Bez Hamulców 2.0, to cykl felietonów Dariusza Ostafińskiego, redaktora prowadzącego dział żużel na WP SportoweFakty.
***
Jeśli prawdą jest, to co mówi prezes PGE Ekstraligi Wojciech Stępniewski, to zawodnicy klubów najlepszej ligi świata dostali mimo koronawirusa łącznie 7,5 miliona złotych w ramach kwot na przygotowanie do sezonu. Nie rozumiem, jak w tej sytuacji, mogą mieć 3 miliony długu w sklepach ze sprzętem i u tunerów. Z zażenowaniem wysłuchałem też kilku historii o żużlowcach z najwyższej półki wykpiwających się od płacenia stwierdzeniem: nie mam za co żyć.
Żeby mi ktoś nie zarzucił, że przecież ci z Fogo Unii Leszno dostali po 30 tysięcy na głowę, spieszę dodać, że wszystko się jak najbardziej zgadza. Trzeba jednak w tym miejscu dwie rzeczy dodać. W pierwszym kwartale tego roku w Lesznie płacono jeszcze sponsorskie dodatki z ubiegłego sezonu, więc tu i ówdzie do tych 30 trzeba by co nieco dołożyć. Po drugie, akurat zawodnicy mistrza Polski w sklepach na krechę nie brali.
ZOBACZ WIDEO: Nasz dziennikarz na pierwszym froncie walki z koronawirusem. "To staje się rutyną"
Wróćmy jednak do meritum. Może jest tak, że zawodnicy pieniądze na przygotowanie do sezonu traktują, jako kwotę za podpis. Dali, pokwitowałem i mam na życie, ewentualnie na inwestycje. Niekoniecznie w sprzęt, bo przecież zawsze można jakąś nieruchomość kupić, żeby pracowała na emeryturę. Można też kupić luksusowe auto, bo to stare się już znudziło. Zresztą te 250 tysięcy na przygotowanie, to i tak więcej niż trzeba na start. Zwłaszcza że to nie jest tak, że zawodnicy po zakończeniu sezonu zostają z pustymi rękami.
A może jest tak, że zawodnicy nie myślą o przyszłości. Żyją chwilą, z dnia na dzień, nie odkładają nic na czarną godzinę, i gdy przychodzi taka pandemia, jak ta, którą mamy obecnie, faktycznie nie mają co do garnka włożyć. Jak to mówią, przezorny zawsze ubezpieczony, tfu zabezpieczony. Jeśli więc ktoś nie odłożył nic na kupkę, to jego wina i głupio, że teraz nie ma z czego płacić za sprzęt i części, dzięki którym będzie miał na czym jeździć i zdobywać punkty.
Pewnie mamy w żużlu całkiem sporą armię lekkoduchów, ale w ciemno stawiam, że więcej jest takich, co to mają środki, tylko z jakichś względów wolą wziąć na zeszyt niż zapłacić. Zrobiłem taki mały wywiad w środowisku i wyszło mi, że około 60 procent zawodników PGE Ekstraligi mogłoby odjechać sezon 2020, nawet gdyby nie zapłacono im złotówki. Niech będzie, że ludzie przesadzają, że chodzi o 50 procent. Tak czy inaczej, jasno z tego wynika, że kasa jest, ale skoro można żyć na kredyt, to zawodnicy to robią.
Prezes Piotr Rusiecki pisze, że dzień bez tekstu o Unii jest dniem straconym, więc nawiąże teraz do moich publikacji na temat treningów Piotra Pawlickiego na prywatnym torze. A wracam do tego z powodu słów Tadeusza Błażusiaka, wielkiego mistrza, który nazwał takie treningi po imieniu w programie Tomasza Dryły. Nazwał je świństwem, dodając, że sporty motorowe są obarczone ryzykiem kontuzji, że każdy trening może się skończyć źle (patrz Tomasz Gollob), a dziś służba zdrowia powinna się skupić na koronawirusie.
Mam taką cichą nadzieję, że słowa Błażusiaka otworzyły wielu ludziom oczy. Ten człowiek nie ma z pewnością żadnego ukrytego celu w tym, żeby mówiąc o takich treningach uderzać rykoszetem w Pawlickiego. Po prostu wyraził swój pogląd i tyle. A ja oczywiście bardzo się z tego cieszę, bo jak Ostafiński mówi, że coś nie gra, to zaraz, że świnia i hejter. Błażusiaka takimi epitetami nie obrzucą. Inna sprawa, że ciekaw jestem, co tam wspólny sponsor panów Pawlickiego i Błażusiaka myśli?
Dostaję wiele pytań o start ligi. Moje odpowiedzi są pewnie dla was rozczarowujące, bo niestety nie znam odpowiedzi na pytanie. Nawet takiej mocno zakulisowej. Dziś nikt jednak nie wie, kiedy liga ruszy. Z prostego powodu. Nikt nie poznał jeszcze rządowej ścieżki wychodzenia z ograniczeń. Może jutro dowiemy się czegoś więcej.
Czytaj także:
Pedersen już zdrowy. Więcej powie, jak mu GKM zapłaci
PGE Ekstraliga nie dla Apatora. Spór sądowy Karkosika problemem dla klubu