Raz lewica, raz prawica. Jak partie pomagały zdobywać żużlowym klubom medale mistrzostw Polski

WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Prezydent Andrzej Duda, mistrz Bartosz Zmarzlik.
WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Prezydent Andrzej Duda, mistrz Bartosz Zmarzlik.

Cała żużlowa Polska z zazdrością patrzy na Motor, bodaj najbogatszy obecnie klub w Polsce. Motor jest tak mocny, bo może liczyć na wsparcie największych sił politycznych. Polityczny projekt POPiS umarł dawno temu, sportowy kwitnie w Lublinie.

Motor Lublin w tym roku dostał 4 miliony z miasta zarządzanego przez prezydenta z Koalicji Obywatelskiej. Milion przekazał marszałek województwa, wywodzący się z PiS. Motor ma też wsparcie sponsorskie dwóch spółek  Skarbu Państwa. W sumie, z wpływami z biletów, budżet klubu jest szacowany na 10 milionów.

Pierwszy głośny spór o mieszanie się żużla z polityką mieliśmy w 2001 roku. Wtedy Wiesław Wilczyński, ówczesny prezes Polonii Piła powiedział w wywiadzie dla "Tygodnika Żużlowego", że Atlas Wrocław wykorzystuje prezesa klubu Ryszarda Czarneckiego, wówczas był on także wschodzącą gwiazdą rządzącej partii AWS, do konstruowania gigantycznego budżetu. Zdaniem Wilczyńskiego Czarnecki miał wykorzystywać swoje polityczne wpływy i przyciągać do współpracy spółki Skarbu Państwa. Za chwilę role się odwróciły, bo Wilczyński do spółki z kojarzonym z lewicą Markiem Borowskim stworzył żużlową potęgę w Pile.

Kierowca prezydenta Wałęsy ustawił Polonię

Polityka w żużlu zaczęła odgrywać ważną rolę już w pierwszych latach transformacji. Ten, kto miał lepsze dojścia, miał pieniądze, a co za tym idzie, sukcesy. Polonia Bydgoszcz rosła w siłę nie tylko dzięki Tomaszowi Gollobowi, ale i Mieczysławowi Wachowskiemu. Sekretarz stanu w kancelarii prezydenta RP Lecha Wałęsy został patronem bydgoskiego żużla. - On się zaangażował tak mocno, że przez jakiś czas jeździł za Gollobem po Europie na kolejne rundy Grand Prix. Dzięki temu, że był naszym patronem, zyskaliśmy bardzo dużo. Sponsorzy się do nas pchali - wspomina były działacz Polonii Leszek Tillinger.

ZOBACZ WIDEO Madsen woził Przedpełskiego po płotach. Niektórzy nie są stworzeni do jazdy parą ze sobą

Dzięki Wachowskiemu w pałacu prezydenckim doszło do spotkania, na którym nieżyjący już biznesmen Jan Kulczyk przekazał Gollobowi silniki, na których ten miał zdobyć złoto mistrzostw świata. W świecie polityki o Wachowskim mówiło się szara eminencja, w Polonii mieli jednak o nim inne, lepsze zdanie. - Uchodził za ponuraka, ale taki nie był. Zawsze go ceniłem i lubiłem, a Polonia bardzo wiele dzięki tej współpracy zyskała - tak Tillinger mówi o jednej z najbardziej tajemniczych postaci świata polityki lat 90. Wachowski zaczynał, jako kierowca Wałęsy w czasach Solidarności. Zyskał jego zaufanie, więc nic dziwnego, że w czasach prezydentury Wałęsy stał się jego człowiekiem do zadań specjalnych, prawą ręką.

Minister sportu dał 2 miliony na trybunę

Po Wachowskim Polonia kontynuowała romans z prawicą. Tak w Bydgoszczy pojawił się wicepremier Janusz Tomaszewski i minister sportu Jacek Dębski. Ten ostatni przyjechał na zawody Grand Prix, na których wręczał motocykl mistrzowi świata juniorów Robertowi Dadosowi. Dębski wracał do domu zachwycony atmosferą i samą imprezą. - Nie spodobała mu się jednak trybuna główna, więc dał 2 miliony na modernizację - opowiada Tillinger.

Bohaterowie tamtej historii skończyli tragicznie. Dados zginął śmiercią samobójczą. Po wypadku motocyklowym desperacko walczył o życie. Wyszedł z tego, ale potem zaczął się dziwnie zachowywać. Życie próbował sobie odebrać trzy razy. W końcu mu się udało. Z kolei Dębski po odejściu z polityki wszedł w kontakt z osobami ze środowiska przestępczego. W 2001 roku został zastrzelony przez płatnego mordercę przed restauracją Cosa Nostra. W sporcie pamiętają jednak Dębskiego dobrze. Dał nie tylko na trybunę Polonii, ale i remont Olimpijskiego we Wrocławiu. - Pierwszy poważny - zauważa Czarnecki.

Zarząd Unii Leszno niczym sejm

Rządy AWS i prawicy się skończyły, ale Polonia znalazła nowych patronów z lewej strony sceny politycznej z premierem Leszkiem Millerem na czele. - Pan premier, ale i też pan prezydent Aleksander Kwaśniewski byli honorowymi patronami bydgoskich rund Grand Prix. A jak były takie osobistości, to i jedna, czy dwie spółki skarbu państwa się znalazły, które wspierały klub w ramach sponsoringu - wyjaśnia Tillinger.

W latach 90. żużlowi działacze sami szukali kontaktu ze światem polityki. O kasę było trudno, więc takie wsparcie miało znaczenie. Były prezes Unii Leszno Rufin Sokołowski mówił kiedyś w rozmowie z Gazetą Wyborczą, że w jego zarządzie był polityk SLD (on sam), członek Solidarności internowany w latach 80., dwie osoby z Unii Wolności i jedna z PSL-u. Wtedy to były wszystkie liczące się siły polityczne w naszym kraju.

Inna sprawa, że w tamtym okresie Unia jakichś spektakularnych sukcesów nie miała. Inni byli skuteczniejsi. Nie tylko Polonia Bydgoszcz, ale i Sparta. Czarnecki przekonuje nas jednak, że jego wpływy polityczne nie miały większego znaczenia. - Bo Sparta zawsze miała dobrych sponsorów - twierdzi, a jako tych, których można by podpiąć pod jakiś układ polityczny, wymienia jedynie Telekomunikację Polską. Jakby nie spojrzeć Sparta z gwiazdą politycznej Ekstraligi, jaką już wtedy był Czarnecki, biła się z Polonią o medale.

Przyszła lewica i znalazł się milion na Golloba

Sparta zaczęła tracić na znaczeniu, gdy do władzy doszła lewica. Jeszcze zanim to się stało, wspomniany przez nas Wilczyński prognozował, że wrocławski klub chcą zachować wpływy, będzie musiał sprzymierzyć się z politykiem SLD. Do tego jednak nie doszło. Zyskał Wilczyński, działając w duecie z Borowskim, ale przede wszystkim Unia Tarnów, gdzie pojawił się prominentny polityk SLD Krzysztof Janik i pieniądze należącej do grupy PKN Orlen Rafinerii Trzebinia. Do Unii trafił za milion złotych Gollob. W Tarnowie świętowali dwa tytuły mistrzowskie.

Z czasem kontakty żużlowych działaczy z politykami zeszły na szczebel lokalny. Kluby zaczęły być zasilane znaczącymi środkami z samorządów i na tym budowały sukcesy. Natomiast prezesom medale zdobywany przez ich drużyny torowały drogę do polityki. Robert Dowhan uczynił z Falubazu Zielona Góra żużlową Barcelonę i trafił do senatu z list Platformy Obywatelskiej. - Nie było jednak mowy, żeby klub wsparły spółki Skarbu Państwa - mówi nam Dowhan, dowodząc, że Falubazowi odmawiano tych środków, bo partyjni koledzy pana Roberta uważali, że mogłoby to być źle odebrane.

Prezydent u mistrza na ogródku

- Moje polityczne koneksje nie pomogły. Ze spółek Skarbu Państwa do Falubazu trafiło wyłącznie PGNiG-e, bo w Zielonej Górze był lokalny oddział. Nie były to jednak wielkie pieniądze. Ratowałem się kontaktami biznesowymi, to dzięki nim Falubaz zawsze miał wielu sponsorów - komentuje Dowhan, dodając, że na upartego można by stwierdzić, że polityka odrobinę pomogła w tym, by Falubaz znalazł się w programie LOTTO: Uczeń i mistrz. - Zmieniła się jednak władza i Rysiu Czarnecki zabrał nam program, o który zabiegaliśmy dwa lata, do Wrocławia - komentuje Dowhan, a Czarnecki oczywiście zaprzecza, że tak było.

Obecnie powiązanie żużla z polityką, to dwaj żużlowi senatorzy (Dowhan, Władysław Komarnicki), mecenas żużla Czarnecki i wspierany przez dwie najważniejsze opcje Motor. Czarnecki jest patronem wielu żużlowych imprez, przekonał też Tauron do finansowego wsparcia mistrzostw Europy. Dalej kibicuje też Sparcie. Dowhan jest udziałowcem Falubazu, kibicuje klubowi, ale nie ma żadnego wpływu na to, co się w nim dzieje. Komarnicki chętnie z kolei wypowiada się na temat żużla, ale to nie on załatwił Bartoszowi Zmarzlikowi wsparcie Orlenu. Swoją drogą mistrz świata wziął mimo woli udział w kampanii prezydenckiej, przyjmując w swoim ogródku i warsztacie prezydenta Andrzeja Dudę.

Czytaj także:
Smektała o trudnym dojrzewaniu. W Gorzowie nie łapał się na szprycę
Miesiąc: we mnie jest tylko sportowa złość

Źródło artykułu: