Żużel. Grand Prix na 25 procent się nie uda. Chyba że BSI zmniejszy opłatę licencyjną i pomoże finansowo

WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Leon Madsen w SGP Torunia
WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Leon Madsen w SGP Torunia

Premier Mateusz Morawiecki, w ramach odmrażania sportu, zgodził się na 25 procent publiczności na meczach ligowych. Jednak polskich organizatorów Grand Prix taka liczba nie urządza. - Przy takim zapełnieniu rundy nie zrobimy - mówi Adam Krużyński.

W tym artykule dowiesz się o:

W związku z koronawirusem żużel ma ogromny problem, bo utracił wpływy z dnia meczu. Wpuszczenie 25 procent na trybuny niewiele zmienia. Prezesi klubów już policzyli, że koszty spotkania o zaostrzonym rygorze sanitarnym będą takie, że przy 3,4 tysiącach widzów wyjdą na zero. PGE Ekstraliga poradzi sobie jednak dzięki kontraktowi z Canal Plus i PGE. Takiego zaplecza nie ma BSI, promotor Grand Prix, dlatego cykl wciąż jest zagrożony. Polskie rundy także, o czym mówi na polskizuzel.,pl Adam Krużyński, przewodniczący rady nadzorczej KS Toruń. Na Motoarenie Toruń im. Mariana Rosego ma być finał tegorocznych zmagać w cyklu.

- Przy zapełnieniu stadionu w 25 procentach nie ma opcji, by robić rundę Grand Prix – mówi Krużyński. - To byłby ogromny finansowy minus. Przecież, gdybyśmy się na to zdecydowali, trzeba by ponieść olbrzymie koszty wykupienia licencji. Do tego dochodzą niemałe wydatki organizacyjne, a to też nie jest wszystko. Za licencję płaci miasto, ale robi to po to, by wesprzeć klub. Przychód z imprezy trafia przecież do budżetu - dodaje.

Krużyński nie liczył, jaki procent na trybunach pozwoliłby spiąć imprezę. Uważa jednak, że potrzebna jest jakaś inicjatywa BSI, które przez lata jest promotorem cyklu. I zarobiło na nim tyle, że powinno mieć odłożone jakieś pieniądze na czarną godzinę. Działacz KS Toruń mówi jasno, że przy zmniejszonej liczbie widzów trzeba by zrobić dwie rzeczy. - Według mnie w rachubę wchodzi zmniejszenie opłaty licencyjnej, ewentualnie zrobienie dwóch turniejów w jeden weekend. Być może, w jakiejś formule, to by mogło wypalić - komentuje Krużyński.

Problem BSI polega na tym, że samo musi zapłacić FIM za tegoroczną licencję. Chodzi o około 2,5 miliona dolarów. Jeśli promotor miał plan, by uregulować ten rachunek ze sprzedaży praw do organizacji poszczególnych rund, to raczej nie zgodzi się na żadne ulgi. Zwłaszcza że na polskim rynku zgarniał 70 procent kwoty potrzebnej na opłatę w federacji. Jeśli jednak 25 procent nic nie daje w przypadku Torunia, to w ciemno można założyć, że tak samo jest w przypadku rund we Wrocławiu i Warszawie. Słowem mamy pat.

Czytaj także:
Finał sprawy Drabika po wakacjach. Gra na zwłokę?
Tatuażysta żużlowców wstaje z grobu: uśmiercili mi branżę, choć u mnie bezpieczniej niż u dentysty

ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Billy Hamill

Źródło artykułu: