Żużel. Dyrektor Startu Gniezno: Gdybyśmy zakończyli sezon na zero, klubu już by nie było (wywiad)

WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Piotr Mikołajczak i Damian Stalkowski (w kasku)
WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Piotr Mikołajczak i Damian Stalkowski (w kasku)

Środki zaoszczędzone w zeszłym sezonie pomagają GTM Startowi Gniezno przetrwać w tym trudnym okresie. - Jeśli zakończylibyśmy sezon na zero, to dzisiaj byśmy nie rozmawiali ze sobą. Klubu już by nie było - mówi Piotr Mikołajczak, dyrektor Startu.

[b]

Mateusz Domański, WP SportoweFakty: Najważniejsze pytanie na ten moment. Jak pana zdrowie, wszystko w porządku?[/b]

Piotr Mikołajczak, dyrektor GTM Startu Gniezno: Dziękuję. Na razie wszystko jest w porządku, czuję się bardzo dobrze. To pozwala mi normalnie funkcjonować. Choć oczywiście staram się zachowywać ostrożność i stosować się do nałożonych nakazów.

Jak pan spędza obecny czas? Czy wdrożył pan jakieś środki ochronne w obawie przed koronawirusem?

Staram się funkcjonować normalnie. W tygodniu obecnie sam urzęduję w klubie, gdyż reszta osób przebywa na urlopach. Czas wolny spędzam z rodziną w domu. Jeśli chodzi o środki ostrożności, to oczywiście wdrożyłem je u siebie i unikam skupisk ludzkich. Tak jak powiedziałem, w klubie działam sam. Oczywiście, jak zawsze zresztą, dbam o higienę, często myjąc ręce i dezynfekując je żelami antybakteryjnymi. Również często zachowawczo dezynfekuję pomieszczenia zarówno w klubie, jak i w domu. Podstawowych zasad przestrzegam, ale nie wpadam w jakiś obłęd.

Przejdźmy jednak do konkretu. Jak bardzo bolesna jest pandemia koronawirusa dla Startu Gniezno?

Na ten temat napisałem już parę słów. Nie popadamy w panikę, ale z dnia na dzień, gdyż sytuacja jest strasznie dynamiczna, zauważamy - delikatnie rzecz ujmując - pewne ograniczenia. Tak jak już wspominałem, potrzebne są działania, aby temu zapobiec i ten trudny czas przetrwać. Dlatego skupiliśmy się na razie tylko na własnym klubowym podwórku, ograniczając pewne rzeczy. Na razie nie jest źle, staramy się do wszystkiego podchodzić ze spokojem i zdroworozsądkowo.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film

Jak reagują wasi sponsorzy?

Na ten moment podchodzą zdroworozsądkowo i bardzo rzeczowo. Ci, którzy nie odczuli panującego kryzysu, swoje środki wpłacają zgodnie z umową. Większość niestety skutki pandemii dopadły i to bardzo szybko. Nie rezygnują jednak ze wsparcia klubu, lecz tylko - po rozmowie z klubem - wstrzymują przelewy. Po pierwsze z uwagi na kryzys, a po drugie w związku z zawieszeniem ligi. To sytuacja jak najbardziej przez nas zrozumiała, gdyż na tę chwilę nie możemy wywiązać się z części zapisów zawartych w umowach. Chodzi o zapisy dotyczące reklamy bezpośredniej podczas trwania rozgrywek. Także sponsorzy są z nami, a my z nimi. Utrzymujemy stały kontakt. Wierzę, że nikt nas nie opuści definitywnie i jeszcze w tym roku będzie nam dane cieszyć się z rywalizacji sportowej na żużlowych torach.

Obawia się pan o dalsze losy polskiego żużla? Czy koronawirus może doprowadzić do tego, że dyscyplina znajdzie się na ostrym zakręcie?

Jak zawsze jestem optymistą i unikam siana paniki. Tak jak jednak wspominałem, sytuacja jest bardzo dynamiczna. Chciałbym wierzyć i wierzę, że normalność wróci. W jakim czasie? Trudno to teraz wyrokować. Może za rok, może dwa, trzy. Skutki na pewno odczujemy wszyscy. Cała dyscyplina. Tak jak już wcześniej się wypowiedziałem, "tarcza antykryzysowa" w polskim żużlu wydaje się nieunikniona. Patrząc dodatkowo przez pryzmat sytuacji ogólnokrajowej, na podjęte odgórne działania sobotniej nocy, zaczynam powoli tracić huraoptymizm, że szybko wrócimy do normalności. Obym się tylko mylił.

PZPN pomaga klubom piłkarskim. Czy wy również liczycie na jakieś wsparcie ze strony żużlowych władz?

Konieczna jest solidarność całego środowiska żużlowego w tym trudnym momencie. Uważam też, że od strony związkowej pomoc również winna przyjść. W jakiej formie? Nie wiem. Nie liczyłbym na pomoc finansową, jak to uczynił PZPN, choć związek posiada chociażby środki, które kluby wpłaciły w związku ze startem w sezonie 2020, ale bardziej pomoc w kwestiach organizacyjnych regulujących polski żużel. Przez wprowadzenie kilku zmian, kluby mogłyby wiele zaoszczędzić. Na to szczerze liczę.

Sport zszedł na drugi plan, ale mimo wszystko to przykre, że 4 kwietnia nie dojdzie do wielkiego hitu I ligi. Jak mocno odczuwa pan brak żużla? Tak po prostu, po ludzku, nie chodzi tu o kwestie finansowe...

Powiem szczerze, że nie mogę się tak po ludzku w tym wszystkim odnaleźć. To znaczy w sytuacji, gdzie nie słychać warkotu motocykli. Gdy wyjechaliśmy do Gorican potrenować, mówiłem sobie: nareszcie, w końcu ruszamy. Niestety, po dwóch dniach treningów stało się jak się stało. Ciężko mi z tym żyć, ciężko z tym żyć również zawodnikom. Wielka szkoda i wielkie ubolewania, że hitu 1. ligi 4 kwietnia nie będzie. Przykre.

Te finanse jednak też są ważne... Jesteście odpowiednio zabezpieczeni i gotowi na wszystko?

Nie wiem, czy pan pamięta zakończenie sezonu, kiedy podałem do publicznej wiadomości, jak wygląda sytuacja klubu. Wówczas jeden z ekspertów wyśmiał nas, że słabo tym wszystkim zarządzamy, bo budżet klubu powinien po sezonie zbilansować się na zero. Jeśli tak byśmy zakończyli sezon, to dzisiaj byśmy nie rozmawiali ze sobą. Klubu już by nie było. A w związku z tym, że wypracowaliśmy dość pokaźny zysk, że otrzymaliśmy już dotację na rozgrywki ligowe od prezydenta Gniezna na pierwsze półrocze - za co jesteśmy niesamowicie wdzięczni - że część sponsorów wpłaciła na początku roku część środków finansowych wynikających z zawartych umów, jesteśmy nadal klubem stabilnym finansowo, który reguluje na bieżąco zobowiązania w stosunku do swoich kontrahentów. Jesteśmy klubem, który organizacyjnie jest już w pełni przygotowany do startu ligi, klubem, który wypłacił swoim zawodnikom wszystkie należności finansowe wynikające z zawartych kontraktów. Oczywiście mogłoby być jeszcze lepiej, gdyby nie pandemia, która nas zaatakowała i ograniczyła pewne kwestie, ale nadal jesteśmy klubem stabilnym finansowo, posiadającym pewną rezerwę, która na pewno pomoże przetrwać nam ten trudny czas. Co będzie się dalej działo, to wszystko pokaże czas.

Pandemię odczuł m.in. pan Rafael Wojciechowski. Jego biznes praktycznie się zatrzymał. Słyszałem, że w związku z tym delikatnie odsunął się od klubu, by pozałatwiać swoje sprawy. Zatem teraz cały klub jest na pańskiej głowie?

