dzielenie tortu. Poza Apatorem nikt z pierwszej ligi nie dorasta Ekstralidze finansowo do pięt. O dysproporcjach między pierwszą i drugą ligą nie wspomnę, a przecież przy 10 drużynach w elicie należałoby dwie niższe połączyć. Mielibyśmy prawdziwą katastrofę.

Ostafiński: Swoją drogą tak gadamy o regulaminach, a najważniejszy jest dopływ świeżej krwi. Trzeba coś zrobić, żeby żużel stał się tańszym sportem.
Hynek: I wydaje mi się, że poza wprowadzeniem pewnych obostrzeń regulaminowych tylko Apator może nam rozbić tę zabetonowaną PGE Ekstraligę. Wejść z kasą i zamieszać w tym kotle zawodniczym.
Ostafiński: Akurat tu się nie zgodzę. Motor wszedł z kasą i nic, ROW to samo.

Ostafiński: Problem nie leży w pieniądzach. Liga się zabetonowała, bo jest mało zawodników, a wszędzie płaci się mniej więcej tak samo. Nie wiedziałem, że to powiem, ale jednak żużel potrzebuje jakiejś regulacji. Może być KSM, może coś innego. Byle szybko.
Hynek: Łamie się na ten KSM, ale na racjonalnych zasadach. Zliczanie go z wielu lat wstecz, żeby zawodnicy nie hamowali nogami przed metą.
Ostafiński: Liczony z 5 lat i z górnym pułapem dla drużyny 37. Tylko taki ma sens, bo zaboli wszystkich. Nie upieram się jednak przy KSM. Może być coś innego, byle zadziałało i wypchało gwiazdy na rynek.

Hynek: Spodobał mi się pomysł ekspertów, żeby premiować drużyny, w ujęciu KSM-u lekko go np. podwyższyć, jeśli zespół będzie miał na pozycji juniorskiej własnego wychowanka
Ostafiński: To już wariacja do projektu pod tytułem KSM, której nie skomentuję. Jak będzie jasne, czy KSM, czy coś innego, to możemy dokładać. Powtórzę ci jednak raz jeszcze, bo jakoś to puściłeś mimo uszu, że najważniejsze jest szkolenie. Zakładam, że masz wyobraźnię, więc polecam obejrzenie zdjęć grupowych z ostatniej rundy Grand Prix i z tego samego cyklu, ale 10 czy 15 lat temu. Wtedy zrozumiesz, o co mi chodzi.

Hynek: Ty trochę jak nasi działacze. Gadasz o tym szkoleniu, ale nic z tego nie wynika. Z tym tematem jest jak z waleniem grochem o ścianę. Tak jak powiedział Marek Cieślak, weźmy się na poważnie za egzaminy na licencję, idźmy w jakość, nie ilość, bo na razie jest, tak, że przyjdziesz ty, albo ja, po parunastu dniach treningów, albo nasz kolega Mateusz Kozanecki, który wyrusza właśnie na zawody amatorów do USA i ją z marszu zda bez mrugnięcia okiem.

Ostafiński: Teraz to akurat głupoty opowiadasz. Ja bym na pewno nie zdał egzaminu, a już do jazdy to się kompletnie nie nadaję. Musiałbym ostro pójść w dietę i kroplówki, żeby coś z tego było. Ty jesteś niski, więc prędzej dałbyś radę. A co do słów Marka, to zgoda. Chciałbym, żeby nasi trenerzy usiedli i coś sensownego wymyślili. Dobrucki mówi o pit-bike'ach, bo to byłoby tanie dojście do żużla. To ich burza mózgów, nie moja.

Hynek: Chyba w sumie dobrze, że nie jesteśmy osobami decyzyjnymi w tych sprawach. Widzę po naszych różnych zdaniach, że na platformach komunikacyjnych leciałyby iskry i czapka nakrylibyśmy paru kłócących się prezesów
Ostafiński: Skończyłoby się na tym, że w pewnym momencie odgarnąłbym włosy, jak posłanka Lichocka.

Czytaj także: Menedżer Motoru o powrocie Zengoty, transferowych zyskach i o tym, komu przeszkadza żużel w Lublinie
Czytaj także: Hynek apeluje: Mrozek na menedżera PGG ROW-u

Źródło artykułu: