Dla Adriana Miedzińskiego tegoroczna edycja DPŚ była pierwszą, w której mógł wziąć czynny udział. - Wciąż nie mogę uwierzyć, że udało nam się wygrać. Wszystko jednak poszło po naszej myśli i marzenie stało się rzeczywistością - powiedział "Miedziak".
Po 19. gonitwie nad Lesznem przeszła ulewa i zawody zostały wstrzymane na półtorej godziny. Przed decydującą serią startów dość wyraźnie prowadzili Australijczycy, jednak ostatecznie ze zwycięstwa cieszyli się biało-czerwoni. W ostatnim wyścigu dnia Tomasz Gollob okazał się lepszy od Leigh Adamsa, co sprawiło, że podopieczni Marka Cieślaka w końcowym rozrachunku mieli o jeden punkt więcej od zawodników Craiga Boyce'a. - W ostatniej serii wyścigów doskonale wykorzystaliśmy korzystne pola startowe. W dwudziestej pierwszej gonitwie niestety miałem czwarte pole i niezwykle istotne było przywieźć jakiekolwiek punkty. Ogólnie dopisało nam również szczęście, kiedy to Troy Batchelor w przedostatnim wyścigu zameldował się na mecie na ostatniej pozycji - dodał Miedziński.
Wychowanek toruńskich Aniołów na Stadionie im. Alfreda Smoczyka wywalczył 7 punktów i jest umiarkowanie zadowolony ze swojego występu: - Uważam, że w finale mogłem pojechać troszkę lepiej, ale najważniejsze jest to, że udało nam się wygrać. W moim pierwszym wyścigu zostałem wykluczony, a w kolejnym zmieniłem motocykl i odniosłem zwycięstwo. Później nie poczyniłem żadnych zmian w ustawieniach sprzętu, ale za to zmieniały się warunki torowe.