Żużel. Jarosław Galewski: Motor zdefektował na starcie. Jeden granat wrzucony do szatni to za mało [KOMENTARZ]

WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: Gleb Czugunow przed Wiktorem Lampartem
WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: Gleb Czugunow przed Wiktorem Lampartem

Motor z Hampelem miał walczyć o finał, a we Wrocławiu pojechał jak zespół, który miał rok temu spaść z hukiem z Ekstraligi. Z drużyny, która sprzedawała najlepsze emocje, nie zostało prawie nic, a narzekania na działaczy brzmią teraz jak słaby żart.

- Ten transfer to granat wrzucony do szatni Motoru. Tak się nie robi - pisali przeciwnicy Jarosława Hampela tuż po tym, jak dwukrotny wicemistrz świata sfotografował się z prezesem Jakubem Kępą i obwieścił światu zmianę barw klubowych. - Z Jarkiem to jest drużyna na finał - odpowiadali zwolennicy. No i po meczu we Wrocławiu mamy paradoks, bo racji nie mieli ani jedni, ani drudzy.

Po pierwsze, Motor pojechał we Wrocławiu jak drużyna, która rok temu miała być czerwoną latarnią PGE Ekstraligi. Co gorsza, taki scenariusz wisiał w powietrzu, bo po przyjściu Hampela w lubelskiej szatni byliśmy świadkami najgorszej możliwej reakcji. Zamiast walecznych deklaracji, było marudzenie i wylewanie żali w stosunku do działaczy. A to wszystko jeszcze przed pierwszym gwizdkiem i w drużynie, której znakiem firmowym było to, że nigdy nie odpuszcza.

Efekt? Lublinianie stracili wszystkie swoje ubiegłoroczne atuty. Byli wolni, apatyczni, pozbawieni ambicji i w dodatku co chwilę przeszkadzali sobie na torze. Kiepsko spisali się juniorzy, którzy na tle wrocławian wypadli jak debiutanci.

ZOBACZ WIDEO Żużel. Magazyn Bez Hamulców: gorące krzesło w studio WP odpalone. Trener Kędziora ledwo wytrzymał

Atmosfera, którą miał zniszczyć Hampel, nie jest w tej chwili największym problemem lublinian. Motor ma inne zmartwienia. Jest na razie zespołem tak ospałym, że nie obudziłby go nawet wybuch granatu, którym miał okazać się były żużlowiec Fogo Unii Leszno. Gdyby 38-latka nie było w Lublinie, to na półmetku rywalizacji z Betard Spartą, drużyna Jacka Ziółkowskiego nie miałby ani jednego żużlowca z biegowym zwycięstwem! Cały występ Hampela był zresztą przyzwoity. Tor we Wrocławiu przecież wybitnie mu nie leży (w ostatnich trzech meczach zdobył tam 11 punktów). Tym razem było siedem "oczek" i dwa wygrane wyścigi. Dobry wstęp do czegoś więcej.

Brak mocy u liderów to zresztą tylko jeden z problemów Motoru. Zimowe transfery opatrzone przesłaniem "wymieniamy najsłabsze ogniwa" na razie nie okazały się wartością dodaną. Jakub Jamróg szarpał, ale na torze we Wrocławiu, który zna doskonale, na pewno liczył na więcej. Z kolei Matej Zagar potwierdził, że w Częstochowie wiedzieli, co robią, kiedy rezygnowali z jego usług. Można powiedzieć, że Motor wymienił nazwiska, ale nic na tym nie zyskał.

Ktoś powie, że to jeden mecz i drużyny nie należy skreślać, że przecież nie było sparingów i za tydzień może być zupełnie inaczej. Oczywiście, że tak, ale krytyka po lubelskiej premierze jest w pełni zasłużona. W końcu na inaugurację PGE Ekstraligi mieliśmy dostać smakowite danie, a zamiast tego kelner przyniósł zimną zupę. Co gorsza, później lokal został zamknięty, bo zawodnicy Eltrox Włókniarza i MrGarden GKM-u powiedzieli, że nie pojadą, a sędzia im przyklasnął. Może to dobrze, że PGE Ekstraliga ruszyła jednak bez kibiców? Takie wieści lżej przyjmuje się w wygodnym fotelu przed telewizorem niż po długim oczekiwaniu na stadionie. Całe szczęście, że powtórka już w poniedziałek. Przy tej okazji warto zauważyć, że koronawirus podsuwa nam rozwiązanie, jak powinien być urządzony światowy żużel. Jeden zawodnik - jedna liga. Wtedy wystarczy pstryknięcie palcami i problemy z terminami znikną.

Na koniec jeszcze słowo o Betard Sparcie, bo jeśli ktoś jechał w piątek jak drużyna na finał, to byli nią właśnie wrocławianie. Słowa uznania zwłaszcza dla Maksyma Drabika, który zniknął z mediów, przyjął sporo ciosów po sprawie z POLADĄ, ale nie dał się złamać. Seniorski debiut wypadł znakomicie. Doskonale spisała się także młodzież. Do poprawy w zasadzie tylko Daniel Bewley.

Jarosław Galewski

Źródło artykułu: