27 maja PGE Ekstraliga powinna mieć wyniki testów zawodników, mechaników i wszystkich tych osób, które od 12 czerwca mają być zaangażowane w obsługę meczów najlepszej ligi świata. Zapytaliśmy w spółce zarządzającej rozgrywkami, co stałoby się w sytuacji, gdyby okazało się, że któryś z żużlowców jest zakażony. Prezes Wojciech Stępniewski wyjaśnił nam, że liga nie ma na to przepisu, a taki zawodnik podpada pod rządowe przepisy epidemiologiczne, że kontrolę nad nim przejmuje niejako SANEPID.
Doktor Robert Zapotoczny, lekarz Falubazu Zielona Góra tłumaczy, że w przypadku pechowca, u którego stwierdzono by zakażenie, nie ma jakiegoś jednego schematu działania. - Jeśli ktoś nie ma objawów i czuje się dobrze, to jest izolowany w domu - mówi Zapotoczny. - Jeśli czuje się źle, trafia do szpitala. Jego leczenie trwa tak długo, jak długo jest gorączka lub jakieś inne objawy. Zanim taki zakażony wróci do normalności, musi przejść dwa testy na COVID-19 z wynikiem negatywnym.
Nie ma jednak określonego terminu wykonania testów. - Wszystko zależy od lekarza, który podejmuje decyzję na podstawie stanu zdrowia pacjenta - wyjaśnia Zapotoczny, więc trudno powiedzieć, czy taki zawodnik, u którego stwierdzono by zakażenie, zdążyłby wrócić przed startem ligi. To jest indywidualna sprawa. Wszystko zależy od odporności organizmu.
ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Leigh Adams
O ile jednak dla klubu strata jednego zawodnika nie byłaby może wielkim problemem, o tyle kłopotem byłoby już to, gdyby SANEPID zdecydował o kwarantannie dla osób, które miały bezpośredni kontakt z zakażonym. W klubach testy robiono tak, że każdy podchodził do stolika pojedynczo. Grupy osób badanych raczej się nie gromadziły w jednym miejscu, starały się trzymać dystans.
Chociaż już w takim Eltrox Włókniarzu Częstochowa żużlowcy stanęli po pobraniu próbki do wspólnego zdjęcia pod namiotem zamienionym na mini-laboratorium. Zawodnicy mieli maseczki i rękawiczki, ale o tym, czy zachowali bezpieczną odległość można dyskutować. Gdyby ktoś z tej grupy okazał się, nie daj Boże zakażony, to SANEPID mógłby się przyczepić do pozostałych i upierać się przy wysłaniu ich na kwarantannę.
Na szczęście dla Włókniarza w grupie nie było Leona Madsena. Przyjmując, że doszłoby do niefortunnego zbiegu okoliczności, przynajmniej on by ocalał. Inna sprawa, iż trochę dziwne było to, że laboranci zgadzali się na te zdjęcia. Duńczycy z MrGarden GKM Grudziądz też sobie takie zrobili, więc tu nie chodzi tylko o Włókniarza. Chyba że testy traktowano, jako formalność. W końcu żużlowcy spędzili ostatnie dwa tygodnie na kwarantannie i byli objęci monitoringiem stanu zdrowia. Nic złego nikomu się nie działo.
Czytaj także:
To będzie najbogatszy klub eWinner 1. Ligi
Nie myli zębów, nie jedli, a jeszcze się popłakali