Żużel. Łukasz Kuczera: Szpila tygodnia: Zawodnicy w pośredniaku? Nie widzę tego (komentarz)

WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: Max Fricke
WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: Max Fricke

Trwa przeciąganie liny między zawodnikami a PGE Ekstraligą. Ci pierwsi nie chcą jeździć za zbyt niskie stawki, liga też walczy o swoje. Pytanie, czy żużlowcy mają plan awaryjny? W razie fiaska negocjacji, pójdą szukać pracy do pośredniaka?

W tym artykule dowiesz się o:

Znaleźliśmy się w okresie mocnej korekty gospodarczej, która nigdy nie jest przyjemna ani łatwa. Zgadzam się z opinią Jana Krzystyniaka, że spora część zawodników nie była na nią przygotowana, bo być nie mogła. Zaczęła uprawiać żużel w czasach, gdy kontrakty tylko szły w górę. Z roku na rok można było zgarnąć więcej i więcej.

Teraz nadchodzi okres cięć finansowych, w niemal każdej branży. Szereg Kowalskich i Nowaków już straciło pracę, albo nagle zaczęło zarabiać mniej. Jedni stracili 20 proc. pensji, inni 30 proc. - wszystko zależy od sektora gospodarki i sytuacji. Oczywiście mogli się nie zgodzić na obniżkę, ale wtedy wyjściem jest rozwiązanie umowy o pracę i bezrobocie.

Propozycja wyjściowa dla zawodników w PGE Ekstralidze to obcięcie stawek regulaminowych o 50 proc. Dużo? Mało? Można by napisać, że dużo gdyby nie fakt, że za mniejsze pieniądze zawodnicy potrafią ścigać się w Szwecji czy Wielkiej Brytanii. Do tego dochodzą jeszcze inne kwestie.

ZOBACZ WIDEO Krzysztof Cugowski: Żużel jest sportem, który powinien najszybciej wrócić na stadiony

Pieniądze zarobione w PGE Ekstralidze często służą też przygotowaniu do rywalizacji w Speedway Grand Prix i właśnie Szwecji. O tym zawodnicy nie wspominają. Przecież dobrze wiemy, że stawki w SGP są niemal głodowe, a i Szwedzi nie przelewają milionów na konta przed sezonem.

Równocześnie w środowisku kwitnie handel z drugiej ręki - lekko zużyte opony są sprzedawane amatorom, ekstraligowe silniki trafiają na niższy poziom rozgrywek. I to też nie jest tak, że co roku zawodnicy kupują po kilka nowych silników, ram, itd. Często trzymają w swoich warsztatach nawet kilkuletnie "perełki", które "nigdy ich nie zawiodły". Są one tylko serwisowane przed sezonem, a koszty takiego serwisu są jednak mniejsze niż zakup nowego sprzętu.

Mam świadomość tego, że żużlowiec ponosi wydatki - na ZUS, mechaników i inne rzeczy. Tyle że właśnie okres kryzysu służy temu, by część z nich zrewidować. Skoro wszyscy zaczną zarabiać mniej, to może zaczną rzadziej serwisować sprzęt? Może zamiast posiadać cztery kaski, każdy wymalowany w innym kolorze, warto wrócić do rozwiązania sprzed lat i sięgnąć po prostu po tanie pokrowce? Może zamiast osobno jechać samochodem osobowym na mecz, a osobno wysyłać busa z mechanikami, warto wsiąść do jednego pojazdu? Sam bus też nie musi wyglądać jak apartament na kołach.

Niektórzy żużlowcy przyzwyczaili się do luksusu, bo zarabiali na tyle dużo, że mogli sobie na niego pozwolić. Teraz, choć na chwilę, to się zmieni. Nikt nie lubi, gdy obcina mu się pensję, więc bunt zawodników nie dziwi. Próbują coś ugrać dla siebie, twardo negocjują, by ostatecznie zejść pewnie do poziomu ok. 30 proc. obniżek kontraktów.

Bo powiedzmy sobie wprost. Czy żużlowcy mają plan awaryjny na wypadek braku konsensusu? Pójdą do pośredniaka? Zatrudnią się u sponsorów, gdzie zarobią grosze w porównaniu do tego, co mimo wszystko będzie leżeć na torze? Pomijam już kwestię, że dla większości zawodników żużel jest całym życiem i zupełnie nie odnaleźliby się oni w normalnej pracy na stanowisku Kowalskiego.

W tej całej dyskusji wokół cięć kontraktów zapominamy, że zawodnicy mają jeszcze umowy sponsorskie, jakie dorzucają im kluby w gratisie, by ominąć proces licencyjny oraz swoich partnerów indywidualnych. Jak wiele są w stanie wyciągnąć z tych kontraktów? Sprawa indywidualna, ale dobrze wiemy, że nie są to drobne.

Dlatego zawodnicy, zwłaszcza ci ekstraligowi - a oni najgłośniej krzyczą, pojadą w PGE Ekstralidze. Gdy zostaną postawieni pod ścianą, to w końcu podpiszą aneksy finansowe. Znacznie gorzej będą mieć II-ligowcy, ale oni już przywykli do tego, że żużel jest dla nich hobby, że trzeba w przerwach między treningami normalnie pracować, że nie można sobie pozwolić na busa za ćwierć miliona złotych, itd.

Dla kibiców najważniejsze jest jedno - w czerwcu wróci żużel. Może na razie tylko na ekranach telewizorów, może w nieco tańszej odsłonie, ale wróci. To dobra wiadomość w tym trudnym okresie.

Łukasz Kuczera

Czytaj także:
Boniek: Sport bez kibiców jest smutny
Mecze z kibicami? To jest możliwe

Źródło artykułu: