Jeśli pojawia się jakaś akcja społeczna mająca na celu postawić do pionu nasze społeczeństwo i podkreślić powagę sytuacji Rosjanin jest jednym z pierwszych, który chwyta za klawiaturę i za pośrednictwem swoich social mediów o tym przypomina.
Tak było np. od razu po odgórnym zamknięciu stadionów i zawieszeniu treningów do odwołania. Na świecie rozprzestrzeniała się pandemia koronawirusa, a Sajfutdinow wykorzystując swoje niemałe zasięgi na Facebooku, czy Instagramie, od razu zaczął promować rosnący w siłę hashtag #zostanwdomu.
Za chwilę dorzucił na tablice procedury, jak dbać o siebie w czasach zarazy, załączał instrukcje, jak odbywać kwarantannę. Nawoływał do unikania skupisk ludzi itp. Niby małe rzeczy, ale jednak zostają w świadomości kibiców. Poprzez swoje działania i uruchamianie się w słusznych sprawach jest stawiany za wzór i przykład przez władze PGE Ekstraligi.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Szalenie trudna sytuacja w światowym sporcie. "Nie ma rozgrywek, nie ma kibiców, nie ma pieniędzy"
W ogóle Sajfutdinow to ciekawy przypadek. Na początku swojej kariery przyczepiono mu łatkę może nie torowego bandyty, ale jeźdźca bez głowy. Zawodnika zamykającego oczy, którego żadna kalkulacja nie obchodziła. Ładnie to ujął jeden z działaczy, który nazwał młodego Emila bardziej finezyjną kopią Nickiego Pedersena. Pseudonim "Rosyjska torpeda" też nie jest przecież przypadkowy.
Z wiekiem zdobywał doświadczenie i ogładę, choć to nie branie jeńców i bezkompromisowość zdążyły go zaprowadzić do dwóch z rzędu tytułów IMŚJ i pierwszego w karierze brązu w Grand Prix. Dokonał przy tym nie lada wyczynu, ponieważ zwyciężył w swoim debiutanckim turnieju w sezonie 2009 na praskiej Markecie. Nieco później do gabloty pucharów dorzucił jeszcze dwa tytuły SEC.
Niewyobrażalny potencjał wyhamowały w pewnej chwili kontuzje, nieco studząc zapał Baszkira. Sajfutdinow przeszedł widoczną gołym okiem przemianę. Zaczął baczniej zwracać uwagę na rywali stających z nim pod taśmą. Wożenie po płotach wykreślił z CV, szybszy przeciwnik na trasie przestał bać się za niego wjeżdżać.
O znakomitych piłkarzach zwykło się mawiać, że im piłka w grze nie przeszkadza. Przekładając to sformułowanie na żużlowy język, jemu motocykl nie przeszkadza. O jego bajecznej technice i umiejętnościach dobitnie przekonaliśmy się w majowym meczu Fogo Unii Leszno na torze w Częstochowie.
Facet wykonał akcję rodem z filmu kaskaderskiego. Kilkukrotnie, na obu łukach ocierał się tylnym kołem o dmuchaną bandę goniąc prowadzącego Jakuba Miśkowiaka. To była beczka śmierci, po której długo zbieraliśmy szczęki z podłogi. Na wieńczącej rozgrywki gali PGE Ekstraligi zawodnik słusznie odebrał statuetkę za "Wyścig sezonu".
Poza torem Emil jest sympatycznym, spokojnym i grzecznym, do rany przyłóż człowiekiem, ceniącym sobie wartości rodzinne. Cechy z życia prywatnego zabiera jednak i do parku maszyn. Typ takiego zawodnika pasuje do każdej zespołowej układanki. Nie ma chyba w PGE Ekstralidze ekipy, prezesa i menedżera, który nie marzyłby o Sajfutdinowie.
Nie dość, że jest liderem, podporą i maszynką do zdobywania punktów w jednym, to na dodatek nie rozwala szatni. Piotrowie Baron i Rusiecki wiedzą jaki dzierżą skarb więc w listopadowym oknie transferowym przedłużyli umowę z Rosjaninem o następne dwa lata. Sympatycy Byków wypatrują nieśmiało w Emilu następcy Leigh Adamsa - żywej legendy siedemnastokrotnych DMP. Dla Emila 2020 rok byłby już szóstym po przenosinach do Wielkopolski z Torunia.
Ciekawą historię o dysponującym polskim paszportem i świetnie władającym naszym językiem zawodniku opowiedział kiedyś były prezes Polonii Bydgoszcz, czyli pierwszego polskiego klubu Emila - Leszek Tillinger. Zdradził, jak Sajfutdinowa odkryto dla polskiej ligi.
- Wynalazł go dla nas Andreas Jonsson. Trafił tutaj z polecenia Szweda, który bronił naszych barw. Szwed ścigał się w lidze rosyjskiej i został ograny przez jakiegoś chłopaczka. To był właśnie Emil. AJ praktycznie od razu zwinął go do Bydgoszczy. Szybko dostrzegliśmy, że drzemie w nim ogromny talent - tłumaczył.
Później sprawy potoczyły się błyskawicznie. Żółtodzioba skoszarowano przy budynku klubowym. - Ojciec zostawił Emila jako młodego chłopaczka. Zamieszkał u nas na stadionie. Był wpatrzony w Tomka Golloba jak w obrazek do tego stopnia, że pozabierał wszystkie taśmy z nagraniami meczów z udziałem mistrza. Widzieliśmy to więc obdarowaliśmy go odtwarzaczem VHS. Całymi dniami siedział i chłonął wyścigi Golloba. Wtedy także zaczął powoli naśladować jego styl, zapuszczał się coraz bliżej band - wspominał.
Ikona Polonii odbiła duże piętno na karierze Emila. Trudno jednak żeby było inaczej skoro pod nosem, nad stadionem unosił się duch najlepszego żużlowca w historii Polski. Szukanie kolejnych idoli mijało się z celem.
Po sezonach perturbacji, trudnościach związanych z zebraniem wystarczającego budżetu do powrotu na światowe salony GP, Sajfutdinow znów cieszy nas swoimi występami w cyklu zmagań o IMŚ. Na teraz trudno nawet sobie wyobrazić serial GP bez 30-latka, który na silnikach Ashleya Hollowaya wyraźnie odżył, a tunerowi zrobił przy okazji znakomitą reklamę.
Kto wie, może Emil, który skończył w październiku trzydzieści lat, a dopiero się rozkręca, jest jak wino im starszy tym lepszy, kluczowe sezony ma dopiero przed sobą. Przypomnijmy, że mistrz, na którym się wzorował - pan Tomasz Gollob sięgnął po jedyne złoto IMŚ z czterdziestką na karku.
CZYTAJ TAKŻE: Mecenas Drabik wbił klina POLADA
CZYTAJ TAKŻE: Jaźwiecki: Koronawirus nie odleci na życzenie PZM i BSI