W związku z zagrożeniem koronawirusem doszło do odwołania sparingów i treningów. GKSŻ przełożyła już także pierwszą kolejkę I i II ligi. Zawodnicy na ostatnie decyzje reagują różnie. Niektórzy podchodzą do tematu z pełnym zrozumieniem i za pośrednictwem mediów społecznościowych apelują do kibiców, by stosowali się do zaleceń ministra zdrowia. Nie brakuje jednak też takich, którzy już liczą straty i mówią, że liga powinna wystartować w kwietniu.
- Decyzje PZM i GKSŻ uważam za bardzo trafne. Kiedy słyszę narzekania zawodników, że oni zainwestowali, więc liga powinna jechać, to nie wierzę, że można być tak bezmyślnym. O czym wy w ogóle panowie mówicie? - pyta były menedżer Get Well Toruń Jacek Gajewski, który przewiduje, że żużel czeka ogromny kryzys. Im dłużej potrwa obecna sytuacja, tym mocniej odczują ją kluby.
- Umowy sponsorskie były zawierane w zupełnie innych warunkach gospodarczych. Wiele branż już teraz odczuwa skutki obecnej sytuacji. Jeśli ktoś będzie mieć do wyboru zwolnienie pracownika lub wycofanie się ze sponsoringu sportowego, na pewno wybierze to drugie. Takie sytuacje będą się zdarzać - tłumaczy Gajewski.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film
Jego zdaniem w obliczu kryzysu konieczna stanie się renegocjacja kontraktów z zawodnikami. Gajewski uważa, że nie powinny zajmować się tym jednak kluby, bo problem dotyczy całej dyscypliny.
- Renegocjacja kontaktów nie podlega moim zdaniem dyskusji. Nie wyobrażam sobie jednak, że każdy z prezesów będzie zapraszać jednego zawodnika po drugim i negocjować. To musi odgórnie załatwić PZM, GKSŻ i Ekstraliga. Obcięcie kontraktów o 20, 30 proc. to dla mnie oczywistość - tłumaczy.
- Kluby nie powinny się tym zajmować, bo będziemy mieć jeden wielki bałagan i kłótnie. Sytuacja w całej dyscyplinie będzie trudna, więc to zadanie dla organów zarządzających rozgrywkami. I naprawdę nie powinniśmy ulegać złudzeniu, że zawodnikom dzieje się jakaś wielka krzywda, bo to nieprawda. Dyscyplinę tworzą działacze, trenerzy, sponsorzy, media, ale największe profity czerpią z niej zawodnicy, więc w pierwszej kolejności to oni powinni wziąć odpowiedzialność. Jeśli nie zrobią kroku do tyłu i nie pomogą działaczom, to żużel się rozleci. Ich upór sprawi, że nie będzie połowy klubów - podkreśla Gajewski.
Rozwiązanie, o którym mówi nasz ekspert, z całą pewnością nie spotka się ze zrozumieniem żużlowców. - I co z tego? Oni muszą zrozumieć, że los żużla zależy w dużej mierze od nich. Wielu z nich ma dzięki działaczom i sponsorom dobre życie. Tymczasem niektórzy zachowują się, jakby do żużla dokładali, jeździli starym Golfem, mieli do spłacenia kredyt we frankach i na co dzień ledwie wiązali koniec z końcem - przekonuje były menedżer klubu z Torunia.
- A jeśli komuś takie rozwiązanie się nie podoba, bo jest finansowo nieopłacalne, to mam pewną radę. Niech jeden z drugim zakończy karierę i poprowadzi biznes jednego ze sponsorów, który popadł w problemy i nie może dać pieniędzy na żużel. Najlepiej niech to będzie firma transportowa. Może wtedy nastąpi otrzeźwienie - podsumowuje Gajewski.
Zobacz także: Skrzydlewski: Liga w maju lub czerwcu? Możemy zapomnieć. Żużla w tym roku może nie być