Dokładnie miesiąc temu Jason Crump zaczął się intensywnie rozglądać za pracą w Polsce. Skontaktował się z kilkoma klubami, ale nic z tego nie wyszło. Moje Bermudy Stal Gorzów traktowała go wyłącznie, jako opcję awaryjną dla Andersa Thomsena, Fogo Unia Leszno walczyła o utrzymanie składu po koronawirusowych i ekonomicznych perturbacjach. Z prezesem ROW-u Rybnik Krzysztofem Mrozkiem doszło do uprzejmej wymiany sms-ów, ale na tym się skończyło.
Na ten moment Crumpa nie ma w Polsce, bo raz, że wszyscy mają skompletowane składy, a dwa, że działacze uważają angaż 44-latka, który w grudniu 2012 zakończył karierę, za bardzo ryzykowną inwestycję. Długo był poza obiegiem, nie wiadomo, czego można się po nim spodziewać. Nawet będący pod ścianą ROW woli postawić na młodego Siergieja Łogaczowa niż na multimedalistę Grand Prix, który po 7 latach zapragnął wrócić na tor.
W ciemno można jednak założyć, że to nie koniec historii z Crumpem na ten rok. Jeśli przytrafią się kontuzje, jeśli ktoś będzie miał dziurę w składzie, to sam zadzwoni do Australijczyka i bardzo poważnie rozważy danie mu szansy. Crump nieźle wyglądał w zawodach, w których startował na początku roku w swoim kraju. Jest też przygotowany sprzętowo, ma silniki zrobione przez Ashleya Hollowaya, czołowego obecnie tunera.
Poza tym jazdy na żużlu się nie zapomina. Na pewno Crump, który wróci, nie będzie tym samym zawodnikiem, co 10 lat temu, ale według Tomasza Golloba, mistrza świata z 2010 roku, Crumpa stać na jazdę na poziomie 6-8 punktów. Taki zawodnik przydałby się każdej ekipie.
Czytaj także:
Ostafiński: Hampel pierwszy podpisał i dostał kopniaka
Tatuażysta żużlowców: uśmiercili mi branżę, choć u mnie bezpieczniej niż u dentysty
ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Jason Crump