Szczerze, to mu bardzo współczuję i jednocześnie ubolewam nad jego sytuacją. Z dnia na dzień, odgórnym zakazem został pozbawiony możliwości zarobkowania. Ma bardzo ciężko i teraz całą swoją energię musi skupić na własnym biznesie. To sytuacja normalna i dla niego priorytetowa. Jeśli chodzi o klub, to tak jak wspomniałem wcześniej, urzęduję w nim praktycznie tylko sam. To na obecną chwilę wystarczy i ze spokojem sobie ze wszystkim poradzimy, bo to tylko kwestie biurokratyczne i organizacyjne. Zawsze się tym zajmowałem, więc nie ma żadnego problemu. Jak wróci normalność, to Rafael zacznie ruszać zarówno z biznesem, jak i na niwie klubowej, ze sprawami sportowymi, za które odpowiada.

Mam wrażenie, że niektóre osoby wariują przez tę pandemię. Jasne, sytuacja nie jest łatwa, ale zauważam, że niektórzy zaczęli tracić rozum. Ma pan jakąś receptę, co obecnie robić, by nie zwariować?

Powiem szczerze, że jest to bardzo trudna sytuacja. Ludzie tracą pracę, przebywają na kwarantannach, siedzą w domach. Trudno jest coś w tak ciężkich czasach doradzać. Na pewno trzeba się wzajemnie wspierać i pomagać. Uważam, że należy również używać spacerów, uprawiać jakąś indywidualną aktywność fizyczną, mniej oglądać programów informacyjnych. Wierzę też, że co nas nie zabije, to nas wzmocni.

Dyrektor Startu w roli wróżki. Muszę zadać to pytanie, bo jestem bardzo ciekawy pańskiej prognozy. Kiedy zaczniemy sezon ligowy?

W obecnej sytuacji, z czego zdaje sobie pan wyśmienicie sprawę, to wróżenie z fusów. Nawet nie podejmę próby wróżenia. Patrząc jeszcze na to, co stało się w sobotni poranek w sejmie, tym trudniej cokolwiek wyrokować. Nie chcę nawet myśleć, co może się stać, jak faktycznie dojdzie do organizacji wyborów 10 maja. Pozostawię to bez komentarza. Patrząc jednak tylko na nasze podwórko sportowe, nie wyobrażam sobie startu ligi bez kibiców, nawet z ograniczeniami, bez zawodników zagranicznych, bez możliwości awansów i spadków. To byłaby profanacja sportowej rywalizacji.

Ostatnio dość dużo mówi się o Grand Prix. Myśli pan, że w ogóle jest jakakolwiek szansa, by odjechać cały tegoroczny cykl?

Patrząc na to, co dzieje się w całej Europie, moim skromnym zdaniem, całości cyklu się nie odjedzie. Uważam, że już teraz należy przyjąć rozwiązania o ograniczeniu rund i korektę obowiązujących regulaminów w GP. To już jednak są decyzje FIM i BSI, organizatora GP.

Odbiegając od sportu... Co pan sądzi na temat restrykcji wprowadzanych przez polski rząd?

Jako osoba, która kiedyś zawodowo parała się wojskowością, uważam, że podjęte kroki są dobre, ale dla mnie niewystarczające. Powinien zostać od razu ogłoszony stan klęski żywiołowej, który wprowadza się do miesiąca czasu, a następnie można go przedłużać. Stan ten wprowadza wiele obostrzeń, zakazów, bardziej rygorystycznych niż obecnie mamy. To pomogłoby jednak szybciej zwalczyć pandemię, z którą się borykamy. Krótszy czas ograniczeń, szybsze przezwyciężenie pandemii. Dlaczego tego nie zrobiono? Można się tylko domyślać. To wszystko to, co już powiedziałem. Wprowadzenie jednego z trzech stanów po pierwsze spowodowałoby obligatoryjne wstrzymanie i przełożenie wyborów, po drugie możliwość ludzi i firm do dochodzenia roszczeń od państwa. Myślę, że te dwa argumenty mówią bardzo wiele. Może jednak się jeszcze mile zaskoczę i patrząc przez pryzmat dobra ogółu społeczeństwa, coś w kraju ulegnie jeszcze zmianie w tym zakresie.

Czytaj także:
- Organizatorzy kolejnej rundy Grand Prix mają problem. Sprzedaż biletów wstrzymana 
Rafał Sz. nie jest pierwszym, który ma problemy z prawem 

Źródło artykułu: