Jeszcze kilka dni temu Nicki Pedersen spakował busa i wysłał swój sprzęt do brytyjskiego Sheffield, bo liczył na rozpoczęcie sezonu żużlowego na Wyspach. Duńczyk poleciał nawet do Wielkiej Brytanii, ale w momencie jego lądowania, tamtejsi działacze właśnie ogłaszali decyzję o wstrzymaniu rozgrywek z powodu koronawirusa.
Pedersen, korzystając z okazji, odbył jeszcze trening na torze w Sheffield i wrócił do ojczyzny. Z czasem zaczął się jednak coraz gorzej czuć. Pojawił się kaszel, biegunka. Aż w końcu w ostatni poniedziałek zdecydował się poddać badaniu na obecność koronawirusa. Test dał wynik pozytywny.
- Znam swoje ciało bardzo dobrze. Nie boję się, że umrę. Nie mam problemów z oddychaniem. Dlatego też nie ma powodów do nerwów czy paniki - powiedział 42-latek w rozmowie z "Ekstrabladet".
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film
Duńczyk nie wie, od kogo mógł się zarazić koronawirusem. Istnieje jednak wysokie prawdopodobieństwo, że doszło do tego w trakcie podróży do Wielkiej Brytanii. Wprawdzie lotniska były już wtedy opustoszałe, ale mimo to miał kontakt z innymi osobami.
W Danii do tej pory potwierdzono prawie 3 tys. przypadków zarażeń koronawirusem. Walkę z chorobą przegrało już 90 osób. W kraju przed kilkoma dniami wprowadzono szereg restrykcji, podobnych do tych obowiązujących w Polsce. To ma zahamować rozprzestrzenianie się groźnej choroby.
Pedersen od momentu powrotu z Wielkiej Brytanii nie miał styczności ze swoimi dziećmi - Mikkelem i Mikkeline, które wychowywane są przez jego byłą partnerkę. Duńczyk związany jest obecnie z Anną Nataschą Hoe. Razem z nimi mieszka jej córka Liva. Najprawdopodobniej zaraziły się one koronawirusem, bo w ostatnich dniach czują się nie najlepiej. - Jestem tego wręcz pewien, że są chore - stwierdził Pedersen.
W polskiej PGE Ekstralidze duński żużlowiec jest związany z MRGARDEN GKM-em Grudziądz, z którym podpisał kontrakt na sezony 2020-2021. Pedersen ma na swoim koncie trzy tytuły mistrza świata (2003, 2007-2008).
Czytaj także:
Daniel Bewley myśli o tytule IMŚJ
Zapanowała moda na wirtualną rywalizację w czasach koronawirusa