Żużel. Brakuje zawodników, by wprowadzić nowy przepis. Polska ucierpiałaby rykoszetem

WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Sparta - Unia. Max Fricke i Janusz Kołodziej na pierwszym planie.
WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Sparta - Unia. Max Fricke i Janusz Kołodziej na pierwszym planie.

Za sprawą koronawirusa wrócił pomysł, by żużlowiec mógł startować tylko w jednej lidze. Jego wprowadzenie może uderzyć w Polaków rykoszetem. Z prostego powodu - braku wystarczającej liczby zawodników. Jeszcze mocniej ucierpiałyby inne nacje.

W tym artykule dowiesz się o:

Kibice żużlowi przywykli do tego, że zawodnicy jeżdżą w trakcie tygodnia po Europie i robią sobie małe tournee. Tydzień zaczynają od meczu w Wielkiej Brytanii, później jest Szwecja, czasem Dania, a w weekend pojawiają się w Polsce. Część żużlowców, zazwyczaj tych z drugiego rzędu, ma jeszcze w grafiku Niemcy czy Czechy.

Za sprawą koronawirusa wśród działaczy PGE Ekstraligi i PZM pojawił się pomysł, by wprowadzić zasadę jeden zawodnik - jedna liga. Idea nie jest nowa, bo wraca ona co jakiś czas. Teraz szefowie polskich klubów mają jednak być zdeterminowani, by ją wcielić w życie w roku 2021. - To się nie uda - komentuje Jan Krzystyniak, były żużlowiec i trener.

Plusy i minusy wynikające z nowego przepisu

Gdyby wprowadzić nakaz jazdy tylko w jednej lidze, PGE Ekstraliga najpewniej by go nawet nie odczuła. Już koronawirus pokazał, że Szwedzi, Duńczycy czy Brytyjczycy są w stanie rezygnować z rodzimych rozgrywek i zrywać tam kontrakty, byle tylko jeździć w najlepszej lidze świata. To u nas zarabiają największe pieniądze i w najbliższej przyszłości nic się pod tym względem nie zmieni.

ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Leigh Adams

Nowy przepis sprawiłby też, że w końcu sens miałaby żużlowa Liga Mistrzów. Dyscyplina od lat tak naprawdę nie posiada rozgrywek, które w sposób uczciwy i ciekawy wyłaniałby najlepszą ekipę Starego Kontynentu. Klubowy Puchar Europy odszedł do lamusa, po tym jak najpierw kluby wystawiały tam rezerwowe składy, a później zaczęli w nim brylować Rosjanie, którzy za miliony kontraktowali żużlowców tylko na tę jedną imprezę. Szybko spalił się też pomysł organizacji World Speedway League.

Tyle jeśli chodzi o plusy, gorzej z minusami. - Nie wierzę, że ten pomysł startu zawodników w tylko jednej lidze przejdzie. On ciągle wraca i nic się z tym nie robi później. Dlaczego nie wierzę? Bo gdyby wszedł, to trzeba byłoby u nas zlikwidować jedną ligę albo zmienić format rozgrywania meczów - mówi WP SportoweFakty Jan Krzystyniak, były żużlowiec i trener.

Zagraniczni żużlowcy w polskiej eWinner 1. Lidze oraz 2. Lidze Żużlowej nie zarabiają bowiem na tyle dużych kwot, by opłacało im się jeździć wyłącznie w Polsce. Średniacy z Wielkiej Brytanii, Szwecji czy Danii wybiorą jazdę w kilku ligach, bez polskiej, bo będzie to dla nich korzystniejszym rozwiązaniem.

Kogo zabolałby nowy przepis?

W klubach brytyjskiej Premiership mamy dziewięciu żużlowców z kontraktami w PGE Ekstralidze. Tylu samu zawodników posiada umowy w eWinner 1. Lidze. Gdyby choć połowa z nich wybrała Polskę kosztem Wielkiej Brytanii, tamtejszy speedway miałby olbrzymie kłopoty.

Już teraz w przepisach na Wyspach dozwolona jest równoczesna jazda w Premiership i Championship z powodu braku wystarczającej liczby zawodników. Nowy przepis wprowadzony przez Polaków ten problem by tylko pogłębił. - Mieliby ten sam problem, co Polacy. Brakłoby im zawodników. Musieliby pomyśleć o jakiejś innej formie rozgrywania meczów, chociażby o czwórmeczach - komentuje Krzystyniak.

Jeszcze większy problem mieliby Szwedzi. Tamtejsza Bauhaus-Ligan jest uznawana za drugą najlepszą ligę świata. Z tego powodu oglądamy tam znacznie więcej reprezentantów światowej czołówki. Aż 30 zawodników z PGE Ekstraligi posiada kontrakty w najwyższej klasie rozgrywkowej w Szwecji. Do tego 28 żużlowców z eWinner 1. Ligi.

Szwedzi mogliby sięgnąć po zawodników z kontraktami w Allsvenskan, ale to nie rozwiąże problemu. Bo w Skandynawii, podobnie jak w Wielkiej Brytanii, już od kilku lat zawodnicy mogą jeździć w dwóch klubach na raz. Tym samym wracamy do punktu wyjścia.

Zwiększy się liczba zawodników?

- Gdyby teraz miał wejść przepis o zawodniku startującym w ledwie jednej lidze, to sądzę, że brakuje nam jakichś 50 proc. żużlowców. Chyba że niektórzy zaczęliby wznawiać kariery - analizuje Krzystyniak.

To jest właśnie argument, który powtarzają zwolennicy wprowadzenia nowego przepisu - w końcu inne kraje też zaczną szkolić żużlowców i wszyscy na tym zyskają. W tej chwili duży nacisk na chowanie młodych talentów jest wyłącznie w Polsce. W pozostałych krajach wybijają się nieliczni, głównie poprzez to, że szybko dostają szansę jazdy… nad Wisłą.

- To jest pytanie na zasadzie, co było pierwsze - jajko czy kura? Pozwalamy zawodnikom jeździć w wielu ligach równocześnie, bo mamy ich za mało, czy mamy za mało żużlowców z tego powodu, że mogą oni startować w kilku miejscach na raz? - zastanawia się Krzystyniak.

To pytanie, na które nie uzyskamy jednoznacznej odpowiedzi. Najpierw trzeba byłoby wprowadzić kontrowersyjny przepis i utrzymać go przez kilka lat, aby zobaczyć jego efekty dla światowego żużla. To jest coś, na co chyba nikt się nie odważy.

Czytaj także:
Status quo w Unii Leszno utrzymany. Co z atmosferą w zespole?
Rafał Szombierski pisze list z aresztu

Źródło artykułu: