Timo Lahti: W Finlandii mamy już szczyt zachorowań, ale w szpitalach jest nadal dużo wolnych miejsc (wywiad)

WP SportoweFakty / Wiesław Madaliński / Na zdjęciu: Timo Lahti
WP SportoweFakty / Wiesław Madaliński / Na zdjęciu: Timo Lahti

- Sytuacja gospodarcza w Finlandii jest trudna, ale ludzie są cierpliwi, bo dbamy o grupę ryzyka. Szczyt zachorowań właśnie nastąpił, ale szpitale mamy znakomite. Ciągle jest w nich sporo wolnych miejsc - mówi Timo Lahti, żużlowiec Startu Gniezno.

Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: Kilka lat temu powiedział pan, że gdy opowiada w Finlandii o żużlu, to ludzie robią wielkie oczy. Jak jest teraz? Nadal patrzą na pana jak na wariata?

Timo Lahti, żużlowiec Car Gwarant Startu Gniezno: Nic się nie zmieniło! Akurat pod tym względem nie ma nawet minimalnej poprawy.

Widzę jednak, że dobry humor pana nie opuszcza, choć czasy są trudne i niepewne. Nie wiadomo, czy, kiedy i w jakich krajach ruszy sezon żużlowy. Jakie jest pana zdanie?

Jeśli przyjdzie nam rozpocząć rywalizację bez udziału kibiców na trybunach, to jestem święcie przekonany, że będziemy ścigać się tylko w Polsce. W żadnym innym kraju to nie wypali. Gdyby okazało się, że fani mogą wrócić na stadiony, to wtedy byłbym większym optymistą. Uważam, że moglibyśmy ruszyć z rozgrywkami również w Szwecji i Wielkiej Brytanii. Podejrzewam jednak, że nie ma na to szans wcześniej niż w lipcu. Tak to widzę.

ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Billy Hamill

Gdzie pan obecnie przebywa i jaka jest tam sytuacja w związku z pandemią koronawirusa?

Na co dzień żyję w Kouvoli. To miasto w południowo – wschodniej Finlandii. Mamy około 85 000 mieszkańców. Przyznam szczerze, że z koronawirusem radzimy sobie całkiem nieźle. Do tej pory zachorowało zaledwie 15 osób. Nie ma jeszcze ani jednego zgonu i oby tak pozostało już do końca pandemii.

Ponad 4100 przypadków, prawie połowa wyzdrowiała, a do tego tylko 149 zgonów. W całym kraju sytuacja jest względnie dobra czy gdzieś sprawy wymknęły się na moment spod kontroli?

W Helsinkach i okolicach stolicy były pewne problemy.

Dlaczego?

Zacznę od tego, że 2000 wszystkich przypadków, a więc prawie połowa zakażonych podchodzi właśnie z tego obszaru. Można to dość łatwo wyjaśnić. W Helsinkach i ich okolicach jest największa gęstość zaludnienia. 25 proc. całej ludności Finlandii jest skumulowana w tym miejscu. Przez moment było tam naprawdę źle. Na dwa tygodnie ten obszar kraju został zamknięty. Nie można było się tam dostać, ale wszystko wróciło już do normy. Bez problemów można się tam wybrać. Przemieszczanie się w całej Finlandii nie jest w tej chwili dla nikogo kłopotem.

Jak sprawa wygląda w pana opinii - dlaczego w Finlandii nie ma wielkiego problemu w związku z pandemią koronawirusa?

Przyczyn jest pewnie kilka. Co ciekawe, wszystkie restrykcje i obostrzenia pojawiły się w naszym kraju stosunkowo późno. Zaczęliśmy od zamknięcia granic. Myślę jednak, że główna przyczyna to specyfika naszego kraju. Niewielka gęstość zaludnienia odgrywa najważniejszą rolę. Te liczby są zdecydowanie mniejsze niż w wielu innych krajach. Nie ma żadnego porównania i to chyba główny powód.

Radzicie sobie dobrze, ale domyślam się, że ograniczenia nadal są?

Oczywiście, że tak, ale warto wspomnieć, że w Finlandii nie musimy nosić masek. Wszystkie restauracje są zamknięte, ale dozwolone są niektóre formy zgromadzeń, o ile nie przekraczają one 10 osób. Poza tym życie wygląda normalnie. Możemy wyjść na zewnątrz, pójść na siłownię, co zresztą ostatnio zrobiłem. Rząd zaleca nam, żeby się izolować, a motywacja jest taka, że mamy chronić naszą grupę ryzyka.

