Żużel. Krystian Plech: Proszę niebiosa, żeby z tatą było dobrze. Koronawirus doprowadził do chorych podziałów (wywiad)

- Jak najszybciej musimy skończyć z chorymi podziałami na działaczy, związek i zawodników. To całe towarzystwo musi usiąść razem do rozmów. W obliczu koronawirusa może uratować nas tylko dialog - mówi nam żużlowy menedżer Krystian Plech.

Jarosław Galewski
Jarosław Galewski
Krystian Plech z prawej WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Krystian Plech z prawej
Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: Jak się pan czuje?

Krystian Plech, menedżer żużlowy, syn Zenona Plecha: Dziękuję. Wszystko dobrze.

A pana tata Zenon?

Na szczęście też, aczkolwiek powiem panu, że martwię się o niego każdego dnia. Jest w grupie największego ryzyka. Codziennie do niego dzwonię. Lekko nie jest, bo nie może zamknąć się w domu. W poniedziałek, środę i piątek ma dializy. Jeździ do szpitala. Cały czas proszę niebiosa, żeby wszystko było okej.

Pewnie musieliście ograniczyć kontakt.

Tak, bo byłem w Londynie i przez chwilę zmagałem się z przeziębieniem. Nie mogłem go narażać. Tata jest przewlekle chory. Miał zawał, jest cukrzykiem. Trochę tego wszystko jest. Bardziej martwię się o niego niż siebie, choć wiem, że mentalnie jest bardzo silny. Poza tym brak żużla w tym wszystkim nie pomaga.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Szalenie trudna sytuacja w światowym sporcie. "Nie ma rozgrywek, nie ma kibiców, nie ma pieniędzy"

Jak to?

Tata tym żyje. Żużel jest dla niego jak tlen. To daje mu siłę do walki, do normalnego funkcjonowania. Cieszy się, kiedy może pojechać na stadion, wypić kawę, pogadać o żużlu. Lubi zagrać z kolegami z toru w tysiąca. To są małe rzeczy, które znaczą wiele, kiedy człowiekowi jest trudno.

Ligi na razie nie będzie. Nie ma też treningów. To dobrze?

Szczerze? Bardzo dobrze. Żużel jest bardzo kosztownym sportem. Nikt nie wie, ile będziemy jeszcze czekać w blokach startowych. Serwisy silników robi się po 25 – 30 biegach. Jeśli nadal byśmy jeździli, to jaki miałoby to sens? Po co wydawać na to pieniądze? Niektórzy pewnie dostali środki na przygotowanie do rozgrywek, ale to nie załatwia tematu. Każdy planował, że przejedzie kilka silników, wybierze najlepsze, zarobi w pierwszych spotkaniach i wtedy pojedzie do tunera. Teraz ta układanka runęła, więc lepiej dać sobie spokój z treningami. Poza tym nie róbmy paniki. Dwa tygodnie dobrej jazdy i wszyscy złapią rytm.

Czy kluby powinny płacić zawodnikom za przygotowanie do sezonu, skoro nie jedziemy i nie wiadomo czy w ogóle pojedziemy?

Ciężki temat. Z jednej strony musimy pamiętać, że zawodnicy mają określone wydatki. Każdy prowadzi działalność gospodarczą, płaci ZUS, opłaca mechaników czy leasing auta. Powiem panu, że żużlowcy są w najgorszym położeniu, jeśli chodzi o wszystkie dyscypliny.

Dlaczego?

Działam także w piłce ręcznej, więc mam porównanie. W żużlu sezon jeszcze się nie zaczął. Wszystkie umowy reklamowe, wpływy z miasta czy miejskich spółek są wstrzymane, bo nikt nie wie, kiedy pojedziemy. Jedyny plus dla dyscypliny z punktu widzenia działaczy jest taki, że płacimy za punkty. Nie ma pensji miesięcznych dla zawodników.

No dobrze, ale załóżmy, że ktoś już dostał pieniądze na przygotowanie do sezonu, a przecież nie jeździmy i nie wiadomo, czy będziemy. Zawodnik powinien oddać kasę do klubu?

Jeśli wyjedziemy w połowie maja lub czerwca, to wielkiego problemu nie będzie.

A jak nie wyjedziemy w ogóle?

Zakładam, że zawodnik kupił za pieniądze z klubu sprzęt, więc powinien go zatrzymać i pojechać na nim, kiedy będzie to możliwe. Wtedy do ustalenia pozostaje tylko punktówka.

Który scenariusz jest panu bliższy? Pojedziemy w maju lub czerwcu czy w ogóle?

Nie wiem, jak to wszystko się potoczy, ale jesteśmy zdyscyplinowanym społeczeństwem. Uważam, że zatrzymamy się na miesiąc, może dwa i będziemy powoli wracać do normy. Stawiałbym, że ruszymy w lipcu, ale nie wiem, na jakich zasadach i w jakich warunkach. Będzie trzeba wiele rozmawiać. Sytuacja dla dyscypliny jest ekstremalnie trudna, bo u nas sezon nie ruszył. Koszykarze, piłkarze czy siatkarze zdążyli trochę zarobić. Musimy to wszystko przegadać i skończyć z tymi chorymi podziałami.

Jakimi podziałami?

Na działaczy, związek i zawodników. To całe towarzystwo musi usiąść razem do rozmów, a mam wrażenie, że już tworzą się podziały. Tymczasem my potrzebujemy okrągłego stołu. Pieniędzy będzie brakować każdemu z tego towarzystwa, więc dialog to jedyna metoda. Związek też musi dać coś od siebie. Skoro będziemy w kryzysie, to pewnie trzeba zredukować między innymi system kar czy inne przewinienia. Pomyśleć nad wymogami telebimów, sprzętu technicznego dla klubów. Wprowadzić limit opon w niższych ligach. Potrzebujemy pomysłów, gdzie można zaoszczędzić i co nie jest potrzebą konieczną przy rozgrywaniu meczów ligowych.

To są małe kwoty, a nam będzie brakować milionów.

Zgadza się, ale ściąganie takich pieniędzy w czasach kryzysu to nie jest najlepszy pomysł. Nawet wizerunkowo będzie to kiepsko wyglądać. Poza tym musimy pomyśleć, jak renegocjować kontakty, jeśli zajdzie taka potrzeba. Każdy musi dać coś od siebie. PZM, PGE Ekstraliga, zawodnicy. Nikt nie da nam lekką ręką pieniędzy na ratowanie żużla. Musimy się dogadać, a podziały w tym nie pomogą.

Co dla zawodników oznaczałby rok bez żużla i kto mógłby tego nie przetrwać?

Poradzą sobie ci najlepsi, bo mają oszczędności lub inne biznesy i nie żyją od pierwszego do pierwszego. Największe problemy będą mieć żużlowcy z pierwszej i drugiej ligi. Obawiam się, że niektórzy będą musieli dać sobie spokój z żużlem. Wielu z nich funkcjonuje tak, że zarobione pieniądze wystarczają im na życie w sezonie i przetrwanie zimy.

Co z nimi będzie?

Pójdą do normalnej pracy. A to może oznaczać odpływ żużlowców, których przecież wielu nie mamy. Warto o tym pamiętać. Żużel jest bardzo profesjonalny, ale tylko na samej górze. To dotyczy PGE Ekstraligi czy cyklu Grand Prix. Cała reszta postawi sobie pytanie, czy to wszystko się jeszcze opłaca.

Pewnie ma pan rację, ale z drugiej strony dla wielu prezesów i sponsorów żużel zejdzie na dalszy plan. Joanna Skrzydlewska ma poważne wątpliwości, czy kluby będzie stać na jazdę w 2020 roku. Mówi, że ci, którzy je finansują, będą potrzebować czasu, żeby stanąć na nogi. A to oznacza, że żużel możemy mieć w 2021 roku. I ja się z tym całkowicie zgadzam.

Może coś w tym jest. Wtedy pojechalibyśmy tymi samymi składami w 2021 roku. W tym sezonie można by pomyśleć o kilku turniejach, zwłaszcza tych rangi mistrzowskiej, żeby choć trochę zaspokoić żużlowy głód. Po prostu zaczniemy za rok o tej samej porze co teraz. Do ustalenia pozostanie, co zawodnik zrobił z kwotą za podpis w roku 2020, będzie trzeba także ustalić na nowo punktówkę, która będzie odpowiadać realiom. Kwota stała dla większości klubów jest traktowana jako przygotowanie do reprezentowania barw klubowych w rozgrywkach ligowych. I tu pojawia się problem. Pamiętajmy, że kluby pozyskują sponsorów głównie na produkt, jakim jest liga. Ciężko będzie zgromadzić budżet, ograniczając się do zawodów towarzyskich. Na pewno czeka nas ciężki czas, ale uważam, że dla władz jest teraz idealny moment, żeby ustalić, co robimy, którym wariantem pójdziemy, jeśli to wszystko się skończy. Trzeba przygotować wersję A, B lub C. Oczywiście, przy udziale każdej zaangażowanej w sport żużlowy grupy - działaczy PZM, władz ligi, telewizji, klubów i zawodników.
Zobacz także:
Tunerzy też pójdą z torbami?
Armando Castagna błaga i apeluje do Polaków

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Czy zgadzasz się z Krystianem Plechem?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×