Pandemia koronawirusa pokazuje całą prawdę o narodach, ich wieloletnich przyzwyczajeniach czy kulturze. Włosi czy Hiszpanie od małego uczeni są, że posiłki jada się w większym gronie, najlepiej na zewnątrz. Mają też swoje słowa, którymi określają wspólnie zasiadanie do stołu.
Gdybyśmy chcieli je przetłumaczyć na język polski, to wyszłoby nam "śniadowanie" czy "kolacjonowanie". Dlatego wielu lektorów sprowadza to do zwykłego "biesiadowania", co nie do końca oddaje naturę tych słów.
Efekt tego "biesiadowania" jest taki, że Włosi i Hiszpanie mają teraz olbrzymi problem z pandemią koronawirusa. Bo gdy rządy tych państw zalecały pozostawanie w domach i odbywanie w nich kwarantanny, ludzie zaczęli masowo wychodzić na obiady czy kolacje. W końcu dostali czas wolny, a COVID-19 idealne warunki do rozwoju.
ZOBACZ WIDEO Koronawirus. Gwiazdy piłki nożnej apelują do kibiców! "Jestem ujęty odpowiedzialnością piłkarzy"
Chciałbym się mylić, ale wkrótce podobny problem mogą mieć Brytyjczycy. Naród, który nie lubi, gdy mówi mu się, co ma robić. Bo przecież przez lata to on był kolonialnym imperium i dyktował warunki innym. Ostatnie statystyki mówią, że na Wyspach wykryto niespełna tysiąc przypadków koronawirusa. Na COVID-19 zmarło tam 11 osób. Jednak szczytowy wzrost liczby zachorowań dopiero przed nimi.
Brytyjczycy, w opozycji do innych państw, nie zamierzają się zatrzymywać w chwili próby. Gdy rozgrywki piłkarskie w innych krajach były zawieszane, Premier League chciała grać w najlepsze. Po rozum do głowy poszła dopiero w momencie, gdy koronawirusem zarazili się Mikel Arteta (trener Arsenal FC) oraz Callum Hudson-Odoi (piłkarz Chelsea FC).
To samo obserwujemy w żużlu. Polska zabroniła treningów i rozgrywania sparingów, choć przecież mamy mniej przypadków wykrycia koronawirusa niż Brytyjczycy. Już oficjalnie przesunęliśmy pierwsze mecze ligowe, jakie miały się odbyć w kwietniu.
Tymczasem Brytyjczycy właśnie zaczynają sezon z wielką pompą. Tak jakby moment, gdy żużlowa "konkurencja" walczy z pandemią, chcieli wykorzystać na własny użytek. Właśnie otrzymali przecież szansę, by jako jedyni ścigać się w lewo. Ryzyko choroby? Kto by się tam przejmował…
Całe szczęście, że sami zawodnicy zaczynają pokazywać, co myślą o decyzji Brytyjczyków. Z jazdy w sobotnim turnieju Ben Fund Bonanza zrezygnowało kilku z nich. Hans Andersen, Rohan Tungate i Ulrich Oestergaard zrezygnowali też z udziału w otwartej prezentacji i treningu Peterborough Panthers, jaki zaplanowano na sobotę
"Nie będę obecny na prezentacji z powodu pandemii koronawirusa. Moim najważniejszym priorytetem jest robienie wszystkiego, aby zminimalizować ryzyko rozprzestrzeniania się wirusa COVID-19, dbanie o zdrowie i dobre samopoczucie własnej osoby, jak i moich bliskich" - wyjaśnił Tungate w social mediach, a to co napisał, powinni wziąć sobie do serca brytyjscy promotorzy.
Tak jak pierwsze przypadki koronawirusa wykryto w piłce nożnej, koszykówce czy F1, tak wcześniej czy później, wykryte zostaną one u kogoś związanego ze środowiskiem żużlowym. To nieuniknione, bo choroba nie wybiera. Brytyjczycy robią wszystko, by dopadła kogoś z ich otoczenia w pierwszej kolejności.
Czytaj także:
Dwie pierwsze rundy PGE Ekstraligi przełożone
Stal Gorzów zamyka klub z powodu koronawirusa