Rozumiem, że wielkiej paniki w Finlandii nie było od początku pandemii?

To zależy, jak na to spojrzymy. Niektóre zachowania mówiły co innego. Niech przykładem będzie to, że w sklepach brakowało papieru toaletowego. Poza tym na ulicach jest cały czas pusto. I to dotyczy chyba całego kraju.

Macie stosunkowo dobrą sytuację, nie ma paniki, więc o czym mówi się w Finlandii. Otwiera pan gazetę, włączą telewizor i dominuje koronawirus czy są także inne tematy?

Sytuacja jest niezła, ale koronawirus pozostaje tematem numer jeden. Pod tym względem nie odbiegamy od innych krajów, natomiast media starają się pokazywać problem pod różnym kątem. Statystyki podawane są codziennie, ale poza tym mamy szersze spojrzenie.

Mówi pan, że ograniczenia w Finlandii zostały wprowadzone późno. Co na to społeczeństwo? Czy pojawiły się pretensje do rządu?

Nie było takich pretensji, bo sytuacja nawet na moment nie wymknęła się spod kontroli. Liczba zachorowań cały czas była na poziomie, który nie powodował w społeczeństwie niepokoju. Poza tym my jesteśmy raczej szczęśliwym narodem.

Z niektórych rankingów wynika nawet, że chyba najszczęśliwszym na świecie.

Coś w tym jest. Ludzie w Finlandii nie narzekają, jest im dobrze. Ze mną jest zresztą tak samo. To chyba widać.

Przedsiębiorcy też nie narzekają?

W tym przypadku tak kolorowo już nie jest. Koronawirus spowodował duże spustoszenie w gospodarce. Skala problemów jest ogromna. Warto jednak pochwalić rząd, bo robią wszystko, żeby pomóc ludziom, którzy prowadzą własne biznesy. Jestem jednak pewny, że to wsparcie nie okaże się wystarczające. Wszystkich nie uda się uratować. W najgorszym położeniu są restauracje. Nie najlepiej radzą sobie również wszystkie instytucje ze świata sportu i ludzie, którzy żyją z organizacji eventów.

Jak długo będą obowiązywać u was obostrzenia? Jaki jest plan otwierania kraju?

Restauracje i szkoły mamy zamknięte, ale są pewne wyjątki. Obostrzenia nie obejmują dzieci od 7. do 9. roku życia. Pozostałe placówki oświatowe zostały wyłączone do 13 maja. Zakaz działalności knajp ma obowiązywać do 31 maja. Teraz mogą jedynie serwować posiłki na wynos.

Potrwa to zatem jeszcze długo. Czy społeczeństwo nie ma pretensji do rządu? Nie chcą szybszego odmrażania gospodarki i ściągania zakazów?

Myślę, że nie ma takich oczekiwań ani żadnej presji. Ludzie ufają rządzącym. Wychodzą z założenia, że tak trzeba, bo najważniejsze jest zapewnienie bezpieczeństwa wszystkim tym, którzy zaliczają się do grupy ryzyka. Czujemy się za nich odpowiedzialni. Nie brakuje nam cierpliwości i wydaje mi się, że tak już zostanie.

A co ze sportem?

Powiedziałbym, że nie jest źle. Możemy trenować w niewielkich grupach. Jeśli na zajęciach zbiera się poniżej 10 osób, to nikt nie ma z tym problemu. Trening na świeżym powietrzu we własnym zakresie jest możliwy w każdej chwili, bez żadnych ograniczeń. Jeśli chodzi o zawodowy sport, to w tej chwili trwa wypracowywanie różnych rozwiązań, ale plan jest taki, żeby ruszyć pełną parą na przełomie czerwca i lipca.

A szczyt zachorowań jest jeszcze przed wami?

Mówią, że właśnie osiągnęliśmy ten szczyt, ale to i tak tylko spekulacje. Zobaczymy, co przyniesie nam życie. Przy takiej służbie zdrowia nie ma jednak powodów do paniki.

To znaczy?

Nie będzie przesady, jeśli powiem, że nasza służba zdrowia jest na najwyższym światowym poziomie. Pojemność i aktualne możliwości szpitali w przyjmowaniu pacjentów są w zupełności wystarczające. Tak naprawdę cały czas mamy duży zapas wolnych miejsc.

Zobacz także:
Robert Dowhan: Nie zwalniam, choć tarcza słaba, a bank ponagla
Zbigniew Boniek: Sport bez kibiców jest smutny

Źródło artykułu: