Gdy przeczytałem informację o tym, że PGE Ekstraliga ruszy w czerwcu przy pustych trybunach, a kilka minut później dotarła do mnie informacja o porozumieniu ws. obniżek wynagrodzenia na linii kluby - zawodnicy, to w ogóle nie byłem zdziwiony.
To, co dzieje się w Polsce, jest przecież oczywiste dla wszystkich. Niektóre firmy zwalniają pracowników, inne obniżają pensje. Opinia publiczna była nawet zbulwersowana niektórymi wypowiedziami zawodników, że nie zgodzą się na cięcia w kontraktach i już.
Z kim bym ostatnio nie rozmawiał, to był oburzony zachowaniem niektórych żużlowców, których z nazwiska nie wymienię. Kibice mówili mi, że w tej sytuacji widać z jakim gatunkiem ludzi mamy do czynienia, z jak bardzo zachłannym środowiskiem. Aż w pewnym momencie było mi wstyd, gdy słyszałem takie, a nie inne opinie.
ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Leigh Adams
Żyjemy w czasach, gdy wszyscy się godzą na obniżki wynagrodzenia, byle zachować pracę. Niektórzy nawet akceptują urlopy bezpłatne, aby mieć do czego wrócić po ustaniu kryzysu. W tych warunkach żużlowcy też musieli powiedzieć "tak" renegocjacjom stawek. Jeśli chcieli ratować swoje miejsca pracy, nie mieli wyjścia.
Jedno mnie tylko zastanawia. Skoszarowanie zawodników w Polsce ze względu na czerwcowy start PGE Ekstraligi. Skoro u nas warunki poprawią się na tyle, by rozgrywki wystartowały, to zakładam, że również Speedway Grand Prix spróbuje ruszyć z cyklem o mistrzostwo świata. Nawet gdyby miał on liczyć minimalną liczbę rund.
Nie do końca rozumiem i wierzę w to skoszarowanie najlepszych żużlowców. Jeśli ruszy Speedway Grand Prix, jeśli ruszy liga szwedzka czy duńska - zawodnicy zaczną podróżować. Nie będą siedzieć cały rok w Polsce. Przecież oni podpisali pewne kontrakty, zobowiązali się do czegoś i teraz nagle nie wystawią swoich partnerów w tych krajach do wiatru.
Czytaj także:
Jest data rozpoczęcia PGE Ekstraligi
Kluby osiągnęły porozumienie z zawodnikami