Żużel. Mateusz Szczepaniak: Na takim torze lepiej ode mnie pojechałby Troy Batchelor (WYWIAD)

WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Mateusz Szczepaniak
WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Mateusz Szczepaniak

-Jeśli był pomysł na takie przygotowanie toru, to zdecydowanie lepiej ode mnie na zbronowanej nawierzchni poradziłby sobie moim zdaniem Troy Batchelor – mówi po wysokiej porażce ROW-u z Falubazem zawodnik gospodarzy, Mateusz Szczepaniak.

[b]

Maciej Kmiecik, WP SportoweFakty: Jak czuje się żużlowiec, który przez całą zimę i wiosnę przygotowuje się do sezonu, ostro trenuje, inwestuje w sprzęt, a na dzień dobry otrzymuje dwa mocne ciosy w postaci dwóch zer na inaugurację?[/b]

Mateusz Szczepaniak (żużlowiec PGG ROW-u Rybnik): Ciężko jest się po czymś takim pozbierać. Dostaliśmy mocny strzał od razu na przebudzenie. Moje rozczarowanie jest tym większe, że przez te dwa ostatnie tygodnie treningów czułem się naprawdę dobrze. Przyszedł mecz i od razu dwa strzały w trzecim i dziesiątym wyścigu i koniec.

Podczas treningów czuliście, że jest to ostra walka o skład czy była w ich trakcie okazja na testowanie i pasowanie sprzętu?

Na testowanie czasu za dużo nie było, bo walka o miejsce w składzie była od samego początku. Później dołączył do nas Adrian Miedziński i tym bardziej nasiliła się rywalizacja. Walka o skład była cały czas.

Pojawiły się właśnie opinie, że zawodnicy poprzez tą walkę o skład na treningach mogli się "wypalić", a przecież prawdziwa walka o punkty czekała was w meczu. Coś w tym jest?

Ktoś może powiedzieć, że jest to tylko nasze tłumaczenie. Myślę, że mogą je zrozumieć tylko zawodnicy, którzy sami jeżdżą i rywalizują o miejsce w składzie i punkty. Przed kibicami czy resztą środowiska my możemy się tylko tłumaczyć wynikiem, najlepiej dobrym wynikiem. Zły możemy tylko usprawiedliwiać. Coś w tym jednak jest, że lepiej przygotować się mentalnie i sprzętowo głównie na zawody, a nie na trening, kiedy tak naprawdę walczy się o miejsce w składzie.

ZOBACZ WIDEO Żużel. Grzegorz Zengota: Hampel to nie jest mój problem

Przed meczem ma pan dodatkową świadomość, że to nie jest tylko walka o punkty, wynik drużyny i zarobek, ale także w dalszej perspektywie o utrzymanie miejsca w składzie? Siedzi to gdzieś z tyłu głowy zawodnikowi?

Na pewno. Ktoś, kto pojedzie dobry mecz, wystąpi prawdopodobnie w kolejnym spotkaniu. Ten, który zaprezentuje się słabo, nie wystąpi w następnym albo na kolejnych treningach znowu będzie musiał rywalizować o skład. Siedzi to z pewnością z tyłu głowy zarówno na treningach jak i podczas samych meczów.

Nie obawiał się pan przed sezonem, że brzydko określając, może pan pełnić rolę "kevlara" w składzie jako krajowy zawodnik i będzie pan zastępowany żużlowcem z rezerwy?

Takie opinie z boku się pojawiały. Ja absolutnie inaczej myślę o swoich możliwościach. Wierzę w siebie, wierzę, że dam radę zdobywać punkty. Co prawda ten pierwszy mecz przeczy temu, co teraz mówię. Nie będę jednak ukrywał, nie jestem topowym zawodnikiem. Muszę mieć warunki do tego, żeby punktować.

To znaczy? Choćby dwa starty w meczu jeden po drugim, a nie wycofywanie zaraz po nieudanym wyścigu?

Na pewno to nie pomaga. Wiadomo jednak, że trener szukał jakiegoś rozwiązania, żeby ratować wynik. Robert Lambert był szybki na treningach. Potwierdził to także w niedzielnym meczu. Są różne punkty widzenia tej całej sytuacji.

Z pana punktu widzenia to chyba nie jest komfortowa sytuacja?

Pewnie, że nie. Dla nikogo nie jest to fajne, jeśli jedzie się w trzecim wyścigu, a później w dziesiątym. Czasami jednak tak bywa i nie ma się co na to obrażać. Pewnie, gdybym przywiózł jakieś punkty w pierwszym swoim starcie, jechałbym dalej.

Z czego zatem wynikała pana niemoc w niedzielnych zawodach? Był pan wolny na starcie, a na dystansie też ciężko było cokolwiek zdziałać…

Często wymówką zawodników jest kwestia toru i znalezienie odpowiednich ustawień do danej nawierzchni. Co tu jednak dużo mówić. Taka była prawda, że przez ostatni tydzień trenowaliśmy na torze twardszym, do ścigania. Był on mocno ubijany, a w niedzielę tor był dosyć głęboko zbronowany. Był zatem inny niż na treningach. Nie wiem, dlaczego tak się stało. Przyznam szczerze, z mojego punktu widzenia, że jeżeli miał być taki tor na zawody, to zdecydowanie lepiej ode mnie na takiej nawierzchni pojechałby Troy Batchelor. Walczymy o miejsce w składzie na treningach na innym torze, a jedziemy w meczu na innym. Wydaje mi się, że potrzeba trochę więcej konsekwencji.

Co dalej? Czy trener Lech Kędziora oznajmił wam już jakieś decyzje kadrowe odnośnie następnego spotkania?

Co tu ukrywać, na pewno do Grudziądza pojedzie inny skład, bo nie wszyscy zaprezentowali się dobrze na inaugurację. Roszady będą, ale jakie, to nie wiem. Czekam na wiadomość o treningach i jak dalej będzie wyglądała ta rywalizacja o miejsce w składzie.

Przeżył pan brutalne zdarzenie z powrotem do ekstraligowej rzeczywistości?

Niestety tak. Dwa pierwsze wyścigi były brutalnym zderzeniem, ale ja się nie poddaję. Zdaję sobie sprawę, że coraz trudniej jest utrzymać się w tym sporcie. Przede mną kolejne treningi i mogę tylko obiecać, że zrobię wszystko, by pojechać w dalszej części rozgrywek i przywozić punkty.

Zobacz także:
Prezes Unii o rozstaniu z Hampelem

Pawlicki skradł berło Zmarzlikowi

Źródło artykułu: